Izrael goni duchy i coraz bardziej przegrywa tę wojnę
Najprawdopodobniej znowu nie udało się zabić jednego z architektów ataku 7 października, przybywa za to ofiar cywilnych. Wizerunkowo to nie do obrony.
Miasto Gaza, Chan Junis, południe Strefy Gazy. W ostatnich dniach izraelska armia przeprowadziła szereg ataków na różne cele w Gazie, ale w mediach przebija się głównie liczba ofiar – kilkanaście, kilkadziesiąt w każdym z nich, głównie mieszkańców prowizorycznych obozów dla uchodźców. W niedzielę w ataku na okolice szkoły w Nuseirat w centralnej Gazie, służącej jako tymczasowe schronienie dla uchodźców, zginęło co najmniej 14 osób. Izrael twierdzi, że w okolicy byli hamasowcy. Nie ma niezależnego potwierdzenia tej informacji.
W sobotę celem byli szef zbrojnego skrzydła Hamasu w Gazie Mohammed Deif oraz jego zastępca, przywódca tej organizacji na południu Strefy Rafa Salama. Izraelska armia uderzyła w okolice miejscowości Al-Mawasi na południu Gazy, wyznaczone jako tzw. bezpieczna strefa humanitarna, gdzie w namiotach schronili się ludzie, którzy wcześniej musieli uciekać z innych części Strefy, czasem kilkukrotnie. Początkowe doniesienia mówiły o co najmniej 71 zabitych i 290 rannych, potem okazało się, że ofiar śmiertelnych jest o co najmniej 20 więcej. Izraelska armia twierdzi, że celem było miejsce otoczone drzewami, szopami i budynkami, a w okolicy nie było namiotów i uderzono w ogrodzony kompleks operacyjny Hamasu. Z kolei władze (lokalne ministerstwo zdrowia) twierdzi, że był to atak na obóz dla uchodźców.
Beniamin Netanjahu w wieczornym wystąpieniu przyznał, że nie ma pewności, że Deif zginął w ataku. Według Izraela Salama został zabity. Głos zabrał także Hamas, przekazując, że informacje Izraela jakoby Deif miał być celem ataku są fałszywe i mają służyć jedynie jako usprawiedliwienie do przeprowadzenia operacji. Później w telewizji Al Dżazira jeden z urzędników Hamasu wysłał wiadomość do premiera Izraela. „Przekazujemy Netanjahu, że Mohammed Deif właśnie teraz go słucha i drwi z jego kłamstw”. Pokazuje to dobitnie, że obie strony prowadzą również wojnę informacyjną. Dla Netanjahu zabicie Deifa (i Jahiji Sinwara) jest ogromnie ważne, bo to oni uważani są za głównych odpowiedzialnych za atak 7 października. I obaj od lat pozostają nieuchwytni. Deif jest jak duch, istnieje tylko kilka jego fotografii, w tym żadnej aktualnej. Ma już 58 lat i de facto nie wiadomo, jak wygląda ani w jakiej jest kondycji. W mediach krążą opowieści, że przeżył siedem zamachów na swoje życie, miał w nich stracić oko, rękę, prawdopodobnie porusza się na wózku. Nie wiadomo, ile w tym prawdy, ile legendy. Faktem jest, że Izraelowi nie udaje się go dopaść.
Twierdzenie, że „właśnie teraz słucha Netanjahu i drwi z jego kłamstw”, chyba można włożyć między bajki. Jest mało prawdopodobne, by istniała pełna komunikacja, nawet wewnątrz Hamasu. Gdyby taka istniała, izraelskim służbom namierzenie Deifa zajęłoby kilka minut, a nie lat.
Palestyńczycy twierdzą, że w swoich atakach Izrael nie rozróżnia celów militarnych od cywilnych. Nawet jeśli to gruba przesada, to nie da się usprawiedliwić tak wielkiej liczby zabitych kobiet i dzieci. W tym sensie Izrael coraz bardziej przegrywa tę wojnę, brnąc w nią bez widocznych zwycięstw. Zwycięstwem na pewno nie jest to, że wciąż nie udało się osiągnąć porozumienia w sprawie uwolnienia zakładników, co rzekomo jest priorytetem rządu. Weekendowe ataki w Gazie mogą mieć wpływ na trwające negocjacje, choć na razie nie wiadomo, jak znaczące.
Faktem jest też, że Izraelowi wciąż nie udaje się przekonać świata, że robi wszystko, co w jego mocy, by chronić cywilów. Świadczą o tym również doniesienia dotyczące zniszczeń w Gazie, gdzie według ONZ zostało zniszczonych prawie 140 tys. budynków (65 proc. z nich to budynki mieszkalne). Według prognoz (tych optymistycznych) odbudowa może potrwać do 2040 r. i kosztować ok. 40 mld dol. Samo usunięcie gruzu to operacja obliczona na 15 lat (100 ciężarówek dziennie, by wywieźć 40 mln ton gruzu), a jej koszt to pół miliarda dolarów.
Z jednej strony Izrael i jego „słuszna wojna”, z drugiej ponoszący jej krwawy koszt mieszkańcy Gazy. Narracje obu stron nie przystają do siebie, nie ma też w zasadzie szans, by wzajemnie się zrozumiały. Zresztą to nie moment na szukanie pojednania. Dziś jedyną nadzieją jest osiągnięcie jakiegokolwiek porozumienia i przerwanie działań zbrojnych, odzyskanie zakładników i przyniesienie ulgi mieszkańcom Gazy. Aby tak się stało, musi być spełniony podstawowy warunek: przywódcy obu stron muszą wyjść ponad interes własny, jakim jest ich osobiste przetrwanie.