Wzgórza Trumpa złotymi zgłoskami pisane
Flagi Izraela, niżej napis „Ramat Trump” (po hebrajsku), jeszcze niżej – nieco mniejszy „Trump Heights” (po angielsku). Wszystko na złoto. Całości dopełnia sztuczna trawa i trochę krzaków. To zaczątek „osady” Trumpa na Wzgórzach Golan.
Trump jako drugi urzędujący prezydent (po Harrym Trumanie, którego imię nosi wioska nieopodal lotniska pod Tel Awiwem) został uhonorowany osadą swego imienia w Izraelu. Na razie jest tam ściernisko, nic nie wskazuje, by szybko pojawiło się San Francisco. Wzgórz Trumpa nie widzą jeszcze mapy Google, ale wiadomo, że zostaną założone nieopodal miasteczka Kela Alon. Miejsce oczywiście nieprzypadkowe. Zaledwie trzy miesiące temu „największy przyjaciel Izraela” uznał suwerenność Jerozolimy nad Wzgórzami Golan – wbrew całemu światu, który od 1967 r. uważa je za tereny okupowane.
Wszystko jest na bardzo wstępnym etapie przygotowań. Decyzje i pieniądze będzie wydawał jesienią już nowy rząd. Na razie sprawę trzeba zgłosić do narodowej komisji planowania, wiadomo, że na początek Wzgórza Trumpa ma zasiedlić 120 rodzin. Ale to bardzo iluzoryczne. „Rząd Netanjahu należałoby pochwalić za ten błyskotliwy ruch. Bo co Trumpa ucieszyłoby bardziej niż złote litery wypisane na wielkim znaku? Najważniejsze, że jest zdjęcie, nikt potem nie będzie sprawdzał, czy wspólnota rzeczywiście powstanie. Honor został złożony, fakty są bez znaczenia. Poza tym żyjemy w erze fake newsów, jak mawia prezydent Trump” – pisze Noa Landau w „Haaretz”.
Izraelska prasa specjalnie Wzgórzami Trumpa się nie ekscytuje, sprawa nie budzi też emocji lewicy ani obozu opozycji. „Izrael staje się w dziwnym sposób jedynym demokratycznym krajem na świecie, w którym Donald Trump nie polaryzuje. Działania Trumpa w odniesieniu do Izraela cieszą się szerokim poparciem całego politycznego spektrum. Praktycznie żaden przywódca polityczny czy dziennikarz nie potępił oficjalnego uznania przez rząd USA Jerozolimy jako stolicy Izraela, przeniesienia ambasady USA do Jerozolimy ani uznania suwerenności Izraela nad Wzgórzami Golan. Nawet druzyjskie społeczności mieszkające na Wzgórzach Golan, które czują się dumnymi obywatelami Syrii, nie pojawiły się na Wzgórzach Trumpa, by zaprotestować” – zauważa Calev Michael Myers w „Times of Israel”. I dodaje, że ewentualny sceptycyzm opozycji wynika raczej ze pragmatyzmu: na ile plany budowania czegokolwiek są realne, skoro, jak mówi jeden z posłów Biało-Niebieskich, nie ma ani budżetu, ani ustalonej lokalizacji.
Ale to przecież nieistotne. Liczy się gest. Wie to Netanjahu i wie to Trump. Zwłaszcza że trwa kampania. Złote litery są jak najbardziej na miejscu.
Komentarze
Na Bliskim Wchodzie ma miejsce wiele istotnych wydarzen a tutaj kolejna notka o sprawach malo istotnych.
Odpowiadajac na pytanie Autorki postawione w innym artykule, dotyczacym smierci bylego prezydenta Egiptu, mozna spokojnie odpowiedziec, ze nikt za ta smierc nie odpowie. Znamiennym jest to, ze przypomniano sobie o uwiezionym prezydencie w zwiazku z jego smiercia. Od czasu uwiezienia byl postacia zapomniana i niechciana. Swiat Zachodni, tak chetnie ujmujacy sie za uwiezionymi w krajach niezbyt przyjaznych Zachodowi, nie zajmowal sie losem uwiezionego, tak jak obecnie nie zajmuje sie losem dziennikarza Al-Dzaziry siedzacego bez wyroku w egipskim wiezieniu od ponad dwoch lat – inaczej rzecz sie ma, gdy wiezienie jest rosyjskie, chinskie lub bialoruskie. Niby zycie ludzkie jest bezcenne, jak jednak widac bezcennosc nie jest jedna.
Pozdrawiam