Uciekli z więzienia, Izraelczycy łapią się za głowę

Brawurowa ucieczka sześciu palestyńskich więźniów z izraelskiego więzienia mogłaby posłużyć za materiał do remake’u „Skazanych na Shawshank” albo inspirację dla twórców „Faudy” .

Izraelskie więzienia to nie przelewki, zwłaszcza dla skazanych za terroryzm – to twierdze, strzeżone tak, że mysz się nie wyśliźnie. Co innego sześciu rosłych Palestyńczyków, w tym Zakaria Zubeidi, były szef Brygad Męczenników Al-Aksa. Pięciu pozostałych jest powiązanych z Islamskim Dżihadem, czterech spośród nich odsiaduje dożywocie za zamachy. Dlatego od poniedziałku Izraelczycy pytają, jak to możliwe, że po prostu uciekli. Mimo obchodów Nowego Roku sprawa nie schodzi z czołówek izraelskich gazet.

Wychodzi na to, że w przekonaniach o pilnie strzeżonych więzieniach więcej jest legendy niż pilności. Na jaw wychodzą dość szokujące informacje, które wszędzie byłyby kompromitujące, a w Izraelu – gdzie służby wszelkiej maści są podstawą bezpieczeństwa – kompromitacja jest tym większa. Zubeidi dzień przed ucieczką poprosił o przeniesienie do celi z piątką osadzonych – nikomu nie zapaliła się czerwona lampka. Zgodę wydano, mimo że powszechną praktyką jest separowanie więźniów należących do różnych grup politycznych czy bojowych.

Pod płytką podłogową w łazience był ukryty tunel – to nie mogła być mała dziura, ale otwór, który pomieścił dorosłego człowieka. Nie jest jasne, czy był to wykop, czy też uciekinierzy użyli systemu kanalizacyjnego, media podają obie wersje. Według jednego z portali przygotowania do ucieczki zajęły nawet rok. Jeśli tak było (nie jest to nieprawdopodobne), świadczy to o wyjątkowej pilności strażników… Żeby było ciekawiej, podobna historia zdarzyła się w 2014 r. Wówczas tym samym sposobem – tunelem w łazience – chciało uciec ośmiu członków Islamskiego Dżihadu. Tamtą próbę udaremniono. Aż trzech spośród sześciu uciekinierów to ci sami więźniowie, którzy planowali uciec siedem lat temu. Co ciekawe, i tak ich nie rozdzielono.

Na tym szkolne błędy służb się nie kończą – plany więzienia Gilboa były ponoć dostępne w internecie, opublikowane przez pracownię architektoniczną, która zaprojektowała budynek.

Do tego koniec tunelu znajdował się… tuż pod wieżyczką strażniczą. Tak się złożyło, że gdy więźniowie dawali nogę, strażnik spał. Z relacji wynika też, że od razu się przebrali, pobiegli do oddalonego o 3 km czekającego na nich samochodu i odjechali w siną dal. Spekuluje się, że pojechali do Dżeninu, skąd bodaj wszyscy pochodzą. Ponoć się rozdzielili.

Jeden ze świadków widział kilku zamaskowanych mężczyzn w okolicy stacji benzynowej, jak twierdzi, przebiegli przez ulicę od strony więzienia w stronę otwartej przestrzeni… To on zaalarmował służby, które – jak ustaliły izraelskie media – dopiero półtorej godziny później potwierdziły, że brakuje trzech więźniów. Doliczenie się kolejnych trzech zajęło dodatkowy czas.

Szin Bet przy pomocy palestyńskich sił bezpieczeństwa próbuje namierzyć uciekinierów, ale odnalezienie ich wszystkich może okazać się niemożliwe, część mogła już zbiec do Jordanii. Część może być w Dżeninie, ale miasto jest oficjalnie pod kontrolą władz Palestyny, a co ważniejsze, znajdujący się tam obóz jest wylęgarnią bojówkarzy Islamskiego Dżihadu, gdzie działają w zasadzie w sposób otwarty. Już grożą, że zamienią obóz w piekło, jeśli izraelskie siły zdecydują się wejść na jego teren. A wiadomo, że są uzbrojeni po zęby.

Równolegle toczą się dochodzenia ws. ucieczki i na jaw wychodzą inne wstydliwe fakty, jak choćby to, że w Gilboa zainstalowano system uniemożliwiający wykonywanie połączeń telefonicznych, ale w obawie przed buntem nigdy go nie uruchomiono. Telefony są podobno plagą. Służby obiecują wyciągnąć wnioski z tego, co się stało, a widać, że skala zaniedbań jest ogromna.

Izraelskie służby postawiono na nogi – złapanie więźniów jest teraz kwestią i bezpieczeństwa, i honoru. Im szybciej to się stanie, tym lepiej. Więźniowie są na wolności już trzecią dobę.