Tu zaczęła się syryjska wojna i tu się zakończy?
Czy flaga nad Dara to symboliczny koniec wojny w Syrii? Może nim być.
Zimą 2011 r. na ścianie szkoły w Dara (wołałabym napisać Daraa, bo to bardziej oddaje jej arabską wymowę, ale zostawiam polską wersję) 14-letni Najef Abazid wysmarował sprejem napis: „Teraz twoja kolej, doktorze Baszarze al Assad”. Ponoć zrobił to za namową starszego kolegi. Najefa złapał muchabarat, wydusił torturami nazwiska pięciu chłopców, a ci – także torturowani – wydali kolejnych. W sumie w areszcie znalazło się jeszcze 22 chłopców: tych, którzy podczas malowania napisu byli w szkole, i tych, których wtedy tam nie było. Syryjskie służby chyba niekoniecznie zawracały sobie tym głowę, nie wiedziały także, jaki błąd popełniają. Zachowały się standardowo, uważając, że bunt należy zdusić w zarodku i nie pozwolić, by zapach unoszącej się w powietrzu arabskiej wiosny, który zmiótł już ze sceny władców Tunezji i Egiptu, dotarł do pałacu prezydenckiego w Damaszku.
W marcu ludzie wyszli na ulice Dara, domagając się uwolnienia chłopaków. Użyto wobec nich broni palnej, były ofiary śmiertelne. Rewolucji nie dało się już zatrzymać, bo ludzie przestali się bać – z dnia na dzień ci, którzy przez lata dla świętego spokoju woleli siedzieć cicho, nagle uznali, że nie mają już nic do stracenia.
Tak narodziła się rewolucja walki o godność. Do Dara dołączały kolejne miasta, w których demonstracje odbywały się często po raz pierwszy. Szczególne znaczenie miały te piątkowe, często tematyczne. Na przykład kiedy wypłynęły maile, w których żona prezydenta Asada zwraca się do niego pieszczotliwie per „Kaczorku”, podpisując się „Twoja Kaczuszka”, ot, taka syryjska para kaczek (zapewniam, że nie mam żadnych skojarzeń), Syryjczycy podchwycili to natychmiast i na demonstrację przynieśli gumowe kaczuszki. Zrobiło się poważnie, bo reżim nie mniej od demonstracji boi się ośmieszenia (nie bez powodu w dyktaturach żarty z władzy są zakazane, co ćwiczyliśmy w Polsce, co ćwiczyli Rosjanie, co ćwiczą Chińczycy). – Chcielibyśmy nareszcie normalnie oddychać – mówił mi wtedy jeden z mieszkających w Polsce Syryjczyków. Człowiek ten był w stałym kontakcie z Syrią, opowiadał o zawiązujących się lokalnych komitetach, demonstracjach, pierwszych dezerterach z syryjskiej armii, którzy formowali się w oddziały Wolnej Armii Syryjskiej. Wtedy myślano już o tym, co po Asadzie, jak budować demokratyczną Syrię i z kim. Opozycjoniści pokroju George’a Sabry czy Suheir Atassi szykowali plany i snuli wizje przyszłej Syrii.
Takie były początki. A z miesiąca na miesiąc robiło się groźniej. Pokojowe demonstracje zaczęły powoli ustępować obrazom krwi, broni, walk, ruin. Skoro nie dało się pokojowo, reżim postanowiono obalić siłą. Ale tych sił zaczęło nagle zewsząd przybywać – do tego broni, pieniędzy, wpływów. Nawet się nie obejrzeliśmy, a o tym, co dzieje się w Syrii, zaczęto pisać, że to „wojna zastępcza”, w której na terytorium tego kraju ścierają się inne państwa ukrywające się za szyldami rozmaitych grup zbrojnych.
Al-Kaida i Państwo Islamskie karmiły się tym po uszy, po chwili straciliśmy rachubę, kto z kim, gdzie, przeciwko komu. Wojna zajmowała kolejne miasta: Homs, Aleppo, Rakkę. Wypędzała kolejne miliony z domów, z kraju, rozlewała je po Europie, podnosząc słupki populistycznej prawicy, odbierała wiarę, że jakiekolwiek polityczne umowy zatrzymają bomby, broń chemiczną czy tortury w syryjskich więzieniach. Dramatyczna bitwa o Aleppo, w której wojska syryjskie wspierane przez Rosjan nie liczyły się z żadnymi kosztami humanitarnymi tej operacji, oblężone miasta, zdobywane bardziej głodem niż orężem, Wschodnia Guta, ofensywa przeciwko Państwu Islamskiemu, Kurdowie, którzy raz byli potrzebni Ameryce, a potem uznano, że już potrzebni nie są, upakowanie rebeliantów wszelkich maści w Idlib, i znowu Dara…
Po ośmiu latach znowu Dara. Syryjskie wojsko skleiło naprędce jakiś maszt na czymś, co kiedyś było placem głównym, a teraz jest bardziej areną otoczoną zrujnowanymi budynkami. Wetknęło syryjską flagę z dwiema gwiazdami – miasto zostało zdobyte. Rebelianci mają złożyć ciężką broń i podporządkować się władzy z Damaszku, a ci, którym to się nie podoba, mają opuścić Dara. Ostatnia ofensywa doprowadziła do kolejnego masowego exodusu setek tysięcy osób – kolejna liczba w wojennej statystyce.
Asad wrócił do kolebki rewolucji, zatknął swoją flagę, poczuł się zwycięzcą. Mimo że kurz nie opadł i z tymi w Idlib też w końcu coś zrobić trzeba będzie, może świętować, że to jednak nie jego kolej. Z tym, jak się wydaje, pogodzili się już wszyscy – z Ameryką i Izraelem na czele.
Czytaj także: Syria na zdjęciach z lat 2010–17: jak wojna zmieniła obraz kraju
Komentarze
Niestety, nie zakończy się ani tu (Dara), ani gdzie indziej. Już o to zadbają ci, którzy zorganizowali „protesty”. W końcu nigdzie nie brakuje niezadowolonych, których można bardzo łatwo i bardzo tanio kupić. Syria nie ma tyle ropy i gazu, co choćby sąsiadujący Irak lub Arabia Saudyjska, ale jej atutem jest strategiczne położenie. I jest tajemnicą poliszynela, że Asad byłby dalej pupilkiem Zachodu, dalej byłby przyjmowany na politycznych salonach, gdyby pozwolił na terytorium swojego kraju zbudować rury transportujące gaz i ropę znad Zatoki Perskiej do Europy. Ale ten typ okazał niespotykaną u Arabów lojalność wobec Rosji, niejako rodzinną, trwającą jeszcze od czasów radzieckich. A zbudowanie tych rur oznaczałoby eliminację, albo przynajmniej wielkie ograniczenie Rosji jako dostawcy paliw dla Europy.
Gdy Asad odmówił „kooperacji”, wszystko potoczyło się według schematu dobrze znanego z Iraku czy Libii: mordowani młodziankowie lub dziewice, a jeszcze lepiej niemowlęta, dyktator rozdaje sołdatom viagrę, by masowo gwałcili kobiety, itd. musiały wywołać „spontaniczny” gniew ludu. Ten lud wprawdzie chciał powrotu od do średniowiecza i surowego prawa religijnego, ale kto by zwracał uwagę na takie drobiazgi, kiedy idzie o „demokrację”?
Podobnie jak wojna na Bałkanach, wojna w Syrii nie będzie trwać wiecznie. Ludzie wrócą i zacznie się odbudowywanie kraju. Izrael może spać spokojnie przez wiele lat.
Czasem mam wrażenie, że niektórzy żałują iż to być może koniec wojny domowej w Syrii…