Szpieg, który wrócił do domu
Jonathan Pollard, były analityk marynarki USA, spędził 30 lat w amerykańskim więzieniu. Dziś wylądował w Tel Awiwie, a powitał go sam premier Beniamin Netanjahu.
„Możesz zacząć życie od nowa, na wolności i w szczęściu. Jesteś w domu” – mówił szef izraelskiego rządu do Pollarda, który z żoną Esther przyleciał do Izraela prywatnym odrzutowcem.
Obecność premiera na lotnisku Ben Guriona nie jest przypadkowa. To za jego pierwszej kadencji w fotelu premiera Pollard uzyskał izraelskie obywatelstwo. Bibi zabiegał o wcześniejsze zwolnienie Pollarda, ale kolejni prezydenci USA odmawiali ułaskawienia go. Zwolnił go dopiero Donald Trump, a media obiegła fotografia, na której Pollard przecina z żoną elektroniczną bransoletkę na nadgarstku. Netanjahu witał go z błogosławieństwem na ustach i dokumentami w dłoni. Pollard ucałował zaś ziemię i wyraził dumę z „państwa i jego przywódcy”. „Chcemy być produktywnymi obywatelami tak szybko, jak to możliwe” – zapewnił.
Szpieg o bujnej wyobraźni
„W głównej siedzibie CIA w Langley, w stanie Wirginia, w korytarzu prowadzącym do toalet w tej części budynku, w której podczas oficjalnych wizyt przebywają goście z zagranicy, wisi duży plakat przedstawiający okrytego złą sławą szpiega. To zdjęcie Jonathana Jaya Pollarda. (…) Przesłanie tego plakatu, skierowane do pracowników służb wywiadowczych USA, wydaje się jednoznaczne: nie róbcie tego co on, a nie skończycie jak on” – pisali znani izraelscy dziennikarze Dan Raviv i Yossi Melman w książce „Szpiedzy Mossadu i tajne wojny Izraela”.
Pollard urodził się w 1954 r. w żydowskiej rodzinie w Teksasie. Studiując na Stanfordzie, przekonywał, że jest pułkownikiem izraelskiej armii, a przyjaciołom opowiadał, że Mossad przygotowuje go do misji w Ameryce. Wykładowcy ponoć uważali, że ma wybujałą wyobraźnię. Dziwnym trafem podczas rekrutacji do pracy nie zwrócono uwagi na ten specyficzny element jego biografii.
W 1979 r. jako cywil został analitykiem wywiadu w marynarce wojennej, pracował w działach wywiadowczych i antyterrorystycznych. Wprawdzie zajmował się papierkową robotą, ale miał dostęp do tajnych informacji i zdjęć satelitarnych. Oraz inną cenną rzecz – tzw. kartę kurierską, dzięki której dostawał się do tajnych archiwów, a w dodatku mógł zabierać dokumenty do swojego biura.
W 1984 r. poznał się w Nowym Jorku z Awiemem Sellą, jednym z najlepszych izraelskich pilotów. Zaciekawił go opowieściami, że Stany nie dzielą się z Izraelem istotnymi informacjami, np. w sprawie Iraku, który rozszerzał swój program broni chemicznej. Sella wiedział, komu przekazać takie informacje. Ówczesny szef Mossadu nie chciał narażać się Stanom, ale raport Selli trafił też w ręce Rafiego Eitana, kierującego wtedy Lakamem, małą agencją ministerstwa obrony, zajmującą się szpiegostwem technologicznym i nuklearnym. Eitan dojrzał w Pollardzie szansę na rozwój swojej komórki, choć USA uznają Izrael za sojusznika i obowiązuje zasada, by nie zatrudniać Żydów mieszkających w szpiegowanym kraju. Oficerem prowadzącym Pollarda został „Awi” Sella.
Pollard przekazywał informacje w zamian za wynagrodzenie i podróże, a nawet wart 10 tys. dol. pierścionek z szafirem i diamentem, który w Paryżu upatrzyła sobie przyszła jego żona. Dostał poza tym 10 tys. w gotówce, a co miesiąc 1,5 tys. dol. trafiało na jego konto w szwajcarskim banku. Plan obejmował dziesięć lat współpracy, na koniec agent miał wyjechać do Izraela.
Jak wpadł Pollard?
Pollard przekazał Izraelczykom tysiące dokumentów. Informacje te doprowadziły m.in. do ataku na siedzibę OWP w Tunezji, w którym zginęło ok. 60 osób. Oraz dane o najnowszych systemach broni kupionych przez arabskich sąsiadów Izraela: Egipt, Jordanię i Arabię Saudyjską; opisy syryjskiej broni chemicznej czy rosyjskich dostaw na Bliskim Wschodzie. Dokumenty Pollard miał przekazywać co drugi piątek w waszyngtońskim mieszkaniu należącym do amerykańskiego Żyda, prawnika pracującego w Izraelu.
Jak wpadł? Przez zmęczenie i nieostrożność. Na kilku drobnych kłamstwach przyłapał go szef. Przyglądał się więc podwładnemu, który miał na biurku sterty dokumentów niekoniecznie związanych z bieżącą pracą. W jego biurze zainstalowano kamery. 18 listopada 1985 r. szpiega zatrzymano i przesłuchano, ponoć powiedział, że ujawni całą siatkę szpiegowską. Miał prawo zadzwonić do żony – przekazał jej umówiony sygnał i zdołał ostrzec Izraelczyków, którzy w pośpiechu opuścili USA.
21 listopada 1985 r. Pollard pojawił się w fordzie mustangu przed bramą ambasady Izraela w Waszyngtonie w towarzystwie ówczesnej żony Anny Henderson-Pollard. Mieli świadectwa urodzenia, fotografie rodzinne, kota. Jak pisali Raviv z Melmanem, Pollard liczył, że uda mu się uciec z kraju i zapewnić sobie bezpieczeństwo dzięki immunitetowi dyplomatycznemu. Kiedy uchyliła się brama, wjechał na teren ambasady i prosił o pomoc. Czekało tam już kilka aut z agentami FBI.
Pollard był podobno bardzo rozgoryczony, że Izraelczycy go wtedy nie uratowali. Ale rozgoryczeni byli także Amerykanie, którzy w tym czasie realizowali tajny projekt Iran-Contras. Chodziło o próbę odbicia zachodnich zakładników przetrzymywanych przez Hezbollah w Libanie m.in. w zamian za przekazanie Iranowi – za pośrednictwem Izraela – amerykańskiej broni. Pieniądze na operację pochodziły od Saudyjczyków, część miała trafić do buntowników z Contras walczących z lewicowym rządem Nikaragui. Sprawa się wydała, gdy opisała ją libańska gazeta.
Dwa lata później Pollarda skazano na dożywocie. Został warunkowo zwolniony w 2015 r., ale musiał nosić bransoletkę. Miał zakaz wyjazdu do Izraela i pracy w jakiejkolwiek firmie, której oprogramowanie nie podlegałoby kontroli rządu USA. Żonę Pollarda skazano na pięć lat, wyszła po trzech.
Rafi Eitan podał się do dymisji, agencję Lakam rozwiązano, a ówczesny premier Izraela Szymon Peres umył ręce, zapewniając, że nie miał pojęcia o tej operacji. Izraelczycy nie zamierzali chronić swego szpiega. Wydali Amerykanom dokumenty, które od niego dostali.
Netanjahu podczas rozmów z Palestyńczykami w USA w 1998 r. ponoć zgodził się opuścić Zachodni Brzeg w zamian za uwolnienie Pollarda. Bill Clinton na to przystał, ale sprzeciwił się George Tenet, ówczesny szef CIA, który nie chciał, by odebrano to jako akt pobłażliwości.
Netanjahu ma na pewno powód do satysfakcji. Zwłaszcza że na dokumentach, jakie przekazał Pollardowi, jest jego prawdziwe nazwisko – Jonathan Pollard, a nie Danny Cohen, czyli nie fałszywa tożsamość, jaką stworzyli mu izraelscy agenci przed laty.
Komentarze
Jak ten czas szybko leci. Izrael mial przyjaciela w osobie obecnego prezydenta. Palestynczycy tez. Ostatnie cztery lata byly dobre dla jednych i drugich.