Netanjahu wyrzuca ministra obrony. Kto teraz obroni Izrael przed Netanjahu?

Kto obroni Izrael przed Netanjahu? Mogą to zrobić jedynie sami Izraelczycy.

O możliwej dymisji Jo’awa Galanta mówiło się od tygodni, jeśli nie miesięcy. Izraelskie media od dawna huczały od pogłosek o konflikcie między politykami, a tak naprawdę o ich odmiennym stosunku do wojny i umowie, która miała doprowadzić do uwolnienia zakładników. Galant uważał, że umowę trzeba zawrzeć jak najszybciej, Netanjahu, trzymany w szachu przez nieobliczalnych ministrów pokroju Itamara Ben-Gewira czy Becalela Smotricza, którzy nie chcieli słyszeć o wypuszczaniu z więzień palestyńskich osadzonych, grał na czas.

A zatem stało się. Dymisja miała ponoć zostać ogłoszona kilka dni temu. Nie doszło do tego, bo rząd pogrążył się w kolejnym kryzysie – aferze Bibileaks… Okazało się, że czterech urzędników z otoczenia premiera, w tym rzecznik prasowy, zostało aresztowanych pod zarzutem ujawnienia tajnych dokumentów zagranicznej prasie, ze szkodą dla wysiłków na rzecz porozumienia. Sprawa nabiera rumieńców, choć na razie nie wiadomo, czy zaszkodzi Netanjahu – on sam twierdzi, że dokumenty nie trafiły na jego biurko. A rzecznik? Co on tam wiedział, skoro nie uczestniczył w tajnych naradach. Sprawa może w premiera uderzyć, jeśli śledztwo będzie rzetelnie prowadzone i potwierdzi, że o wszystkim wiedział. To może zatrząść w posadach całym jego gabinetem.

Na razie Netanjahu ma poważniejszy problem. Wiele wskazuje, że daty wyrzucenia Galanta z rządu nie wybrał przypadkowo. Ot, jeśli dziś wtorek, to jesteśmy w Belgii, czyli zwalniamy ministra obrony. Prawdopodobnie chodziło o to, by amerykańskie wybory odciągnęły uwagę od bomby z Galantem, który jest za oceanem popularny. Minister cieszył się szacunkiem wśród wysokich oficjeli z ekipy Bidena, a Netanjahu, kiedy tylko mógł, starał się podkopywać te relacje. We wrześniu de facto na ostatnią chwilę odwołał jego wizytę w Waszyngtonie. I nie był to pierwszy tego typu jego ruch. Amerykańskie wybory miały przykryć dymisję, ale nadzieje Netanjahu okazały się płonne. Izraelczycy wyszli na ulice, także na północy, w Hajfie, Rosz Pina, Cezarei, oczywiście w Tel Awiwie, nie bacząc na zakaz gromadzenia się więcej niż tysiąca ludzi na jednej demonstracji.

Czy oni obronią Izrael przed Netanjahu? W sensie: czy cofną jego decyzję? Był już precedens – w marcu zeszłego roku Bibi też chciał zwolnić Galanta. Tysiące ludzi wyszło na ulice, żądając przywrócenia ministra, który opierał się forsowaniu reform sądowych. Teraz sprawy mają się inaczej. Izrael jest w stanie wojny/wojen. Trzeba się zgodzić z politykiem opozycji Jairem Lapidem: dymisja ministra obrony w czasie wojny to „akt szaleństwa”. Trudno ją obronić, co jest jasne chyba też dla dużej części zwolenników partii Netanjahu, czyli Likudu.

Sam Galant oświadczył, że został odwołany z trzech powodów. Czyli ze względu na: „stanowcze stanowisko w sprawie powszechnego poboru, zobowiązanie do zwrotu zakładników i wezwanie do powołania państwowej komisji śledczej w sprawie niepowodzenia 7 października”. Netanjahu nie może sobie pozwolić na gniew haredim, ultraortodoksów reprezentowanych przez dwie partie w koalicji (18 członków Knesetu). Woli poświęcić Galanta niż losy koalicji, a tak naprawdę samego siebie. W sprawie zakładników od dawna największymi hamulcowymi są wspomniani Ben-Gewir i Smotricz. Dla nich ważniejsze jest tzw. bezpieczeństwo Izraela. Mają wsparcie kilku rodzin porwanych zrzeszonych w Forum Tikva. No i trzecia sprawa, czyli powołanie komisji śledczej w sprawie zaniedbań przed 7 października. Wiadomo, kto ponosi główną polityczną odpowiedzialność.

Przed Izraelem burzliwy czas. Netanjahu liczy, że sytuacja w kraju i ciągłe alarmy bombowe zniechęcą ludzi do protestowania, ale może właśnie narosła masa krytyczna i sprawy nie rozejdą się po kościach. Najbliższe dni będą kluczowe. Nowe nominacje, czyli minister spraw zagranicznych Israel Katz w miejsce Galanta i Gideon Sa’ar, który ma objąć funkcję szefa dyplomacji, raczej nie uspokoją nastrojów. Netanjahu gra o wszystko. Nie pierwszy raz. Pytanie, ile jeszcze są w stanie znieść Izraelczycy.

Fot. Chad J. McNeeley/ U.S. Secretary of Defense, Flickr CC by 2.0.