Zamieszki w Iraku. To się może wymknąć spod kontroli

Poszło o jedno nazwisko: Muktada as-Sadr.

W nocnych zamieszkach w tzw. Zielonej Strefie w Bagdadzie, gdzie znajdują się budynki rządowe i ambasady, zginęło co najmniej 15 osób. Zagraniczne agencje donoszą, że zwolennicy szyickiego duchownego Muktady as-Sadra wdarli się m.in. do Pałacu Republikańskiego, gdzie odbywają się posiedzenia rządu, zrywali na ulicach plakaty z wizerunkami szyickich liderów wiernych Iranowi, w tym gen. Kasema Sulejmaniego, zabitego przez amerykańskiego drona w 2020 r. Personel holenderskiej misji dyplomatycznej schronił się w niemieckiej ambasadzie, nie potwierdziły się pogłoski o ewakuacji amerykańskiej placówki. Zamieszki wybuchły też w innych prowincjach zamieszkałych w większości przez szyitów. Wprowadzono godzinę policyjną, a dopiero najbliższe dni pokażą, czy to, co zaczęło się minionej nocy, przerodzi się w kolejną wojnę domową.

To niewykluczone, bo w Iraku działa bez liku rozmaitych uzbrojonych milicji; broń jest na wyciągnięcie ręki, a przy rozpędzonych emocjach, jak teraz, o wybuch nietrudno. Iskra już poszła – Muktada as-Sadra udał się na polityczną emeryturę. Decyzja co najmniej dziwna, zważywszy że duchowny ma zaledwie 48 lat i od niemal dwóch dekad jest jedną z najbardziej liczących się osób w kraju. Kiedy trzeba, potrafi zarządzić zbrojne opanowanie parlamentu, a jest zdolny i do groźniejszych rzeczy.

Kim w zasadzie jest? Pochodzi z prominentnej rodziny, jego ojciec, bardzo wpływowy ajatollah, był zagorzałym przeciwnikiem Saddama Husajna – zginął najpewniej z rąk zwolenników reżimu, podobnie dwaj bracia i teść Muktady. On sam kontynuował dzieło ojca, tworząc najpierw Armię Mahdiego, której oddziały próbowały opanować kraj. Walki przeciwko siłom USA i międzynarodowej koalicji w Iraku trwały przez cztery lata (2004-08) i zakończyły się zawieszeniem broni. Ale sam as-Sadr broni nigdy nie porzucił. W 2014 r. doszło do „rebrandingu”, powstały Brygady Pokoju, kolejna milicja, by nie powiedzieć: prywatna armia. W dodatku silnie uzbrojona. Ponoć w nocnych zamieszkach były w użyciu nawet granatniki przeciwpancerne RPG.

To wszystko pokazuje, jak silne są podziały w irackiej polityce, także po tzw. szyickiej stronie. Wbrew powszechnym przekonaniom as-Sadr bardziej niż ku Iranowi skłaniał się ku wzmocnieniu więzi z Arabią Saudyjską. Po październikowych wyborach parlamentarnych, w których jego zwolennicy zdobyli najwięcej głosów, nie udało mu się stworzyć rządu, dlatego wycofał swoich ludzi i zdecydował się na radykalny krok. W tle żarzy się konflikt z duchowym przywódcą as-Sadra Kazemem al-Haerim, który wczoraj ogłosił rezygnację ze względu na stan zdrowia i podeszły wiek – wezwał zwolenników do lojalności wobec irańskiego ajatollaha Alego Chameneiego i zaprzeczył, jakoby as-Sadr był politycznym spadkobiercą swego ojca i teścia. Dolał oliwy do ognia.

Widać, że jest wielu ludzi, którzy nawet kosztem destabilizacji w kraju nie pozwolą as-Sadrowi odejść z polityki. Biorąc pod uwagę, że są uzbrojeni po zęby, krew będzie płynąć – a z drugiej strony są siły rządowe i inne milicje wspierane przez Iran. Groźba, że to on będzie sterować rozwojem sytuacji, jest ogromna. Na razie zamknął granice lądowe z Irakiem i polecił obywatelom pielgrzymującym do ważnych miejsc szyickich, by powstrzymali się od podróży międzymiastowych.