Wojna w Gazie coraz bardziej się komplikuje. Wiadomości od złych do gorszych
Wprawdzie Izraelowi udało się wynegocjować dostarczenie medykamentów dla przetrzymywanych w Gazie zakładników, ale sprawa okazała się kolejnym problemem dla Netanjahu i wywołała potężną awanturę.
Wojna trwa już 103 dni, a Izrael praktycznie nie osiągnął żadnego ze swoich celów. Systematycznie odkrywane i niszczone tunele, centra dowodzenia, manufaktury broni, składy amunicji, zabijani kolejni dowódcy Hamasu i innych grup zbrojnych – nie przynoszą przełomu. Armia wprawdzie wycofała część sił z północnej Gazy i zapowiada, że wkrótce zakończy fazę intensywnego ostrzału, ale nie da się odtrąbić sukcesu: Hamas nie został zniszczony, nie przestał stanowić zagrożenia, a zakładnicy w liczbie ok. 130 wciąż są w rękach terrorystów. Żadne wyrafinowane technologie ani żołnierze nie są w stanie ich odbić.
Wojna ma też potworne konsekwencje dla ludności cywilnej. Według ONZ co czwarta osoba w Gazie głoduje, niedożywione są wszystkie dzieci do lat pięciu (ponad 330 tys.). 1,9 mln ludzi musiało opuścić dom (85 proc. wszystkich mieszkańców Strefy Gazy), warunki humanitarne pogarszają się z każdym dniem. Na trudną sytuację wpływa też pogoda, zwłaszcza chłodne noce, co dla koczujących na ulicach jest nie lada wyzwaniem. Od 12 stycznia nie działają sieci komórkowe i internet (to najdłuższy blackout od początku wojny), ze względu na operacje IDF nie wszędzie wpuszcza pomoc. Ceny, zwłaszcza żywności i namiotów, w których można się schronić, wystrzeliły w kosmos. Za 25-kilogramowy worek mąki, który przed 7 października kosztował równowartość 10 dol., dziś trzeba płacić nawet 10 razy tyle. Według danych hamasowskiego resortu zdrowia liczba ofiar zbliża się do 25 tys. i nawet jeśli nie wiemy, ilu z nich to cywile, to i tak w większości to kobiety i dzieci (IDF twierdzi, że zabił ok. 9 tys. bojowników plus tysiąc zamachowców w czasie ataku 7 października na Izrael). To jedna strona tej wojny.
Z drugiej izraelska armia wciąż prowadzi intensywne działania, których końca nie widać. Oddzielną kwestią jest sytuacja zakładników. Kilka dni temu Hamas wypuścił nagranie, na którym jedna z porwanych, Noa Argamani, pod przymusem mówi, że dwaj inni zakładnicy zostali zabici w wyniku izraelskiego nalotu. Armia dementuje (choć oficjalnie odnosi się tylko do jednej z ofiar, na prośbę rodziny drugiej nie ujawniono żadnych informacji). W niewoli wciąż jest ok. 130 osób, w tym Kfir Bibas, który skończył właśnie roczek (w niewoli spędził jedną trzecią życia), i jego czteroletni braciszek Ariel, porwani z mamą z kibucu Nir Oz. Oddzielnie porwany został ich tata, któremu Hamas powiedział, że jego rodzina zginęła w izraelskim ataku (Izrael uważa, że to element wojny psychologicznej). Kfir jest najmłodszym zakładnikiem. Zdjęcie matki trzymającej na rękach obu rudowłosych chłopców stało się ikoniczne. Dziś uwolnieni zakładnicy z rodzinami pojawili się na prowizorycznych urodzinach Kfira w Nir Oz. Pomarańczowe baloniki nawiązywały do koloru włosów obu chłopców.
Do Gazy od dziś trafiają leki przeznaczone dla zakładników. Porozumienie w tej sprawie wynegocjowały Katar i Francja (dobra wiadomość, że te kanały wciąż są otwarte). Nie ma jednak mowy o porozumieniu dotyczącym uwalniania kolejnych osób. Dostarczanie pomocy medycznej wywołało nowe napięcia w Izraelu, gdy wiceszef Hamasu Abu Marzuk ogłosił, że za jedną paczkę dla zakładników do Palestyńczyków w Gazie trafi ich tysiąc i pomoc nie będzie kontrolowana przez izraelską armię (IDF miały się o tym dowiedzieć właśnie z tej wypowiedzi). Na głowę Netanjahu posypały się gromy i choć nie chciał potwierdzić rewelacji Marzuka, w końcu musiał ogłosić, że zawartość ciężarówek z pomocą do Gazy będzie sprawdzana.