Piękny wieczór lipcowy
Tym razem nie o Bliskim Wschodzie na pierwszy rzut oka, proszę wybaczyć.
Piękny lipcowy wieczór, Warszawa. „Spacerowicze” z niewiadomych powodów chodzą ze świecami w okolicach warszawskiej Starówki. Czyżby w zagranicznej prasie już pisano, że nawet prądu u nas zabrakło?
Ale ja nie o protestach w sprawie sądów chcę napisać. Tak się złożyło, że kiedy w Warszawie i całej Polsce wrze z powodu niedobrych zmian w sądownictwie, wczesnym wieczorem na Umschlagplatzu spotkały się setki osób, a może i więcej. Tak naprawdę to żadni „spacerowicze”, którzy przypadkiem znaleźli się w tym miejscu i spontanicznie dołączyli do innych „spacerowiczów”. Więc w sobotę o godz. 19 stawiliśmy się tu, bo tak trzeba, by pamięć o ludziach getta nie zginęła, byśmy nie przykładali ręki do tego okrutnego zapomnienia.
Przyszliśmy razem, starzy, młodzi, na wózkach i w wózkach, w kipach i bez. Bo tak trzeba.
22 lipca 1942 r. rozpoczęła się akcja likwidacji warszawskiego getta. Oficjalnie Niemcy podawali, że pakowani do wagonów Żydzi mają trafić na wschód, ale prawda była taka, że nie chodziło o żadną wywózkę na wschód, lecz wprost do Treblinki, wprost na śmierć.
Paweł Śpiewak, dyrektor Żydowskiego Instytutu Historycznego, przypominał dziś, że wybierając początek święta Tisza be-Aw, Niemcy chcieli, by Żydzi, prócz upamiętnienia zburzenia Pierwszej i Drugiej Świątyni, mieli również inny powód, by pamiętać ten dzień. W getcie, gdzie głód i choroby dziesiątkowały ludzi, byli i tacy, którzy zrobili wszystko, by pamięć o getcie przetrwała. Mowa o organizacji Oneg Szabat, ludziach dzielnych, mądrych, którzy dokumentowali wszystko, co działo się w getcie, łącznie z tym, jak wyglądały bilety czy cukierki po papierkach, co jedli ludzie, jak żyli, jak myśleli.
Dzięki nim mamy dziś cudowne Archiwum Ringelbluma – i choć odnaleziono tylko dwie z trzech części, to wystarczy, by nic nam nie umknęło, byśmy nie mogli powiedzieć, że „nie wiedzieliśmy”.
22 lipca pod Umschlagplatzem spotkali się więc dziś starzy i młodzi. Choć wieczór piękny, sobota. Marian Turski z dwoma kijkami do nordic walkingu i w sportowych butach wita się chyba z połową tych, którzy przyszli na Umschlagplatz. Człowiek Instytucja. Człowiek Pamięci.
Cytuje wiersz Władysława Szlengla „Mała Stacja Treblinki”:
Na szlaku Tłuszcz-Warszawa,
z dworca Warschau-Ost
wyjeżdża się szynami
i jedzie się na wprost…
I podróż trwa czasami
pięć godzin i trzy ćwierci,
a czasami trwa ta jazda
całe życie aż do śmierci…
A stacja jest maleńka
i rosną trzy choinki,
i napis jest zwyczajny:
tu stacja Treblinki.
I nie ma nawet kasy
ani bagażowego,
za milion nie dostaniesz
biletu powrotnego…
Nie czeka nikt na stacji
i nikt nie macha chustką,
i cisza tylko wisi,
i wita głuchą pustką.
I milczy słup stacyjny,
i milczą trzy choinki,
i milczy czarny napis,
że… stacja Treblinki.
I tylko wisi z dawna
(reklama w każdym razie)
zniszczony stary napis:
„Gotujcie na gazie.”
Ciarki idą po plecach.
Tłum rusza spod Umschlagplatzu w kierunku Żydowskiego Instytutu Historycznego, starzy, młodzi, w kipach, bez, Marian Turski z kijkami, idzie szybciej niż młodzi, jak On to robi? Jak to się robi, Panie Marianie?
Więc idziemy marszem od śmierci do życia, czyli do miejsca, gdzie spotykali się członkowie Oneg Szabat, by tworzyć to wspaniałe archiwum, a my podążamy ich śladem. Marsz idzie ulicami, zajmuje je całe albo jeden z pasów. Już na ulicy Andersa mija nas taksówka, z której wychyla się młody człowiek i krzyczy w naszym kierunku: – Wolność, równość, demokracja! Człowiek wystawia zza szyby dwa palce w kształcie litery V i nie przestaje skandować. – To nie ta demonstracja! – odkrzykuje ktoś z tłumu, litując się nad obywatelem, któremu już widocznie zaszumiało w głowie o tych tłumów „spacerowiczów” w mieście.
Pod Żydowskim Instytutem Historycznym bardzo godnie, ludzie wiążą tasiemki z imionami członków Oneg Szabat, przemówienia, wiersze, cały czas piękny wieczór lipcowy. I nagle zza pleców z pobliskiego przystanku rozlega się głośne „Żydy, do domu!”. Czyli dokąd, proszę pana?
Komentarze
Facet miał pewnie na myśli Izrael.
Ludzie są dziwni. Przeżywają coś pięknego czy refleksyjnego cały dzień, a potem z tego dnia pamiętają i eksponują jeden okrzyk jednego napotkanego chama, któremu brak odrobiny empatii i dobrego wychowania.
„..byśmy nie przykładali ręki do tego okrutnego zapomnienia.”
Nalezaloby uscislic i napisac „wybiorczego zapomnienia”. Tak to juz jest, ze jedne wydarzenia i ludzkie istnienia probujemy ratowac od zapomnienia inne zas staramy sie zapomniec jak najszybciej, nawet jesli mialy miejsce „wczoraj” – kryteria sa rozne: religia, kolor skory, ideologia czy miejsce zamieszkania.
Pozdrawiam
Wiersz, który Pani prytoczyła jest w swojej prostocie tak przejmujący, że dech zapiera. Dziękuję za jego umieszczenie, ale przede wszystkim dziękuję za artukuł. Nie wolno zapominać o takich zbrodniach, a przede wszystkim o ludziach narażonych na koszmar z rąk innych w imię fałszywie pojętej rzeczywistości. Rasizm, bez względu na zabarwienie ma zginąć. On zawsze prowadzi do cierpienia i łez.
Kontrasty. One pojawiają się wszędzie. Jednak na spotkaniu poświęconym pamięci ludzi tak okrutnie potraktowanych w imię „oczyszczania rasy”, można by było się obyć bez takich okrzyków „wracać do domu”. To boli i alienuje. Z drugiej strony ten okrzyk zabrzmiał w tym momencie niemal symbolicznie, jakby pochodził z tamtego czasu….
My, ludzie dzisiaj żyjący musimy się starać zwalczać takie zachowania. Wszystko jedno do kogo są one kierowane. Nienawiść rodzi nienawiść. Miłość bliżniego jest czymś najpiękniejszym i zawsze z niej się rodzi piękno. Proszę wybaczyć, to trochę patetycznie zabrzmiało, ale tak to czuję i nie potrafię znależć słów, które oddałyby moje myśli może bardziej skromnie a jednocześnie adekwatnie.
Serdecznie pozdrawiam i życzę spokojnych, dobrych świąt.
Byłem tam, wieczór był istotnie piękny. Wszelako popsuł mi go na koniec widok funkcjonariusza Min. Dziewictwa, niejakiego S., także weteranki R. i narodowego ambasadora Wyklętych – A. B., koniunkturalnych dobrozmianowych oficjeli, tutaj widać z jakichś patronackich przyczyn obecnych… Nie czekając więc na ich mowy, poszedłem stamtąd.
Dziękuje pani 404 za piękny komentarz do artykułu red. Zagner.
bardzo ciepło napisane, dziękuję! JJSzczepan