Latające rydwany, czyli tajemnicze zniknięcie izraelskiego czołgu
Jak to się stało, że z poligonu na północy Izraela zniknął czołg? I odnalazł się na oddalonym o 20 km złomowisku?
Kilka dni temu agencje prasowe obiegła z pozoru niezwykła wiadomość o tym, że na złomowisku niedaleko Hajfy znaleziono 65-tonowy czołg Merkava 2 (po hebr. rydwan). Stał sobie wybebeszony, z wyraźnie uszkodzonym pancerzem, jakby znalazł się nagle w oku cyklonu i żywioł poodrywał elementy z obudowy. Na szczęście lufa pręży się dumnie pośród innych rupieci.
O całym zdarzeniu wiadomo niewiele poza tym, że czołg skradziono ze strefy ćwiczeń – miejsce nie jest dostępne dla postronnych, gdy odbywają się tu treningi. Izraelska armia twierdzi, że czołg został wycofany ze służby wiele lat temu i pozbawiony uzbrojenia, a ostatnio był używany jako „pojazd stacjonarny do ćwiczeń”. W związku z kradzieżą aresztowano dwie osoby.
Sprawa jest i groźna, i groteskowa zarazem. Izraelska armia co chwila wpada na minę. W czerwcu IDF informowały, że w jednej z baz na południu kraju skradziono w sumie 26 tys. naboi i karabinów. Stało się to zaledwie pół roku po poprzedniej dużej kradzieży z wojskowych baz, w związku z którą aresztowano ośmiu Beduinów. Lokalne media od dawna piszą, że za kradzieżami stoją często sami żołnierze, ale i rozmaite gangi. Spora część naboi czy broni trafia na Zachodni Brzeg i jest wykorzystywana w zamachach przeciwko Izraelczykom. W tym kontekście to nie tylko kwestia kryminalna, ale i bezpieczeństwa kraju (dlatego w śledztwa angażowana jest agencja bezpieczeństwa wewnętrznego Shin Bet).
W lutym dwóch weteranów ukradło czołg z czasów wojny Jom Kippur ze Wzgórz Golan, by zaprotestować przeciwko reformie sądownictwa forsowanej przez rząd Netanjahu. Pojazd znaleziono w kibucu, na pancerzu miał namalowany napis „demokracja”, był owinięty w replikę Deklaracji Niepodległości. Taki happening.
Kiedy kilka miesięcy temu byłam w bazie na Negevie, widziałam takie rozbebeszone czołgi – „pojazdy stacjonarne do ćwiczeń”. Te wycofane można kupić za ok. 2 tys. dol. zupełnie legalnie. Plagą jest to, że wiele takich maszyn w mgnieniu oka pozbawiają części okoliczni Beduini, którzy metalowe elementy sprzedają po prostu na złom. To właściwie nie do upilnowania i armia ma tę świadomość. Oczywiście te będące w służbie strzeżone są jak oko w głowie. Do czasu, rzecz jasna.