Jemen już nie ma czasu
Wtorek miał przynieść Jemenowi ulgę, ale nie udało się zebrać dość funduszy. Co się stanie z miejscem zamieszkanym przez 24 mln ludzi? Czy świat pozwoli im po prostu umrzeć z głodu i chorób?
W Jemenie nic nie jest teoretyczne, a ze statystyk wypływa totalna beznadzieja. Sekretarz generalny ONZ António Guterres ogłosił właśnie, że cztery na pięć osób potrzebuje pomocy i mamy do czynienia z „największym światowym kryzysem humanitarnym”. 2 mln jemeńskich dzieci jest skrajnie niedożywionych. Od początku roku ok. 80 tys. ludzi musiało uciec z domu, podnosząc liczbę wewnętrznych uchodźców do 4 mln. Tylko w tym roku ponad 110 tys. Jemeńczyków zaraziło się cholerą, a przez ostatnie powodzie wzrosło ryzyko malarii i dengi. Do tego pięć lat wojny, która rozdarła kraj na pół – na północy osiadli bojówkarze Houthi popierani przez Iran i zajęli stolicę, na południu bronią się siły rządowe wsparte przez Arabię Saudyjską. Wojna zastępcza toczy się na całego.
Jakby tego było mało, na Jemen spadła też plaga koronawirusa. 10 kwietnia wykryto tu pierwszy przypadek. Do tej pory odnotowano 399, zmarło 87 osób, ale jest jasne, że oficjalne dane nijak się mają do rzeczywistości. Brakuje testów, a tak naprawdę wszystkiego: tlenu, karetek, środków ochrony osobistej, prądu. Jemen prześcignął globalne średnie śmiertelności z powodu Covid-19. Tu umiera co czwarty zakażony.
Cmentarze w kontrolowanym przez rząd mieście Aden są przepełnione. Pod koniec maja Jemen miał jeden z najniższych wskaźników testów na świecie (31 na milion mieszkańców). Według danych organizacji Save the Children z maja prawie 400 osób z objawami koronawirusa zmarło w Adenie w tydzień. Kilka szpitali w ogóle zamknięto, a personel odmówił pracy ze względu na brak sprzętu. W jedynej placówce dedykowanej koronawirusowi, prowadzonej przez Lekarzy Bez Granic, nie ma tlenu ani dość personelu. „Musimy odsyłać pacjentów” – mówiła niedawno Caroline Seguin, szefowa operacji w Jemenie. Ponoć już wtedy 40 pracowników organizacji było zakażonych, ale nie dało się tego nawet zbadać.
Jak mówić choćby o profilaktyce, gdy połowa ludzi nie ma dostępu do czystej wody? Same szpitale, gdzie brak środków ochrony, to tykające bomby. System ochrony zdrowia jest na krawędzi załamania. Koło się zamyka.
„Nie ma czasu do stracenia” – ogłosił Guterres. ONZ ocenia, że potrzeba minimum 2,4 mld dol. do końca tego roku. A kraje okazały się mniej hojne niż wcześniej. 30 z 41 programów pomocowych w kilka tygodni trzeba będzie zamknąć, jeśli nie znajdą się pieniądze.
W tym celu we wtorek zorganizowano wirtualną zbiórkę. Jej współgospodarzem była Arabia Saudyjska – kraj mocno zaangażowany po jednej stronie konfliktu po raz kolejny pudruje swój wizerunek. Jakby to nie Saudyjczycy stali na czele międzynarodowej koalicji wspierającej militarnie rząd Hadidiego. Jakby z powodu nalotów nie ginęli cywile…
Przez pięć lat Saudyjczycy wsparli Jemen sumą 15 mld dol. Teraz zapowiadają 500 mln – jest jednak haczyk, bo 200 mln chcą przekazać w ramach własnych programów pomocowych, poza systemem ONZ.
Wtorkowa zbiórka nie była sukcesem, brakuje ponad miliarda dolarów (w zeszłym roku budżet pomocowy wyniósł 3,2 mld dol.). Bez tego nie da się walczyć ani z głodem, ani z wirusem. Organizacje już o połowę zmniejszyły racje żywnościowe i finansowanie połowy z 360 szpitali. Dochodzą problemy z dotarciem z pomocą na tereny kontrolowane przez Houtich. I wszędzie szerzy się korupcja.
Wezwania do zawieszenia broni zostały zignorowane. Jemen potrzebuje dziś wszystkiego – tego, co można kupić za pieniądze, i tego, co zależy wyłącznie od wojskowych i polityków: pokoju.