Porozmawiajmy o rozmowach
Syryjski minister spraw zagranicznych Walid al-Mualem przyznał, że reżim „jest gotowy na dialog z każdym, kto chce rozmawiać, nawet z tymi, którzy posiadają broń”. To ważny sygnał w procesie wygaszania syryjskiego konfliktu, jednak mowa o jego finale jest na razie przedwczesna.
Kiedy kilka tygodni temu podobna deklaracja padła z ust szefa syryjskiej opozycji Ahmeda Moaza El-Khatiba, na jego głowę posypały się gromy od swoich. Do tej pory opozycja zarzekała się – a nawet było to jednym z punktów deklaracji założycielskiej połączonej koalicji sił opozycyjnych – że nie będzie żadnych rozmów z reżimem, który ma krew na rękach. Ostra reakcja ze strony innych środowisk opozycyjnych spowodowała, że El-Khatib zaczął się z niej wycofywać rakiem: postawił warunki (m. in. uwolnienie ponad 100 tys. więźniów, zaprzestanie akcji zbrojnych i rozmowy dopiero po ustąpieniu Asada), które dla drugiej strony były nie do przyjęcia.
Poniedziałkowa deklaracja szefa syryjskiej dyplomacji została przyjęta dość chłodno.El-Khatib oświadczył wprawdzie, że jest gotowy do rozmów, ALE (i tu niejeden pies jest pogrzebany) nie wierzy, by oferta reżimu jest poważna, bo wygląda raczej na chęć zyskania na czasie, a ponadto warunki wcześniej postawione przez opozycje (choćby wypuszczenie samych kobiet aresztowanych podczas rewolucji z więzień) nie zostały spełnione.
Wygląda to więc na część politycznego teatru po obu stronach. Niewątpliwie politycznie to opozycja jest dziś górą – ma poparcie większości świata, któremu zależy, by w końcu uspokoić sumienia. Kiedy El-Khatib się ostatnio obraził na Zachód (ze względu za zbyt słabe zaangażowanie Zachodu i bierną postawę ws. rządowych ataków na Aleppo) i oświadczył, że nie poleci do Waszyngtonu, Moskwy na nawet na czwartkowe spotkanie Przyjaciół Syrii w Rzymie, zadzwonił do niego sam John Kerry, by go udobruchać. Wszystko wskazuje też na to, że Zachód nie jest wcale taki bierny. Chociaż Stany Zjednoczone – przynajmniej oficjalnie – deklarują niechęć w dozbrajaniu opozycji, to robią to po cichu, pomagając umiarkowanym powstańcom, by to oni,a nie radykalne ugrupowanie islamskie zwyciężyli w tej wojnie – o czym właśnie doniósł Washington Post, a co anonimowo zostało też potwierdzone przez syryjską opozycję.
Z drugiej strony Rosja tanio skóry nie sprzeda i nie pozwoli wykluczyć się z rozgrywania na Bliskim Wschodzie. Przez ostatnie dwa lata wspierała Asada – zarówno politycznie w Radzie Bezpieczeństwa ONZ, a także militarnie dostarczając broń – nadal nie zamierza wycofać się z tej gry, której stawką dla niej jest chociażby port w Tartus, w którym ma swoją bazę wojskową.
Dziś wydaje się, że rozmowy to jedyne, co może popchnąć do przodu sprawę zakończenia wojny w Syrii. Wszystko wskazuje jednak, że zanim do nich dojdzie (jeśli w ogóle), to na razie czeka nas raczej okres „rozmów o rozmowach”, czyli próbnych balonów wypuszczanych przez obie strony.
Komentarze
Czy jest w ogóle jakaś szansa na dogadanie się? Jak by miał wyglądać „dogadany” porządek w Syrii? Wygląda na to, że opozycji chodzi o to żeby Asad odszedł, ale on ma wielu zwolenników, których czekałby po takim poddaniu marny los, więc nie odejdą i wątpię żeby uwierzyli w jakieś zapewnienia o bezpieczeństwie i „grubej kresce”. Jest szansa na podzielenie się władzą i kohabitację? Czy to tylko sprawa tego co i kiedy otrzyma Rosja za zgodę na nie popieranie Asada?
Mi się osobiście wydaje, że do żadnych rozmów z Asadem nie dojdzie. Wszystkim zależy na czasie, a „rozmowy o rozmowach” na pewno go dostarczą.
Zastanawia mnie pewna sprawa. W mediach rosyjskich (anna-news.info) można zobaczyć wiele materiałów przedstawionych z punktu widzenia armii syryjskiej. W mediach amerykańskich już tylko świat widziany oczami opozycjonistów. Zabawne próby pokazania tejże opozycji w dobrym świetle (jak choćby opowieść o pani snajperce, która w nienagannym makijażu poluje na żołnierzy Assada – taka ta opozycja jest nowoczesna). W gruncie rzeczy nic nam nie wiadomo jak jest naprawdę, dlaczego więc media w Polsce pokazują rebeliantów jako tych dobrych? Pisze Pani o rządowych atakach na Aleppo, a czy przypadkiem to miasto nie zostało wcześniej zajęte przez rebeliantów? Czyli jakaś forma agresji z ich strony także była. Byłoby miło gdyby w tekstach poruszających tematykę syryjską więcej było obiektywizmu, a najlepiej materiałów z pierwszej ręki. Sprawa, która budzi u mnie szczególne wątpliwości to obozy szkoleniowe rebeliantów na terenie Turcji, z których dokonują napadów na terytorium syryjskie. Zachód niby taki bierny, a jednak ktoś tych rebeliantów w Turcji szkoli i zbroi. Nie widziałem takiej informacji w polskich mediach, a jedynie w rosyjskich. Reporterzy Times’a na yt pokazują groby, w których rebelianci chowają poległych kolegów, ale przecież straty są po obu stronach. Jak to wszystko ocenić by nie być stronniczym?
Nie chcąc wchodzić w szczegóły takiego, a nie innego punktu widzenia autorki (najlepiej, żeby sama się na ten temat wypowiedziała) to nie dziwi mnie pisanie na przysłowiowym Zachodzie pozytywnie wyłącznie o rebeliantach. Przecież demokracje nie będą oficjalnie popierać rządów „tyrana”. Zimna wojna się skończyła, nie trzeba już po cichu lub oficjalnie wspierać państw rządzonych twardą ręką borykających się z partyzantkami komunistycznymi. Teraz to terroryści i właśnie systemy autorytarne (umownie tak to nazwijmy) stanowią problem. Poza tym cytując klasyka mamy tu do czynienia ze zderzeniem cywilizacji. Oczywiście, że będziemy popierać walczących o „wolność i demokrację” rebeliantów. Aczkolwiek dobrze wiadomo, że pojawia się problem tych umiarkowanych, których lubimy i tych radykalnych, których właściwie popieramy, ale lepiej, żeby jednak nie zdominowali sceny. A Rosja, jak to Rosja, ona ma w Syrii interesy, których nie chce odpuścić, rebelianci wcale nie są jej potrzebni. Psują owe interesy. No i zapytam się na koniec retorycznie, po co tam demokracja? Inna kultura, ba inna cywilizacja. Jeśli do niej dojdzie, zadufany w swoich ideałach (niekoniecznie dla wszystkich zrozumiałych na Świecie) Zachód będzie się chwilę cieszył, a potem miał problem jakim będzie kolejne niestabilne, podatne na penetrację radykałów państwo.
KTO ma w Syrii INTERESY…….
I media po swojej stronie- bo to one od Wietnamu wygrywają wojny.
Banalne jest stwierdzenie, że ci co dostarczają broń i amunicję.
Żródło broni definiuje sponsora, choć nie do końca.
Polacy sprzedali broń Francuzom- ZU-23/2 za milion $ w trakcie akcji w Libii. Francuzi dostarczyli ją swoim beniaminkom.
Kilka milionów$ wyłożyła Arabia Saudyjska na zakup AK 47 w Serbii, by potem dostarczyć je SWOIM beniaminkom w Syrii….
Za Waszą wolność za NASZE pieniądze i WSPÓLNE interesy w przyszłości……
Patriotów kupuje się hurtowo i na wagę w tamtym rejonie świata.
Ps.
Ciekawe tematy.
Będę zaglądał…..
W Syri teraz wszyscy maja krew na reakch.Konca wojny nie widac,obojetnie kto wygra scenaruisz jest do przewidzenia,doranze sady i ekgzekucje .Wszytkim zalezy na zakonczeniu konfliktu.
Czy ja wiem czy wszystkim? Na pewno Syryjczykom i tzw. społeczności międzynarodowej, ale na pewno nie całej.