Alex Dancyg nie żyje. Do ostatniej chwili tliła się nadzieja
To rodzaj wiadomości, jakiej nigdy nie chciałoby się usłyszeć.
Wczoraj Alex obchodził 76. urodziny. Tak mogliśmy myśleć i w to wierzyć. Dziś wiemy, że „obchodziłby”. Izraelska armia rano potwierdziła, że zarówno Alex Dancyg, jak i 34-letni Jagew Buchsztaw (porwany z kibucu Nirim) zginęli w Gazie kilka miesięcy temu. Ich ciała nadal tam są, nie są znane okoliczności śmierci. Armia niczego nie wyklucza, nawet tego, że co najmniej jeden z nich zginął w izraelskim ataku. Wiadomo, że znaleziono jakiś przełomowy dowód w Chan Junis; informację tę potwierdziły resort zdrowia i naczelny rabinat. Żona Buchsztawa, także porwana 7 października, została uwolniona pod koniec listopada w ramach wymiany zakładników na palestyńskich więźniów.
Jagew i Alex nie doczekali kolejnej umowy. Nie wiemy, kiedy zginęli. Być może prawdziwa była wieść z marca, gdy Brygady Al-Kassama (zbrojne skrzydło Hamasu) trąbiły, że Alex zginął z sześcioma innymi zakładnikami w izraelskim ostrzale Strefy Gazy. Rodzina w to nie wierzyła, uznając, że to element wojny psychologicznej. I słusznie, bo dopóki nie ma oficjalnego potwierdzenia, nie ma powodu wierzyć w to, co twierdzi Hamas.
Dziś wszystko się zmieniło. Potwierdzenie odbiera resztki nadziei, że Alexa uda się ocalić. Trudno o nim pisać w czasie przeszłym, przez wszystkie ostatnie miesiące myślałam o nim w czasie teraźniejszym, słałam mu różne informacje, zastanawiałam się, jak znosi niewolę. Jedna z uwolnionych zakładniczek mówiła, że w tunelach dawał wykłady na rozmaite tematy, podtrzymując kolegów na duchu. Cały Alex. Chciałam wierzyć, że wciąż tam jest, z rozwianą jeszcze dłuższą rudo-siwą brodą, i opowiada o historii, uprawie orzeszków czy zasadach tenisa. Alex znał się niemal na wszystkim, był erudytą, który obsesyjnie pochłaniał wiedzę o świecie. Był przy tym niezwykle skromny. Uwielbiałam zadziorność Alexa, prowokacyjne pytania, które stawiał ni stąd, ni zowąd.
Kilka miesięcy temu byłam „u Alexa” w Nir Oz; Hamas twierdził wtedy, że zginął. Nie uwierzyłam. Zostawiłam mu gazety z Polski na progu z nadzieją, że gdy wróci, będzie miał co czytać. Jego dom w Nir Oz wygląda, jakby wyszedł na zakupy do spożywczaka; wciąż widać ślady jego obecności, osobiste przedmioty, buty. Bo Alex miał po prostu wrócić. Nie wiem, czy zdecydowałby się tu znów zamieszkać, któż to może wiedzieć. Wiem jednak, że chciałby znów zobaczyć dom, rodzinę, wnuki.
Dzisiejsza wiadomość rozdziera serce, odziera z nadziei. Odszedł człowiek, który kochał Izrael, kochał Polskę, a przede wszystkim kochał ludzi. Odszedł w złym czasie, bo stosunki między Polską a Izraelem nie są najlepsze. Jeszcze do dziś wierzyłam, że on pomoże nam je naprawić. Nadawał się jak mało kto, co udowodnił, przez ponad 20 lat szkoląc przewodników izraelskich grup w Polsce, krusząc najbardziej prawicowe i antypolskie serca także po izraelskiej stronie. Opowiadała mi o tym jego wieloletnia współpracowniczka z Jad Waszem Orit Margaliot.
Okropny dzień.
Żegnaj, Alex!
ברוך דיין האמת