Pewnego razu w Palmirze
Powiedzą Ci, że to nie jest zwykłe miasto. Że to nie jest tylko miasto. Rzucą eleganckie określenie „Perła Pustyni” i powiedzą, że powali Cię na kolana z powodu swego piękna i historii. Dodadzą, że mieści się tu jedno z najgorszych reżimowych więzień politycznych, ale przecież nie jedziesz na widzenie. Myślisz tylko o jednym – że Palmira to więcej niż miasto, że to historia.
Kiedy staniesz na zakurzonej głównej ulicy w Tadmor, jak mówią o niej Syryjczycy, nie uderzy Cię jej majestatyczne piękno. Ot, zwykła, zakurzona ulica. Kilka lichych hotelików po jednej stronie, restauracja, apteka, sklepy z mydłem i powidłem po drugiej, na rogu „śniadaniownia”, gdzie trudno szukać prawdziwego fatajer z serem albo choćby z za’atarem. Zwykła ulica, zastanawiasz się nawet, czy to naprawdę ta słynna Palmira, bo przecież wygląda jak każde zapyziałe syryjskie miasteczko.
Ale nie dajesz się zwieść. Wiesz, że to przecież nie jest zwykłe zapyziałe miasteczko. I dowody na to muszą się znaleźć. Idziesz więc do „śniadaniowni” za rogiem, choć już pora prawie wieczorna, zaczynają włączać kolorowe szyldy, a w restauracji wrzucili na grilla kurczaka. Czuć na całej ulicy. To może Cię zmylić. Jeśli zjesz go na kolacje, może Cię czekać ciężka noc. Nie martwisz się. Wiesz, że uratują Cię Beduini, którzy zaparzą Ci jakiegoś zielska i po godzinie kurczak będzie jedynie niemiłym wspomnieniem.
Teraz zakurzona ulica zostaje za Tobą. Mijasz budynek miejskiego muzeum i nagle dociera do Ciebie, że to nie jest zwykłe miasteczko. Przed Tobą majaczy małe wzniesienie górujące nad doliną. Przed nim rzymska droga, kolumnada, zarys ruin. Powietrze jest czerwone od piasku. W końcu miasto leży na środku pustyni. Skręcasz w lewo. Mijasz ogrodzony grubym murem ogród, powiedzmy – coś, co kiedyś mogło być maleńką oazą, dziś rosną tam pomarańcze, palmy. Nie, to nie park, nie rozpędzajmy się. Na pustyni nie ma parków.
Za ogrodem-oazą rozciąga się trochę płaskiego terenu, obok droga, po której z rzadka przejeżdża jakieś auto albo mały wielbłąd, który zapragnął wolności i odłączył się od stada. Będzie biegł co sił w swych młodych nogach, ale i tak na końcu dogoni go pościg złożony z dwóch pick-upów.
Obok drogi miejscowe dzieciaki grają w piłkę. Biegają po twardym piasku, kamieniach, ani źdźbła trawy. Kopią w kierunku nieistniejących bramek. Jak spojrzysz na to, po czym biegają, złapiesz się za głowę.
Pod nogami masz zwykłe kamienie, śmieci, ale też kawałki czegoś, czego na pewno dotknęła ludzka ręka. Masz wrażenie, że to ktoś celowo skądś odłupał albo po prostu dzieciaki przywlokły z rozpościerającej się za chwilę rzymskiej drogi. Mógłbyś przysiąc, że to kawałki jakiejś rzeźby albo może kolumny. Wyglądają dokładnie tak samo.
Jakbyś miał nieco więcej czasu, mógłbyś pozbierać te niezwykłe kawałki, po których biegają dzieciaki, i spróbować przypasować je do brakujących elementów. Cieszyłbyś się jak dziecko, gdyby któryś z nich pasował. A może tylko wydawałoby się, że pasuje. Nie psułbyś sobie humoru roztrząsaniem tej kwestii. Tylko wciąż dręczyłaby Cię nieznośna myśl – co zrobić z tym kawałkiem kolumny czy starożytnego teatru? Po prostu rzucić dzieciakom pod nogi, tam, skąd wziąłeś?W zamyśleniu dojdziesz drogą do świątyni boga Baal. Jakieś 2,5 tys. lat przed Chrystusem. To aż tak stare, zapytasz? Będziesz dotykać wyślizganych, zimnych białych kamieni, usiądziesz na jednym z nich i pomyślisz, że przed tysiącami lat te ściany wokół już istniały, te kamienie tu były.
Jeśli wrócisz do świątyni za dnia, będzie to jedyne miejsce, w którym poczujesz miły chłód, znajdziesz trochę cienia, zwłaszcza jeśli postanowisz wybrać się w Dolinę Śmierci. Tam na pewno nie zaznasz chłodu ani cienia. Chyba że wejdziesz do jednego z grobowców, które wyglądają jak małe domy.
W końcu wrócisz w kierunku miasteczka i zapyziałych hotelików. Postanowisz złapać tortera, zastanawiając się, jakim cudem to jeździ. Zwykły motor z doczepioną paką z tyłu. Wskoczysz na pakę i za kilka funtów syryjskich każesz zawieźć się na górę – jedyną, którą widzisz w okolicy. Kierowca się zdziwi, po co jechać na górę, skoro zamek, który tam stoi, to jakiś zaledwie XIII wiek. Toż to nawet nie zabytek. Uprzesz się jednak, że chcesz jechać na górę i na cytadelę. Tortera będzie jechała sobie w swoim tempie „pyr, pyr, pyr” pod górę, a Ty będziesz zachwycać się mijaną rzymską drogą, kolumnadą. Jak to możliwe, że po tylu tysiącach lat te kolumny jeszcze stoją, niektóre jakby ścięte piłą leżą po prostu obok…
Już na górze wysiądziesz z tortera, zapłacisz i podziękujesz kierowcy i wejdziesz do zamku-twierdzy. Rzeczywiście nic ciekawego, zamek jak zamek. Nawet nie ma co oglądać. Zresztą nie na zwiedzanie zamku tu przyszedłeś. Chodziło o górę samą w sobie, a właściwie spojrzenie na wszystko z wysoka: na zapyziałe miasteczko przed Tobą, na świątynie Baal, na drogę rzymską i kolumnadę, na hotelik Zenobia, w którym można zjeść przyzwoity posiłek, na dolinę śmierci poniżej, na horyzont, który oblał się czerwonym światłem zachodzącego słońca.
Czekasz do zmroku. Tortera już dawno odjechała, wiesz, że jesteś skazany na siebie. Postanawiasz wrócić tych kilka kilometrów do miasteczka piechotą. Zejście z góry nie jest proste. Trzeba znaleźć miejsce, które pozwoli Ci łagodnie zejść na dół. Po czerwonym słońcu nie ma nawet śladu. Jest ciemno, naprawdę ciemno. Na pustyni nie ma latarni, oczywiste. Wieczorem podświetlają ruiny, w niektórych miejscach jest jaśniej, ale jeszcze nie tutaj.
Schodzisz powoli z tej piekielnej góry, piasek osypuje się pod stopami. Kiedy jesteś już na dole, idziesz w kierunku świateł majaczących się przed Tobą. Wiesz, że po prawej stronie masz ruiny rzymskiej drogi, amfiteatr i całą tę kupę kamieni. Nagle słyszysz jakby chichot. Na chwilę staje Ci serce. Przypominasz sobie „W pustyni i w puszczy” i czujesz, że ten chichot to nic śmiesznego, naprawdę. Przychodzi Ci do głowy tak naprawdę jedno: to hiena.
Dobrze, myślisz, spokojnie. Jest noc. Czarno, nic nie widać, tylko w oddali kilka światełek zapyziałego miasteczka. Przy sobie masz butelkę wody, trochę pieniędzy i dokumenty. Żeby chociaż jakiś kij, cokolwiek, czym można się bronić. Stuknij się, gdzie na pustyni chcesz znaleźć kij? Widziałeś tu gdzieś jakieś drzewo?
Chichot jest coraz głośniejszy i jakby bliższy. Tobie naprawdę nie jest do śmiechu. Postanawiasz jak najszybciej przebić się przez ruiny starożytnego miasta, przyspieszasz kroku. Kiedy docierasz do jakiejś ściany, widzisz (masz szczęście, że akurat na niebie wisi kawałek kawałek księżyca, bo to sprawia, że cokolwiek widzisz) małe stadko owiec. Owce? Twój strach zamienia się w rozbawienie. Wokół owiec biega mały piesek i ujada zawzięcie. Wyczuł z oddali obcego, nie pozwoli, by ktoś dobrał się do jego stada. Pies jest niegroźny, mijasz go szerokim łukiem, podobnie jak Beduinów, którzy przycupnęli obok.
Wchodzisz na rzymską drogę i kroczysz triumfalnie do zapyziałego miasteczka. Jak zwycięzca. Nikt nie musi znać wszystkich szczegółów.
PS W środę wojsko Asada wycofało się z okolicy, cała Palmira wpadła w ręce Państwa Islamskiego. A z nim droga rzymska, świątynie i wszystkie kamienie i dwa pola gazowe. Przed panami z ISIS otwarta droga na Damaszek i Homs.
Komentarze
Dzięki za ten opis, jakbym tam (znów) był. Beduińskie zielska genialnie wyleczyły mnie z silnego przeziębienia, ale ze skutkami ubocznymi, w postaci ganiania co 1/2 g. do wychodka. Może to i dobrze, że tuż przed kuracją nie załapaliśmy się na mansaaf.
Niestety zanosi się, że z zabytków zostanie niewiele pod rządami ISIS, jeśli artykuł http://www.theatlantic.com/features/archive/2015/02/what-isis-really-wants/384980/ poprawnie opisuje ich cele.
Szkoda kamieni, ale bardziej szkoda ludzi.
Beziemy z rospaczy rozdzierac koszulki a wieczorem poprostu poogladamy sobie telewizje i zbulwersujemy sie scena gwaltu w filmie „Gra o tron”. I nic sie nie zmieni i bedzie nadal poprostu STRASZNIE !!! Latajac samolotami pare tysiecy metrow nad Palmira nie odniesiemy jakiegokolwiek zwyciestwa ( obcja duzego rzyba atomowego nie wchodzi w gre ) i tak dlugo jak nie bedziemy gotowi umierac za NASZA cywilizacje i co NAJ !! NAJWAZNIEISZE !! za NASZA WIARE i WIARE naszych przodkow tak dlugo BYDLO z ISIS bedzie sie tam panoszyc i wyniszczac co mu sie podoba albo lepiej co mu sie nie podoba. A przyjdze czas ze zastukaja do naszych drzwi – o przepraszam juz przeciez pukaja. Ale MY tego slyszec nie chcemy. NA SZCZESCIE NIE WSZYSCY
Laureat pokojowej nagrody Nobla, ten z bialego domu, odpowiedzialny jest za szerzenie bandytyzmu na bliskim wschodzie i na swiecie. Jeszcze niedawno, wrzesien 2014, dal im $700 mln pomocy militarnej. Na szkolenie, amunicje i bron. Kilka miesiecy wczesniej podarowal bandziorom 43 mini ciezarowki maki Toyota,…. I jeszcze wczesniej isis dostal $260 mln i $120 mln pomocy. Pod pozorem uzbrajania tzw wolnej armi syryjskiej laureat pokojowej nagrody Nobla uzbraja bandziorow z isis. Nobel sie w grobie przekreca. Ze wsdydu.
@ axiom1
A, coś Panu dzwoni, ale nie w tym kościele. Pomyliła się Wolna Armia Syryjska z IS? To tak jakby pomylić AK z Armią czerwoną, przecież obie walczyły z Hitlerem.
IS i Asad to dwie strony totalitaryzmu, obie nienawidzą demokracji i praw człowieka, Zachód pozwala Asadowi na ludobójstwo, nic dziwnego że IS rośnie w siłę.
Poznaniaq
„Wolna armia syryjska”,..tak znamy te nazwe z bajek dla dzieci. Wymien ich dowodce ??? Szefa sztabu ??? trudno bedzie. Bo jest to nic innego tylko stwor medialny. W rzczywistosci nie ma roznicy miedzy przeroznej masci bandytami ktorym wojek Sam pomaga jak moze. Tu nie ma mozliwosci ale sa w necie fotografie ze spotkan ‚Johna’ i ‚al Baghdaddi’ z lat 2013/14. W czasie tych spotkan budowala sie przyjazn usa-isis.
A o AK oczywiscie slyszalem. Nie wyzwolili nawet 1 km² Polski. Gdzie tam, nie na reke im bylo wyzwalanie Polski. Gdy w 1944 mieli okazje sie przylaczyc do koalicji antyhitlerowskiej,… woleli sie rozwiazac co zrobili w styczniu 1945. Ale czesc sie nie rozwiazala, stworzyli bandy i zabijali polakow przez nastepne 10-15 lat. Za co dzis zbieraja medale.
Poznaniaq
22 maja o godz. 11:23
O ile wiem, to Zachód sponsoruje ludobójstwo w tamtych okolicach, na spółkę zresztą z konserwatywnymi królestwami wyznaniowymi.
IS jest wytworem, dżinem który wymknął się spod kontroli Zachodu.
Miał być sterowalny, a okazał się kolejną wersją Al- Kaidy, czy Talibów.
Zamiast narzędzia, byt samodzielny, dalej zasilany z zewnątrz.
Dobroczynność demokracji w społeczenstwach plemiennych, jest dość wątpliwa.
Nigdzie nie zdała egzaminu.
A już narzucana z zewnątrz jest zaproszeniem do mordu mniejszości danego kraju.
Ich unicestwienia.
Co zresztą widać.
” Pomyliła się Wolna Armia Syryjska z IS? To tak jakby pomylić AK z Armią czerwoną, przecież obie walczyły z Hitlerem.”
Axiom1 wcale się nie pomylił. ISIS korzysta z uzbrojenia amerykańskiego dostarczonego oficjalnie niby ”Wolnej Armii” która ta armia całymi oddziałami wraz z uzbrojeniem przeszła na stronę ISIS. Dostawy broni nie ustały nawet wówczas gdy sprawa wyszła na jaw, więc bez żadnej przesady można stwierdzić, iż USA świadomie dozbraja ISIS.
Kilka dni temu ogladalem dyskusje na temat Syrii i polityki swiata zachodniego (najogolniej) na Bliskim Wschodzie. W pewnym momencie prowadzacy zapytal o dalszy bieg zdarzenie, w przypadku znikniecia obecnej wladzy w Syrii. Nastapil moment konsternacji, chwila ciszy i dosyc nieskoordynowane przebakniecia. Okazuje sie, ze nie ma planu B, to znaczy mozna zalozyc , ze jest na modle Afganistanu po upadku post-rosyjskiego rzadu , wiec anarchii mudzahedinow, rzadu Talibow na jeszcze wieksza i bardziej „wyrafinowana” skale. W mniej lub bardziej oficjalnych enuncjacjach mowi sie, ze ‚likiwdacja” ISIS jest zadaniem na lata (!!!). Mozna wobec tego zapytac, co ma byc miedzy dzisiaj a zakladanym za wiele lat „sukcesem”?
Jak mawiaja Anglicy, „a jolly, jolly good show”.
Pozdrawiam
Ogólnie rzecz ujmując Brookings Institution ma przyjemność poinformować, że wraz z infiltracją i wkroczeniem do Idlib w północnej Syrii ich dawno określony plan stworzenia centrum władzy dla swoich pełnomocników w granicach Syrii i być może nawet rozpostarcie powietrznej ochrony NATO nad nimi, może wreszcie być urzeczywistniony. Brookings wciąż próbuje utrzymać sprzeczną narrację pomiędzy Zachodem i Al-Kaidą, mimo że jednocześnie przyznaje, że to dzięki Zachodniemu wsparciu ostatnie ofensywy Al-Kaidy były udane.
http://www.prisonplanet.pl/polityka/w_syrii_amerykaskie,p2030092412
==============
Popierajmy swoich s..synów…..
To są wszystko konsekwencje utworzenia w roku 1948 państwa Izrael na ziemi siłą zabranej Arabom. 🙁
Leonid
23 maja o godz. 17:39
Pomiędzy rokiem 1920 a 1960, powstało w tamtym rejonie mnóstwo państw o SZTUCZNYCH granicach, na gruzach Imperium Ottomańskiego i pod dyktando mocarstw zachodnich.
Kolejne sztuczne twory powstawały po dekolonizacji.
Te puzzle obecnie się sypią, bo nie ma już siły zewnętrznej która by te fikcje podtrzymywała.
Zadecyduje siła militarna, ambicje lokalnych przywódców, dostawy broni.
Nieoczekiwanie, jednym z głównych czynników będzie WODA i dostęp do niej.
Te rejony nie są w stanie same się wyżywić.
Więc nadwyżki pójdą na poniewierkę.
Do Europy również.
Izrael jest tylko jednym z czynników nierównowagi, niekoniecznie najważniejszym, choć poręcznym w użyciu jako argument wewnętrznej narracji….
„To są wszystko konsekwencje utworzenia w roku 1948 państwa Izrael na ziemi siłą zabranej Arabom.”
No cóż, Żydzi (Jude) są z Judei, Arabowie są z Arabii. A ziemię (piaski i moczary) Żydzi do 1948 r. kupowali za ciężkie pieniądze od Arabów i Turków. Po napaści siedmiu armii arabskich na Izrael w 1948 r. istotnie część ziemi zabrali, kiedy już odparli tych nastawionych na ludobójstwo Arabów.
A kukułka swoje:
No cóż, Żydzi (Jude) są z Judei, Arabowie są z Arabii.
Szlomo Sand, a nawet niejaki Dawid Ben Gurion nie całkiem się z tym kukaniem zgadzają. Jak ok. 100 lat temu napisali w eseju dwaj młodzi studenci w Stambule – David Grün (później znany jako Dawid Ben Gurion) i Icchak Szimszi (Icchak Ben-Zwi): „Ludność Palestyny nigdy się drastycznie nie zmieniła. Deportowano tylko wąską elitę. Miasta i wioski pozostały jakie były, jak świadczą ich nazwy (tradycyjnie hebrajskie). Kananejczycy stali się żydami, potem chrześcijańskimi bizantyjczykami, a wreszcie, po podboju arabskim stopniowo przyjęli Islam i arabską kulturę, To są właśnie dzisiejsi Palestyńczycy.
A ziemię (piaski i moczary) Żydzi do 1948 r. kupowali za ciężkie pieniądze od Arabów i Turków.
Jak świadczą statystyki, aż 6% kupili. Drobne 93% pozostało – do Nakby – własnością Palestyńczyków.
Ech te kukułki…….
Szlomo Sand nie tyle jest historykiem, ile ideologiem. Prawdziwi historycy, najrozmaitszych poglądów, już dawno pokazali wszystkie fałsze, przekłamania, błędne interpretacje itp. pana Sanda. Uparte powoływanie się na tego szarlatana ideologicznego marnie świadczy o powołującym się. Dzisiejsi Palestyńczycy to w większości ludność napływowa i to z całkiem niedawnych czasów, czyli od kiedy zaczęli tam przybywać syjoniści i nagle dawało się tam zarobić na chleb. Wielu oficjeli palestyńskich w najrozmaitszych sytuacjach przyznawało, że Palestyńczycy to w większości Arabowie, którzy przybyli tam w czasach Mandatu Brytyjskiego, kiedy to Brytyjczycy pozwalali na nieograniczoną imigrację arabska, ale drastycznie ograniczyli imigrację Żydów, również tych, którzy uciekali przed Hitlerem. Jeśli zaś chodzi o własność ziemi, to większość ziemi nie należała do żadnych Palestyńczyków, ale była państwowa: najpierw należała do Imperium Osmańskiego, a potem była ziemią zarządzaną przez Brytyjczyków. Warto czytać inne publikacje niż tylko zjadliwie antyizraelskie.
Koraszewscy
Shlomo Sand (hebr. שלמה זנד, ur. 10 października 1946, Linz, Austria) – profesor historii uniwersytetu w Tel Awiwie.
(Wikipedia)
Koraszewscy
Konkretnie – jakie błędy możecie zarzucić prof. S. Sand? Przecież nie jesteście, jak on, profesorami historii na izraelskim uniwersytecie!
Blog jest o Tadmor. NIE JEST forum daremnej (groch o ścianę) dyskusji z syjonistycznymi mitami państwotwórczymi, powtarzanymi ad nauseam przez hasbarne kukułki. A więc króciutko – jako historyk z wykształcenia i zamiłowania, uważam materiały źrółowe oraz metodologię Sanda za rzetelnie naukowe, a jego wnioski za poprawne.
Blog Gospodyni skłonił mnie do sięgnięcia na półkę po z lekka zakurzoną książkę Anny Sadurskiej „Palmyra – Narzeczona Pustyni, dzieje i sztuka”, elegancko wydaną (wg. ówczesnych standartów) w 1968 r. przez paskudną komunę, która finansowała wieloletnie wykopaliska polskich archeologów w Tadmor. Mam do tego tomiku ciepłe nastawienie, rozbudził we mnie zainteresowanie regionem i jego historią.
Tymczasem w Tadmor takfirscy sekciarze z ISIS mordują ludzi, a sytuacja zarówno w Syrii, jak i na całym Bliskim Wschodzie wciąż się pogarsza. Intwerwencyjna polityka Hegemona jest w coraz większym chaosie, przestają go słuchać jego regionalne szakale (http://monde-diplomatique.pl/index.php?id=1_3), nie ma pewności, że jego próba przekupienia syjonistycznej kolonii miliardami subwencji na uzbrojenie zapobiegnie storpedowaniu przez jej „lobby” ewentualnej ugody z Iranem.
Herstoryk
Masz 100% rację, ale co z tego, skoro finansowanie Izraela przez USA jest głównym powodem niestabilności Bliskiego Wschodu.
Kagan,
Niejaki Rońda jest profesorem AGH, a Binienda profesorem uni w Akron. Czy z tego wynika, że puszka po koli jest dobrym modelem samolotu?
Zaszczepianie obcych kulturowo wzorców stosunków społecznych w wielu rejonach świata skutkuje brakiem sukcesów.
Jedynie koszty ludzkie w postaci trupów wzrastają.
Może przestać?
Co prawda obroty w handlu bronią spadną, ale miliony przeżyją swój czas dany na Ziemi?
Utrzymanie miejsc pracy, kontra życie anonimowych tłumów gdzieś na świecie?
Od pierwszego, nagłego i dość dramatycznego objawienia się fanatycznej grupy islamskiej znanej jako ISIS, która jeszcze rok temu była w dużej mierze nieznana na światowej scenie i która szybko zastąpiła zużytą i zmęczoną al Kaidę na miejscu terrorystycznego globalnego straszaka, sugerowaliśmy, że począwszy od „klipów na Youtube ścięcia dziennikarzy” cel finansowanego przez Arabię Saudyjską państwa islamskiego był prosty: by wykorzystać dżihadystów jako narzędzie dla osiągnięcia politycznego celu: obalenia syryjskiego prezydenta Assada, który przez lata stał na drodze budowy Katarskiego gazociągu. Gazociąg ten jest jedynym projektem, który mógłby zdetronizować dominującą energetycznie w Europie Rosję. Konflikt ten osiągając punkt kulminacyjny nieudanej wojskowej obecności na Morzu Śródziemnym w 2013 roku niemal doprowadził do quasi-wojny światowej.
http://www.prisonplanet.pl/polityka/odtajniony_amerykaski,p2095093578
============
INTERESY są ważniejsze niż ludzie….
Leonid, dodaj jeszcze o Chazarach, zapomniales ?