Mówią, że nie żyje
Ali Abdullah Saleh, były prezydent Jemenu, nie żyje – podały media związane z ministerstwem spraw wewnętrznych, kontrolowane przez bojowników al-Huti. Wraz z Salehem zginąć miał były szef prezydenckiej ochrony.
W internecie krążą zdjęcia przedstawiające jakoby ciało Saleha. Ale media światowe, pisząc o jego śmierci, opatrują je cudzysłowami, piszą „zginął”. Faktem jest, że choć jego zwolennicy zaprzeczają, że Saleh nie żyje, od kilku godzin nie pojawił się publicznie.
Saleh rządził Jemenem przez prawie 34 lat. Z urzędu zdmuchnęła go Arabska Wiosna. Ustąpił, bo nie miał innego wyjścia. Ale kiedy Huti przeprowadzili zamach, który doprowadził do interwencji koalicji pod wodzą Arabii Saudyjskiej, Saleh wszedł z nimi w sojusz, choć wcale nie było mu po drodze. Tyle że, jak sam mówił, panowanie w kraju na półwyspie Arabskim to jak taniec na głowach węży. To wymagało nieustannych wolt. Ostatnią przeprowadził w minioną sobotę – ogłosił, że jest gotów na dialog z Arabią Saudyjską, zrywając tym samym układ z Huti. Ogłosił bowiem, że „Jemeńczycy wystarczająco długo tolerowali lekkomyślnych Huti, bo przez ponad dwa i pół roku, i nie zamierzają dłużej tego czynić”… Zwrócił się też do państw sąsiednich z prośbą o pomoc i zniesienie blokady. Koalicja przyjęła jego oświadczenie z radością.
To było przed dwoma zaledwie dniami. Dziś ogłoszono, że dom Saleha w centrum Sany został wysadzony w powietrze przez bojowników Huti, którzy zdążyli już ogłosić, że sojuszu z Salehem nigdy nie było… Al-Dżazira twierdzi, że za sobotnim oświadczeniem Saleha stoi plan saudyjskiego księcia Salmana, by zakończyć wojnę w Jemenie. Książę miał zostać przekonany przez Emiraty, że opłaca się zainwestować w Saleha, który pomoże doprowadzić do końca wojnę, która przecież miała trwać zaledwie kilka miesięcy, a zaraz miną trzy lata i jej końca nie widać. Częścią planu miało być objęcie w ciągu roku lub dwóch lat władzy przez mieszkającego w Emiratach syna Saleha Ahmeda. Al-Dżazira powołuje się francuski serwis Intelligence Online, który twierdzi, że w czerwcu do Abu Dabi udał się były rzecznik saudyjskiej koalicji, by rozmawiać o możliwości stworzenia nowego rządu. Ojcem tego planu miał być emiracki książę Mohamed bin Zajed, który namawiał księcia Salmana, że warto postawić na Salehów.
Śmierć Saleha może skomplikować te plany. Jakby w sytuacja w Jemenie była mało skomplikowana. Trwają walki między Huti a siłami lojalnymi wobec Saleha, a także ataki koalicje na pozycje Huti. Wojna kosztowała już śmierć ponad 10 tys. osób i doprowadziła kraj na skraj głodu.
Komentarze
Smierc bylego prezydenta zostala potwierdzona juz wczoraj. Nic dobrego z tego nie wyniknie.Wojna prowadzona przez Arabie Saudyjska i spolke prowadzi do nikad, jest wojna nie do wygrania. Kiedys na Jemenie „polamal sobie zeby” Egipt a i Arabia Saudyjska nie ma dobrych doswiadczen.
Pozdrawiam
A co Arabia Saudyjska robi w Jemenie? Przypominam, że kto mieczem wojuje…
Tradycja zobowiązuje- napiszę cynicznie.
Walki pustynnych książąt o władzę, czy schedę, zwykle są krwawe.
Pustoszyły całe królestwa.
W tym przypadku, chodzi dokładnie o to samo.
Niech pani nie zmyli tytuł prezydenta.
To jedynie przedstawiciel klanu, czy plemienia, sprawującego zwierzchność od setek lat, potomek władców tej krainy.
Po sąsiedzku, w AS czystki przybrały inną formę.
Zapewne po wielu członkach różnych rodów, ślad zaginie…..
To inna cywilizacja, po prostu.
Jest na poziomie Wojny Róż….
Trump zapowiada: Przeniosę ambasadę USA do Jerozolimy. To może wstrząsnąć Bliskim Wschodem.
A więc jednak III wojna światowa nie wybuchnie w Europie. Co nie znaczy, ż Europa wyjdzie z niej cało. Jedno jest pewne – dni Izraela są policzone. Niestety, ale razem z syjonistami zginą tam także i Palestyńczycy.
Wiecej tu: http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114881,22740790,trump-zapowiada-przeniose-ambasade-usa-to-jerozolimy-to-moze.html#MTstream
van der Merwe
Z żadnej kolonialnej wojny nigdy nic dobrego z tego nie wynikło, a szczególnie zaś na Bliskim Wschodzie, gdzie syjonistyczna agresja trwająca co najmniej od roku 1948 doprowadziła ten region do trwałej niestabilności. Ale ja winię tu jednak głównie Brytyjczyków, jako że to przecież oni sprawowali władzę w Palestynie, kiedy syjoniści ogłosili tam powstanie ich państwa, a przecież Brytyjczycy mieli wtedy dość siły, aby powtrzymać syjonistów przed zagarnięciem przez nich praktycznie całej Palestyny. Tak więc obecny problem palestyński uważam za jeszcze jedną konsekwencję brytyjskiego kolonializmu, który stosując metodę „dziel i rządź” zdestabilizował praktycznie cały Bliski Wschód i Afrykę oraz sporą część Azji – patrz np. obecny konflikt w Birmie oraz trwający od dziesiątek lat konflikt pomiędzy Indią a Pakistanem – jak by nie było, mocarstwami nuklearnymi.