Wybuchające pagery ludzi Hezbollahu. To nie może być przypadek
Eksplodowały urządzenia w Libanie i Syrii, są ofiary śmiertelne i tysiące rannych.
We wtorek gruchnęła sensacyjna wiadomość: Hezbollah poinformował, że w serii wybuchów pagerów, urządzeń do komunikacji, ucierpiało wiele osób. Mówi się o co najmniej ośmiu zabitych i 2,8 tys. rannych. 200 osób w Bejrucie i na południu kraju jest w stanie krytycznym. Ranny jest m.in. ambasador Iranu Modżtaba Amani. W Syrii zginęło ponoć siedem osób, a urządzenia wybuchły w zamieszkałej głównie przez szyitów części Damaszku, co wskazywałoby na powiązania ofiar z Hezbollahem lub Iranem.
To absolutnie nie może być przypadek, chociaż w pierwszych komentarzach Hezbollah nie wskazywał na Izrael jako głównego aktora tych wydarzeń. Powiedzmy sobie jednak szczerze: jeśli nie Izrael, to kto? W ciągu kilku następnych godzin Hezbollah wydał oświadczenie, obarczył Izrael odpowiedzialnością i zapowiedział „sprawiedliwą karę”.
Oliwy do ognia dolał Topaz Luk, bliski doradca Netanjahu. Zasugerował na X, że to Izrael stał za eksplozjami. Wpis szybko zniknął, a kancelaria premiera odcięła się od jego autora. Co jak co, Izrael jest w tym dobry: nie potwierdzamy, nie zaprzeczamy, a wszyscy wiedzą i tak. Dotyczy to m.in. bomby atomowej. Izrael milczy, ale nikt nie ma wątpliwości, co zeszło z taśm produkcyjnych w Dimonie… Podobnie było z zamachem na Jahje Ajjasza, znanego jako Inżynier, głównego konstruktora bomb dla Hamasu, którego w 1996 r. zabił eksplodujący telefon.
Arabskie media podają, że wybuchowe okazały się wyprodukowane na Tajwanie najnowsze urządzenia kupione przez Hezbollah do ochrony przed inwigilacją. Niewykluczone – to wyłącznie moja spekulacja – że do „uzbrojenia” urządzeń doszło właśnie wtedy. Bo jak inaczej skazić tyle maszyn? Akcja wygląda na skoordynowaną. Według ustaleń BBC w pagerach umieszczono 10-20 g materiałów wybuchowych do zastosowań wojskowych, a następnie zdalnie je zdetonowano.
Trwa śledztwo i ustalanie, co się wydarzyło. Od tego zależy, czy i jak Hezbollah odpowie i czy dojdzie do eskalacji wojny. Nakłada się to na sytuację w samym Izraelu, gdzie zanosi się na dymisję ministra obrony Joawa Gallanta. Polityk chciał wymóc na Netanjahu zawarcie porozumienia jak najszybciej, by ratować żywych zakładników. Nowym ministrem ma być Gideon Sa’ar, zaciekły krytyk Netanjahu, który ma tę zaletę, że jego Nowa Nadzieja liczy cztery szable w Knesecie. To zabezpieczy premiera przed szantażami radykalnych koalicjantów. Problem w tym, że nie widać, by Netanjahu miał jakiś długofalowy plan. Jego plan to on sam i jak najdłuższe utrzymanie się w fotelu premiera.