„Żydzi nie zostawiają Żydów”. Izrael wybucha gniewem
Dziś w Izraelu strajk generalny. Czy obywatele wymuszą na Beniaminie Netanjahu porozumienie w sprawie uwolnienia zakładników?
Nikt nie ma wątpliwości, że jedyną osobą, która może dać zielone światło do zawarcia porozumienia, jest Netanjahu, premier, przez zagorzałych zwolenników zwany królem. Najwierniejsi wciąż wierzą, że dla dobra kraju nie powinno się iść z Hamasem na żadne ustępstwa, ale ten sojusz tronu z bazą powoli zaczyna pękać.
Wczoraj na ulice wyszedł, można powiedzieć, tradycyjny Tel Awiw. To określenie jest upraszczające i na pewno nieścisłe, z grubsza chodzi o tych, którzy kiedyś tydzień w tydzień protestowali przeciwko demolowaniu państwa przez Netanjahu i jego kolegów z rządu forsujących tzw. reformę sądownictwa. Od prawie 11 miesięcy demonstrują znów (nie tylko w Tel Awiwie), domagając się jak najszybszego uwolnienia zakładników. „Achszaw!”, „teraz”, krzyczą. To „teraz” trwa od dawna, dziś jest właściwie krzykiem rozpaczy. Emocje rozbudziły wieści z niedzielnego poranka, kiedy armia odzyskała ciała sześciu zakładników. Okazało się, że zginęli kilka dni wcześniej od strzałów oddanych z bliskiej odległości. Słowem: egzekucja. Zdaniem Izraelczyków, którzy protestują, tych, którzy te protesty popierają, i tych, którzy dołączyli do strajku generalnego, nie ma już na co czekać, czekali dość.
Wczoraj szef Histadrut (największej centrali związków zawodowych) Arnon Bar-David zapowiadał masowy protest, twierdząc, że umowa w sprawie zakładników utknęła z powodów politycznych, a Izrael przestał być jednym narodem, to „obóz przeciwko obozowi”. Jego zdaniem „trzeba przywrócić państwo Izrael”. Ten postulat wydaje się pieśnią przyszłości, która według wszelkich przesłanek nie ma większych szans na realizację, bo podziały są już zbyt głębokie (część rodzin zakładników skupionych wokół Forum Tikva sprzeciwia się kontynuowaniu rozmów z Hamasem). Zapewne Bar-David zdaje sobie z tego sprawę, dlatego swoją mocą (a jest naprawdę duża, do związku należy 800 tys. ludzi) chce zmusić rząd do porozumienia. „Dostajemy worki z ciałami zamiast umowy. Doszedłem do wniosku, że tylko nasza interwencja może ruszyć tych, których trzeba poruszyć” – oświadczył.
W poniedziałek zamknięte są przedszkola, część szkół, banki, największe lotnisko (przez kilka godzin nie było odpraw samolotów), częściowo transport publiczny, uniwersytety, giełda, muzea… Szpitale pracują w trybie szabatowym, porty przyjmują tylko ładunki z lekami, działa straż pożarna i karetki Magen Adom, supermarkety, kolej i centra edukacji specjalnej. Dzień gniewu, rozpaczy.
Czy Izraelczycy są w stanie zmusić Netanjahu do zmiany podejścia? Są. Jest precedens. W marcu 2023 r. Histadrut domagał się odwołania dymisji ministra obrony Joawa Galanta. Netanjahu się ugiął, Galant wrócił do pracy. Izraelczycy wierzą, że znów może im się udać. Stawka jest teraz o wiele wyższa, na szali jest życie. Sześciu zamordowanych zakładników być może dało się uratować. Ile jeszcze osób jest w takiej sytuacji? „Jestem tutaj po to, by zapewnić, że nikt nie zostanie porzucony. Żydzi nie zostawiają Żydów! Nasze dzieci nie mogą umierać w tunelach z powodu kalkulacji politycznych” – mówił Bar-David. Zdecydowana część Izraelczyków o nieprzygotowanie państwa na atak 7 października wini rząd Netanjahu i jego samego. On ich zdaniem odpowiada za to, że wciąż nie uwolniono zakładników.
Sprawa porozumienia coraz bardziej się tymczasem komplikuje. Z USA docierają sygnały, że w najbliższym czasie Biden położy na stole ostateczną wersję układu i zagrozi, że jeśli nie zostanie przyjęty, Amerykanie umyją ręce i przestaną uczestniczyć w negocjacjach. Gdy w lipcu Hamas zgodził się na warunki umowy, ekipa Netanjahu przedstawiła nowe żądania (jak konieczność kontroli przez IDF granicy z Egiptem i tzw. korytarza Netzarim), co odebrano jako próbę storpedowania negocjacji. Dziś Izraelczycy znów mówią „sprawdzam”.
PS Sąd pracy, do którego za pośrednictwem prokurator generalnej odwołał się rząd, nakazał zakończyć strajk o 14:30 (miał trwać do 18).