Tu jest Ameryka
Ważny, mocny gest amerykańskiej dziennikarki wobec prezydenta Iranu. I w kluczowym momencie.
To już siódmy dzień protestów w Iranie w reakcji na śmierć 22-letniej Mahsy Amini, zatrzymanej za „niewłaściwe” noszenie hidżabu. Zginęło już co najmniej 17 osób, jest wielu rannych, dochodzi do aresztowań. Organizacje praw człowieka obawiają się, że liczba ofiar może być nawet dwukrotnie większa. Gniew objął już 80 miast i miasteczek. Kobiety nie chcą być grzeczne i nosić hidżabów, jak ponad 40 lat temu nakazali im ajatollahowie (rzecz jasna nie wszystkie, ale opór jest widoczny). Palą chusty, ścinają włosy w symbolicznym geście. To pierwsze tak gwałtowne protesty od trzech lat, czyli od ostatniego poruszenia wywołanego wzrostem cen benzyny.
W tak ważnym momencie Christiane Amanpour, gwiazda CNN, miała przeprowadzić pierwszy w Ameryce wywiad z prezydentem Iranu Ebrahimem Raisim. Polityk jest w USA z okazji Zgromadzenia Ogólnego ONZ. Jak czytamy na Twitterze dziennikarki, po ośmiu godzinach przygotowań tłumaczenia, ustawiania świateł i kamer ekipa była gotowa, ale Raisi się nie zjawił. Po 40 minutach przyszedł jego człowiek – prezydent za jego pośrednictwem zasugerował, by Amanpour założyła chustę. „Grzecznie odmówiłam. Jesteśmy w Nowym Jorku, tu nie ma ani prawa, ani tradycji dotyczących chust. Żaden irański prezydent nie wymagał tego ode mnie, gdy robiłam wywiad poza Iranem” – napisała na Twitterze.
Doradca prezydenta uznał, że nie może dojść do wywiadu z uwagi na „szacunek” i „sytuację w Iranie”. Amanpour zaś stwierdziła, że nie może zgodzić się na te „nieoczekiwane i bezprecedensowe warunki”. „Dlatego wyszliśmy. Wywiad się nie odbył. Trwają protesty w Iranie, giną ludzie, to ważny moment, by porozmawiać z prezydentem Raisim” – podsumowała.
Christiane Amanpour opublikowała zdjęcie, na którym obok niej stoi puste krzesło. Nie ma zasłoniętych włosów. I słusznie. Wywiad miał się odbyć w Ameryce, a istotny jest też kontekst sprawy; poszło przecież o śmierć kobiety oskarżanej o niewłaściwe noszenie chusty. Dziennikarka nie była niestosownie ubrana ani nie zachowała się w sposób, który mógł być odebrany jako niegrzeczny. Prezydentowi szacunku przez to nie przybędzie, zwłaszcza wśród tej części społeczeństwa, która zdecydowała się głośno zaprotestować. Dziś ludzie domagają się uczciwego śledztwa w sprawie śmierci Mahsy, a Raisi odwraca kota ogonem i pyta, czy w Ameryce też zbadano wszelkie przypadki, gdy z rąk policji ginęli ludzie. Znamy? Znamy.
Mahsie, jej rodzinie, wszystkim ofiarom reżimu i ludziom na ulicach należy się znacznie więcej niż ta arogancka postawa. I nie w Ameryce, ale u siebie, w Iranie.