Netanjahu w szpitalu, reforma w toku
Zbliżają się końcowe głosowania nad kluczową częścią forsowanej przez rząd Beniamina Netanjahu reformy sądownictwa. Sam premier właśnie trafił do szpitala.
Netanjahu przeszedł zabieg wszczepienia rozrusznika serca. Izraelskie media dość krytycznie oceniają sposób przekazywania informacji o jego stanie zdrowia, ich zdaniem za mało w nich przejrzystości. W październiku 2022 r. Netanjahu spędził noc w szpitalu, bo źle się poczuł podczas nabożeństwa w Jom Kippur. Tydzień temu znów znalazł się w szpitalu i spędził w nim noc, bo – jak opowiadał – spędził kilka godzin nad Jeziorem Galilejskim bez czapki i wody i doznał silnego odwodnienia. Ostatniej nocy opublikował krótkie wideo, informując, że tydzień wcześniej wszczepiono mu podskórnego holtera, urządzenie monitorujące pracę serca. Jak dodał, musi otrzymać rozrusznik serca. Operację przeprowadzono nad ranem, przebiegła pomyślnie. Netanjahu zostanie wypisany może jeszcze w niedzielę, co jest normalne po tego rodzaju operacjach.
Ponieważ do zabiegu musiał być uśpiony, obowiązki przekazał ministrowi sprawiedliwości Jarivowi Levinowi, który obok szefa komisji ds. konstytucji, prawa i sprawiedliwości Simchy Rothmana jest twarzą reformy sądownictwa. Znaczący gest. Mimo że Levin formalnie jest wicepremierem, nie oznacza to, że automatycznie zostaje p.o. szefa rządu. Netanjahu od lat nikogo na to stanowisko nie wyznaczył. To też rodzi pytania o to, co by się stało, gdyby premier nie mógł pełnić obowiązków i wskazać zawczasu swojego zastępcy. Zgodnie z izraelskim prawem kiedy premier jest za granicą lub znajduje się w stanie wyłączonej świadomości, np. w trakcie procedur medycznych, jego obowiązki musi przejąć ktoś inny. Gdyby Netanjahu z jakiegoś powodu nie mógł pełnić swojej funkcji, rząd musiałby wyznaczyć tymczasowego premiera (musi to być członek gabinetu i zarazem poseł z tej samej frakcji). Ale trwałoby to tylko sto dni, później musiałoby się odbyć nowe głosowanie. Zgodnie ze statutem Likudu, partii Netanjahu, kandydatem na premiera nie może być osoba, która nie jest przewodniczącym partii. Ewentualny kandydat na premiera wcześniej musiałby zatem zostać szefem partii. To oczywiście teoretyczne rozważania, w tej chwili nie ma potrzeby uruchamiać tych procedur.
Istotne jest to, co będzie się działo w Knesecie. Widać, że rząd chce forsować jedną z ustaw w ramach tzw. reformy sądownictwa. Już w poniedziałek lub we wtorek ma się odbyć drugie i trzecie głosowanie przepisów usuwających tzw. zasadę racjonalności, pod kątem której Sąd Najwyższy może oceniać prace rządu i urzędników rządowych. To jeden z kluczowych zapisów i bezpieczników systemu, pozwalający patrzeć na ręce władzy wykonawczej.
Izraelczycy doskonale to wiedzą, dlatego protesty nie ustają. Z Tel Awiwu do Jerozolimy w wielkim marszu przeszło ok. 90 tys. ludzi, ok. 170 tys. protestowało w Tel Awiwie. Według organizatorów w demonstracjach w całym kraju, czyli w 150 miastach i miasteczkach, wzięło w sobotę udział 500 tys. osób. To imponujące liczby. W pobliżu Knesetu w Parku Sachera rozbiło się miasteczko studentów, a ok. 10 tys. rezerwistów z 40 różnych jednostek zapowiedziało, że nie stawi się do ochotniczej służby, jeśli ustawa zostanie uchwalona. Dziś ma też odbyć się spotkanie z szefem sztabu izraelskiej armii, który ma poinformować rząd, co dla wojska i bezpieczeństwa kraju mogłoby oznaczać, gdyby ta groźba została zrealizowana.
Jeszcze nie jest za późno, by zatrzymać reformę i uchronić kraj przed wszystkimi konsekwencjami, przed którymi od miesięcy ostrzegają eksperci, wojskowi i zwykli obywatele. Widać, że Izraelczycy nie ustąpią i będą walczyć do końca. Pytanie, czy rząd jest gotowy na to, co się wydarzy, jeśli tego głosu nie wysłucha.