Iran. Ulica wrze po śmierci Mahsy Amini

Iranki i Irańczycy stracili cierpliwość. Nie chcą, by władza dyktowała, jak kobieta ma zasłaniać włosy, decydowała o długości spodni ani o tym, czy bluzka nie jest za obcisła.

Z naszej perspektywy wydaje się absurdalne, by instytucja, jaką jest irańska policja moralności, miała tak szerokie uprawnienia: zbyt luźny hidżab, zbyt obcisła bluzka, za bardzo odsłonięte nogi. Za to wszystko można zostać zatrzymanym, pouczonym, ukaranym (grzywna, więzienie, nawet baty).

22-letnia kobieta zmarła w ostatni piątek w niewyjaśnionych okolicznościach, zatrzymana za „niewłaściwie założony” hidżab. Władze twierdzą, że śmierć wywołały cukrzyca i padaczka – Mahsa w stanie śpiączki trafiła z posterunku do szpitala. Według rodziny kobieta nie cierpiała na żadne choroby i zmarła z powodu pobicia. Irańczycy nie uwierzyli w oficjalną wersję zdarzeń – bo to nie pierwsza tego rodzaju sprawa. Kobiety mają nosić hidżaby, czy im się to podoba, czy nie. Odpowiednie nastawienie zostanie wykute pięścią, jeśli trzeba. Iranki i Irańczycy nie zamierzają już siedzieć cicho. Ale władze znalazły i na to odpowiedź – przetaczające się od kilku dni protesty to w ich rozumieniu spisek sprokurowany przez wrogów państwa. Kim są ci wrogowie, już z grubsza wiadomo – oficjalna propaganda oskarża kurdyjskich separatystów (tak się złożyło, że Mahsa była Kurdyjką) i Arabię Saudyjską o mieszanie się w sprawy kraju.

Do tej chwili w starciach z policją zginęło co najmniej siedem osób, są setki rannych i zatrzymanych. Policja używa pałek, gazu łzawiącego, broni palnej (na nagraniach słychać wystrzały). Dla władz taka erupcja niezadowolenia to powód do niepokoju, choć jeszcze nie do paniki. Nie raz udawało się przeczekać i spacyfikować protesty. Ale ich siła narasta – kobiety ściągają hidżaby, palą je, stają przeciw ajatollahom, w jednym z miast na północy kobieta spaliła zdjęcie Najwyższego Przywódcy. To gesty, za które na długie lata można pójść do więzienia.

Widać, że w ludziach coś pękło – uderza śmierć młodej kobiety, która miała całe życie przed sobą. Nie przekonują oficjalne tłumaczenia władz, bo ludzie wielokrotnie się na nich zawiedli. Władze czują tę nienawiść – prezydent Raisi złożył rodzinie Mahsy kondolencje, ­a Chamenei dwugodzinną wizytę w jej domu. Spirala narasta, sytuacja może wymknąć się spod kontroli i doprowadzić do trudno wyobrażalnych konsekwencji. Dlatego władze zrobią wszystko, by ludzi znów zastraszyć i uspokoić. Tylko jak długo można straszyć?