Ukryty problem Izraela
Ukryty? To mylące, bo tego w zasadzie już nikt nie ukrywa – dyskryminacja Żydów z państw arabskich przez lata była problemem spychanym pod dywan i sankcjonowanym systemowo przez państwo.
O tym opowiada wyświetlany w ramach 19. festiwalu Millennium Docs Against Gravity film „Odrzuceni w Ziemi Obiecanej” (The Forgotten Ones). Reżyserka i narratorka Michale Boganim jest jedną z „odrzuconych” – urodziła się w Hajfie, którą przez pierwsze siedem lat życia traktowała jak dom. Jednak rodzice – ojciec pochodził z Maroka – na każdym kroku odczuwali dyskryminację, głównie w pracy. Artyści, intelektualiści z Afryki Północnej czy Bliskiego Wschodu, tzw. Mizrachim (Ludzie ze Wschodu), po przyjeździe do Izraela, Ziemi Obiecanej, trafiali do czarnej dziury – w przenośni i dosłownie. Jechali z marzeniami, a niemal wszyscy byli kierowani na peryferie. W dopiero powstających miasteczkach na Negewie – jak mówi jeden z bohaterów filmu: miejscach bez drzew – był tylko pył i piach. Nowych imigrantów do miejsc takich jak Jerocham, Ofakim, Beerszewa, Sderot, Dimona czy Netiwot zawożono w nocy, bo jak tłumaczą bohaterowie filmu, żaden z nich nie chciałby wyjść z ciężarówki za dnia.
Imigranci z Maroka, Iraku, Syrii, Jemenu, Rumunii początkowo mieszkali w strasznych warunkach, z czasem baraki urosły w miasta, w pewnym sensie getta. Dzieci z rodzin Mizrachim w szkole doświadczały segregacji i mniej lub bardziej ukrytego rasizmu, zdarzały się porwania noworodków lub niemowląt z rąk matek – Mizrachim na każdym kroku dawano odczuć, że są obywatelami drugiej kategorii, gorszym sortem. Ta dyskryminacja ciągnęła się za każdym kolejnym pokoleniem, do Mizrachim przylgnęły stereotypy, że to szumowiny, degeneraci, narkomani, kryminaliści. Część z nich rzeczywiście wchodziła w konflikty z prawem, ale to lata systemowych zaniedbań były problemem, z którym Izrael długo nie chciał się zmierzyć.
Najboleśniej odczuły to pierwsze pokolenia olim, które nie umiały odnaleźć się w nowej rzeczywistości, świecie daleko odbiegającym od ich wyobrażeń o Ziemi Obiecanej. Im już nikt niczego nie obiecywał. Drugie pokolenie to zaprzeczanie i wypieranie się kultury rodziców i dziadków, bo była czymś wstydliwym; arabski akcent, z jakim mówili po hebrajsku, do tego arabsko brzmiące imiona i nazwiska utrudniały integrację, a oni chcieli się dopasować, a przynajmniej zyskać akceptację w kraju zdominowanym przez Aszkenazyjczyków. Trzecie pokolenie zaczęło wracać, szukać, odkopywać korzenie, kolejne zaczyna czuć się wreszcie u siebie, choć i to dalekie od optymizmu.
Boganim przedstawia bardzo przejmujący portret pomijanej części społeczeństwa, odrzuconych poza nawias, na odległe peryferie. Jej ojciec Charles w latach 70. był jednym z członków Czarnych Panter, lewicującego ruchu domagającego się sprawiedliwości. Panterom nie udało się samodzielnie zdobyć miejsc w Knesecie. Według statystyk Mizrachim stanowią ok. 40 proc. izraelskiego społeczeństwa (może nawet więcej, biorąc pod uwagę przodków), jest ich więcej niż Żydów Aszkenazyjskich, ale ta przewaga nie przekłada się na ich pozycję społeczną. Dziś większość Mizrachim głosuje na partie prawicowe, przede wszystkim na Likud – Netanjahu w tej grupie dostrzegł szansę i trzeba przyznać, że dość konsekwentnie wspierał Mizrachim, również rękoma kontrowersyjnej minister kultury Miri Regev.
Wracając do filmu, który jest jedną z pozycji obowiązkowych dla ludzi interesujących się Bliskim Wschodem – warto zwrócić uwagę na postać, która przemyka epizodycznie. Zohra Al Fassiya – wspaniała, nieżyjąca już piosenkarka z Maroka, występowała dla króla Mohammeda V. W Izraelu mieszkała w nędzy w Aszkelonie, w cieniu swojej wielkiej przeszłości. Jest coś niezwykle tragicznego w jej losie, który – jak się okazuje – był losem całego pokolenia. Albo nawet kilku.