Netanjahu się poddaje, Gancowi się uda?

Beniaminowi Netanjahu po raz drugi w tym roku nie udało się stworzyć większościowej koalicji. Inicjatywa wskazania kandydata na premiera wróciła więc do prezydenta.

Szanse, że Bennemu Gancowi uda się sztuka, która nie udała się Bibiemu, są niewielkie. Wszystko jest kwestią liczb, woli i kalkulacji. Netanjahu przez 26 dni nie dał rady zmontować koalicji, o co oskarżył rywali, wymawiając im, że nie usiedli do negocjacji, gdy on „nieustannie” pracował.

Jestem pewna, że tak było, ale nie zmienia to brutalnych faktów. Po pierwsze, rząd jedności, jaki projektował Netanjahu, miał być oparty na Likudzie i prawicy, ale też  na partiach religijnych. Gantz mówił zaś o rządzie „świeckim” (taki warunek stawiał także Liberman). Po drugie, Ganc nie chciał słyszeć o rządzie z Likudem, na czele którego stoi polityk z zarzutami korupcyjnymi.

To wystarczyło, żeby Niebiesko-Biali ogłosili porażkę Netanjahu. W zasadzie zgodnie z prawdą, bo już drugi raz w tym roku, po kwietniowych i wrześniowych wyborach, Bibi nie był w stanie zbudować koalicji. Tyle że to tylko część prawdy.

Druga część jest taka, że to wyborcy nie wskazali wyraźnie, kto ma rządzić. Przypomnę, że Likud zdobył 32 mandaty i wraz z religijnymi partiami (Szas – 9, Zjednoczony Judaizm Tory – 7) i Prawicą (7 posłów) miał 55 szabel. Formacja Ganca i Lapida pokonała Likud jednym głosem, ale koalicjanci są nieco słabsi: Praca-Most – 6, Obóz Demokratyczny – 5 plus 10 posłów arabskich (trzech z Balad odmówiło poparcia), a i tych 10 do rządu nie wejdzie. Jeśli już, to poprą Ganca w kluczowych głosowaniach.

W sumie Niebiesko-Biali mogliby liczyć na 54 posłów. O siedmiu za mało. Liberman ma o jednego więcej, ale już zapowiedział, że nie poprze rządu, który ma poparcie Arabów.

Nie udało się też – na co liczył Ganc – dokonać jakiegoś znaczącego wyłomu w samym Likudzie. Mowa wprawdzie o wyborach nowego lidera, ale ujawnił się raptem jeden kandydat gotów stanąć w szranki z Netanjahu. To Gideon Saar, były minister edukacji. Wprawdzie padają po cichu inne nazwiska, ale Netanjahu zależy, by trzymać mocno pokrywkę nad garnkiem. Kłopotów ma ostatnio dość.

Teoretycznie rząd Likudu z Niebiesko-Białymi jest wyobrażalny. Wbrew pozorom i próbie przyklejenia sojuszowi Ganca i Lapida lewicowej łaty te partie aż tak bardzo się nie różnią. Problem pozostaje w praktyce i technice. Taki rząd byłby możliwy tylko pod warunkiem, że Bibi zgodziłby się porzucić partie religijne i ustąpić. O ile to pierwsze jakoś mieści się w głowie, o tyle to drugie już niespecjalnie. Netanjahu nie należy do polityków, którzy ustępują, zwłaszcza gdy mają wiele do stracenia.

Co dalej? Jeśli Gancowi w miesiąc nie uda się zbudować większości, zgodnie z prawem dowolny deputowany będzie mógł podjąć się misji stworzenia koalicji (będzie miał trzy tygodnie). A potem pozostanie już tylko jeden scenariusz: kolejne wybory. Pytanie, czy Izraelczycy będą już wiedzieli, kogo obsadzić w roli premiera.