Uznanie Jerozolimy za stolicę Izraela przez Trumpa uruchamia lawinę pytań

Stało się. Ale co tak naprawdę i co jeszcze stać się może? Na razie w tej sprawie więcej pytań niż odpowiedzi.

1. Prezydent Trump ogłosił, że Stany Zjednoczone uznają Jerozolimę za stolicę Izraela. Ale o której Jerozolimie mówił? Trump unikał twardych określeń, jak „niepodzielna stolica” czy „odwieczna stolica Izraela”. Nie wspomniał słowem o Wschodniej Jerozolimie, jedynie ogólnikowo stwierdził, że „konkretne granice izraelskiej suwerenności w Jerozolimie będą przedmiotem rozmów w sprawie ostatecznego statusu miasta”. Czy to znaczy, że przyznał Izraelowi prawo jedynie do zachodniej części miasta? Izraelczycy nie mają wątpliwości, że Jerozolima należy im się cała. Palestyńczycy rozumieją to jeszcze inaczej – że to jednocześnie zgoda na anektowanie przez Izrael Wschodniej Jerozolimy. A może wcale nie?

2. Co z procesem pokojowym? Trump twierdzi, że zrobi wszystko, by porozumienie między stronami zostało zawarte, dodajmy: porozumienie opierające się na idei powstania dwóch państw. Ale o jakim porozumieniu mowa, skoro Trump kopnął w stół negocjacyjny przed jego zbudowaniem? Palestyńczycy uważają, że Ameryka tym ruchem pozbawiła się roli mediatora w konflikcie. Jeśli nie Ameryka, to kto miałby zająć jej miejsce? Rosja? Turcja? Egipt? Mało to realne. O jakich wreszcie dwóch państwach mówi, skoro do tego pomysłu nie garną się jego sojusznicy w izraelskim rządzie?

3. Kto poniesie odpowiedzialność za przelaną krew? Trzydniowe obchody dni gniewu na terenach palestyńskich, wezwanie do intifady, demonstracje, zamknięte szkoły, płonące flagi Izraela i USA, oburzenie i wzburzenie w krajach muzułmańskich i niepokojąco brzmiące nawoływania do odwetu przeciwko Amerykanom oznaczają, że sprawa Jerozolimy może rozlać się daleko poza granice samego Izraela. Czy liderzy polityczni będą w stanie opanować ulicę? Nie mówiąc o śmiertelnym niebezpieczeństwie także dla samych Amerykanów. Departament Stanu odradza amerykańskim urzędnikom podróże do Izraela, zwłaszcza do Jerozolimy i na Zachodni Brzeg. Ale co z obywatelami amerykańskimi w innych krajach – np. Iraku? Już teraz jedna z szyickich grup chce się rozprawiać z nimi na miejscu. Czy Ameryka jest gotowa na rozlew również amerykańskiej krwi?

4. Zagrożenia, jakie niesie za sobą ta decyzja, są ogromne, ale jakie są zyski? Dozgonna wdzięczność Netanjahu? Czy Izrael naprawdę potrzebował, by Ameryka uznała to, co sam uznaje za niepodważalne? Kwestia bezpieczeństwa jest najważniejsza – czy Izrael naprawdę będzie wdzięczny za zamieszki i starcia? Czy celem było może zadowolenie wyłącznie tej części zwolenników, którym to obiecał w kampanii? Ale czy i oni zaakceptują ten mikołajkowy prezent, skoro być może będą musieli zapłacić za niego krwią Amerykanów? Prawdziwym zyskiem byłoby stworzenie nowej przestrzeni na zawarcie pokoju. Ale takiej przestrzeni nie widać.

Kto uspokoi nowy/stary chaos, jaki na nowo ogarnia Bliski Wschód? Kto ugasi pożar? Jacyś chętni? Nie widzę, nie słyszę.