Syria mówi Rosji „niet”
Decyzja nowych władz Syrii zaboli Rosję na co najmniej dwa sposoby.
Stało się: nowe władze Syrii (Mohammed al-Dżaulani, czyli Ahmed al-Szaraa) wypowiedziały Rosji umowę na dzierżawę portu w Tartusie. Porozumienie w 2017 r. zawarł Baszar Asad, miało obowiązywać 49 lat z opcją przedłużenia o 25, gdyby strony nie miały zastrzeżeń. To już mocno nieaktualne: Asad został obalony. Kolejna lekcja pod tytułem: nic nie jest dane raz na zawsze, zwłaszcza na Bliskim Wschodzie.
W 2017 r., kiedy Asad dogadywał się z Putinem, to był zupełnie inny Bliski Wschód, inny był też kontekst globalny. 20 stycznia w Waszyngtonie odbywała się inauguracja Donalda Trumpa, dopiero co odtrąbiono pokonanie Państwa Islamskiego, Rosja łapała wiatr w żagle i postawiła mocno drugą stopę na Bliskim Wschodzie. Syria, a tak naprawdę dostęp do śródziemnomorskiego portu w Tartus, stała się kluczowa dla marzącego imperialnie Putina. Była to przede wszystkim spłata długu wobec protektora, bo bez niego Asad mógł upaść dwa lata wcześniej. Rosyjskie samoloty zrzucające bomby kasetowe zatrzymały rosnącą opozycję. Działo się to pięć lat przed atakiem Rosji na Ukrainę; Moskwa mogła sobie pozwolić na wysłanie kilkutysięcznego kontyngentu do Syrii, samolotów (baza w Chmejmim) i części jednostek marynarki wojennej (Tartus).
Współpraca dyktatorów trwała w najlepsze – do czasu. Na początku grudnia syryjska opozycja wykorzystała próżnię w regionie, czyli osłabienie Iranu spowodowane ciosami zadanymi jego przybocznemu w regionie, Hezbollahowi. W zaledwie 11 dni al-Dżaulani, jeszcze niedawno blisko związany z Al-Kaidą i Państwem Islamskim, w brawurowym blitzkriegu opanował największe miasta, niemal na białym koniu wjechał do Damaszku i przegonił dyktatora, praktycznie nie napotykając oporu.
Asad pierzchnął do Rosji, bo nie bardzo miał alternatywę (nosząca się po europejsku żona Asma raczej nie dałaby się przekonać do surowych zasad dreskodu w Iranie). Rodzina Asadów znalazła się pod skrzydłami Putina, a Putin stracił kluczową postać do zabezpieczenia jego interesów na Bliskim Wschodzie.
Dlaczego al-Dżaulani miałby honorować umowę z Putinem? Mogłyby go pewnie skusić pieniądze, ale okazuje się, że wdzięczność Asada była niemalże bezgraniczna, by nie powiedzieć: bezcenna. Jak informuje portal „Moscow Times”, jedna z rosyjskich spółek zainwestowała w rozwój portu w Tartus 500 mln dol. Zobowiązania nigdy nie zrealizowano, co więcej, Rosja według umowy otrzymywała 65 proc. zysków generowanych przez port. Teraz te pieniądze zasilą syryjską kasę.
Decyzja nowego dyktatora (wyborów nie widać na horyzoncie) zaboli Putina co najmniej podwójnie. Jedno to realna strata finansowa, a drugie – utrata dostępu do strategicznego portu. Spełniał on trzy funkcje: był ważnym punktem przesyłania najemników z Grupy Wagnera do Afryki; dzięki niemu Rosja kontrolowała NATO na Morzu Śródziemnym; zapewniał jej też dostęp do morza. Kreml próbuje teraz zainstalować swój przyczółek w Libii, ale to niestabilny kraj.
Kilka dni temu syryjskie władze nałożyły zakaz importu na towary z Rosji, Iranu i Izraela (czyli kraje te są traktowane jako wrogie).
Na razie pod znakiem zapytania stoi także przyszłość bazy lotniczej w Chmejmim, skąd Rosja ewakuowała znaczną część sprzętu i uzbrojenia (m.in. system S-400) w obawie, by nie wpadł w ręce nowych władz Syrii.
Fot. Widok na Tartus. Fot. ACEsAF, Wikipedia CC by 4.0