ISIS wciąż żyje
Według ONZ w Syrii i Iraku Państwo Islamskie ma pod bronią do 30 tys. bojowników. To dużo czy mało?
W tej chwili 20-30 tys. bojowników – mniej więcej po połowie – ma się znajdować na terytoriach Syrii i Iraku. Dużo czy mało – zależy, jak na to spojrzeć. Biorąc pod uwagę liczbę 80 tys. dżihadystów, jaka zasilała szeregi ISIS w szczytowej formie jej działania, można powiedzieć, że to mało. Ale tak nie jest. 30 tys. uzbrojonych bojowników to wciąż realne zagrożenie, zwłaszcza teraz, po prestiżowej porażce, jaką było wyparcie organizacji spod czarnej flagi z Rakki i Mosulu i de facto odebranie jej kontroli nad ogromnymi połaciami obu krajów, rozciągających się od granic Aleppo niemal do Bagdadu. Nawet jeśli napływ nowych kandydatów został zatrzymany, a sporo z nich wyjechało z Syrii czy Iraku, według szacunków Rady Bezpieczeństwa ONZ znaczącą liczbę spośród tych 30 tys. wciąż stanowią zagraniczni bojownicy. Ilu jest ich dokładnie, nie wiadomo.
Mimo odtrąbienia zwycięstwa nad Państwem Islamskim organizacja ta nadal ma siatkę wyznawców. W Syrii, Iraku, ale też w Afganistanie, Libii, Somalii, Jemenie. Co ważniejsze, czuje na plecach oddech „konkurencji”, czyli Al-Kaidy, która coraz lepiej radzi sobie w Jemenie, południowo-zachodniej Syrii, Afryce i południowej Azji. Zagrożenia ze strony obu tych organizacji nie należy lekceważyć zarówno w krajach, w których mają one swoje struktury, jak i w Europie.
Kilka tygodni temu w syryjskiej Swejdzie, zamieszkałej głównie przez Druzów, doszło do kilku zamachów samobójczych przeprowadzonych przez ISIS. Bojownicy wchodzili do domów, dokonywali rzezi na ludziach, bestialsko mordując niemal każdego: matkę tulącą dzieci, ojców, w wielu przypadkach związując ofiarom nogi… Mordowali przez 12 godzin. Czasem zostawiali przy życiu jednego ze świadków masakry, by mógł opowiedzieć o brutalności sprawców. Kiedy mieszkańcy okolicznych wiosek dowiedzieli się, co się dzieje, sami chwycili za broń, by stanąć przeciwko napastnikom. Zginęło ponad 200 osób.
Kilka dni wcześniej odpowiedzialność za strzelaninę w Toronto również wzięło na siebie Państwo Islamskie, choć nie pojawiły się żadne dowody, by organizacja znała plany zamachowca, który zastrzelił dwie osoby. To raczej typowe, że ISIS przyznaje się do zamachów, traktując je jak trofea.
Kilka dni temu pojawiła się informacja, że nawrócony na islam samozwańczy żołnierz ISIS z Kentu Lewis Ludlow planował atak ciężarówką na przechodniów na londyńskiej Oxford Street. Niedoszły zamachowiec przyznał się do przygotowania ataku i zbierania pieniędzy na cele terrorystyczne. Czeka na wyrok.
To parę przykładów świadczących o tym, że Państwo Islamskie nie złożyło broni i zapewne będzie chciało przypomnieć o swoim istnieniu.
Komentarze
Nie zmienia to jednak faktu, że od czasu przejęcia tronu przez prezydenta Trumpa liczba dokonanych i usiłowanych zamachów w Europie i Ameryce znacznie spadła choć IS ciągle silne. Aż dziw bierze. Kto organizował tamte zamachy, że teraz nie może? Wszystko poszło w gwizdek Skripala?
Ktoś pompuje pieniądze w te Izisy i inne Talibany. Za frajer by im się nie chciało.
Szyicki Iran jest w sporze z wahabicką odmianą islamu. A w Europie i na świecie problem terrorystyczny dotyczy właśnie wahabizmu. Dlatego spójne jest przeciwstawianie się imigracji przy utrzymywaniu dobrych relacji z Iranem