Ostatni Żyd w Afganistanie

W morzu historii o skutkach przejęcia Afganistanu przez talibów nieoczekiwanie pojawiła się i ta.

Patrzymy z niepokojem na sceny w Afganistanie, falę uchodźców, także u bram Polski, doniesienia o talibach, którzy zapewniają, że są cywilizowaną wersją siebie, takim Talibanem 2.0., a tu nagle natrafiam na wiadomość o ostatnim Żydzie w kraju. Przynajmniej tak o sobie myśli Zabulon Simantow, 62-latek od ponad dwu dekad mieszkający w Kabulu, sprzedawca dywanów, biżuterii i rękodzieła. Żona i jego dwie córki za pierwszego rządu talibów w latach 90. przeniosły się do Izraela, on postanowił zostać.

Niezwykła historia. Dotarłam do artykułów sprzed prawie 20 lat, opisujących odwieczny spór Simantowa i Izaaka Lewiego – szczerze się nie znosili i oskarżali o najgorsze. Lewi twierdził, że Simantow nie jest prawdziwym Afgańczykiem, bo przez pewien czas mieszkał w Turkmenistanie. Simantow oskarżał starszego o ok. 30 lat Izaaka, że za pierwszych talibów przeszedł na islam i został mułłą. Kulminacją był spór o prawa własności do tzw. Tory Kabulu, średniowiecznego manuskryptu w jedynej synagodze w mieście. Obaj, rzecz jasna, rościli sobie prawa do niego. Talibowie skonfiskowali cenny artefakt, ale i to nie zakończyło waśni. Według Radia Wolna Europa w 2002 r. Simantow obwiniał Lewiego o zaginięcie manuskryptu, w dodatku miał on urządzić w synagodze dom schadzek… Simantow próbował ponoć odzyskać ów XV-wieczny dokument, za który talibowie żądali bardzo dużych sum.

Przez lata obaj byli ostatnim reliktem na ziemi talibów, magnesem na zagranicznych dziennikarzy, niemogących uwierzyć, że w środku okrutnego kraju mieszkają dwaj Żydzi…

„Naprawdę chciałbym się z nim pogodzić, ale on nie chce. Kiedy umrę, kto mnie pochowa zgodnie z moją wiarą?” – zastanawiał się Lewi. Wszystko wskazuje, że sprawa rozwiązała się przez zbieg okoliczności, gdy talibowie sprzedali rękopis na czarnym rynku. Lewi zmarł w 2005 r. Simantow, jak twierdzi, jest jedynym Żydem w Afganistanie, ostatnim, który opiekuje się synagogą w Kabulu. Nie wiadomo, czy w kraju nie ma już żadnego innego wyznawcy judaizmu (jeśli są, to pewnie jest ich garstka). Sam Simantow zarzekał się, że wyjedzie do Izraela, jeśli talibowie przejmą władzę. Teraz deklaruje, że jako ostatni Żyd musi zostać na posterunku.

Historia żydowskiej społeczności w Afganistanie jest nie mniej niezwykła. Sięga ok. 2 tys. lat, dlatego afgańscy Żydzi długo twierdzili, że są potomkami Dziesięciu Zagubionych Plemion. Już przed wiekami istniała w Kabulu żydowska dzielnica, ale najważniejszym miastem był przygraniczny Herat, gdzie urodził się zresztą sam Simantow. W latach 30. do Afganistanu ściągnęło kilkadziesiąt tysięcy uchodźców ze Związku Radzieckiego, z czego nie był zadowolony ani Afganistan, ani ZSRR. Napływ Żydów zatrzymano, a tych, którym udało się tu dotrzeć, poddano prześladowaniom z wywłaszczaniem własności, segregacją i pogromami włącznie. Jedynym wyjściem była ucieczka, choć niełatwa. Indie, gdzie masowo uciekali afgańscy Żydzi, traktowały ich z podejrzliwością, sądząc, że są koniem trojańskim bolszewików… Ostatecznie ci, którym udało się uciec, znaleźli schronienie w ówczesnej Palestynie, później Izraelu, USA. Pod koniec lat 40. w Afganistanie było ok. 5 tys. Żydów, na początku lat 50. rząd zgodził się na ich emigrację. Zostało kilkuset, po sowieckiej inwazji zaledwie 10 i wspomniana dwójka na początku lat 2000.

Simanow nie zna hebrajskiego, ale obrał sobie za cel opiekę nad ostatnią synagogą w mieście, a pewnie i w kraju. Talibowie zarzekają się ustami swego rzecznika Muhammeda Suhaila Shahina, że nie skrzywdzą przedstawicieli mniejszości religijnych. Słowa, słowa, słowa.

Historie takie jak ta, stosunek do kobiet i cywilów, za wszelką cenę próbujących wydostać się z Afganistanu, będą testem, czy talibowie AD 2021 różnią się zasadniczo od tych z 2001 r. Jeśli chodzi o mnie, ja w tę cudowną przemianę niespecjalnie wierzę.