Protesty w Gazie. Coś się zmieniło
W sobotę w pobliżu ogrodzenia na granicy Strefy Gazy i Izraela oraz w kilku innych miejscach zgromadziło się kilkadziesiąt tysięcy osób. Polała się krew.
Sobota w Gazie zaczęła się źle. Jeszcze zanim sformowały się demonstracje, od izraelskiego odłamka zginął 20-letni chłopak, który prawdopodobnie brał udział w nocnych zamieszkach. W ciągu dnia ludzi wzdłuż ogrodzenia zaczęło przybywać, demonstracje zorganizowano też w kilku innych miejscach w Gazie. Mimo ostrzeżeń izraelskiej armii niektórym puściły nerwy: palono opony, rzucano kamienie i ładunki wybuchowe. Armia odpowiadała – jak zapowiadano – zgodnie z procedurami, stosownie do sytuacji: gazem łzawiącym i ostrą amunicją.
Zawsze przy takiej okazji należy zapytać, czy reakcja uzbrojonej po zęby, wyposażonej w najnowocześniejszy sprzęt armii jest adekwatna do zagrożenia? Według raportu ONZ w sprawie tzw. Wielkiego Marszu Powrotu Izrael bezprawnie użył ostrej amunicji. W kilka miesięcy zginęło ok. 200 osób. Izrael obiecał, że ograniczy użycie ostrej amunicji, jeśli demonstranci nie będą palić opon i forsować ogrodzenia. Zadeklarowali, że ich życie poprawi się w „w wielu aspektach”, jeśli w sobotę powstrzymają się od przemocy.
W sobotę, w pierwszą rocznicę protestów, śmierć poniosły trzy osoby (prócz wspomnianego 20-latka – dwóch 17-latków), rannych zostało ponad 300, pięć osób jest w stanie krytycznym. Jak podał „Haaretz”, powołując się na dane ministerstwa zdrowia w Gazie, wśród rannych jest 26 dzieci, osiem kobiet, dwie osoby z personelu medycznego i dwóch dziennikarzy. Co najmniej 40 osób odniosło rany w wyniku użycia ostrej amunicji. To dużo, ale ofiar mogło być więcej. Widać, co potwierdza Izrael, że to Hamas stał za organizacją protestów i w dużej mierze je kontrolował. Większość demonstrantów nie podeszła do ogrodzenia, a w jego pobliżu widocznych było kilkadziesiąt osób w odblaskowych pomarańczowych kamizelkach, które pilnowały, by demonstranci nie zbliżali się do ogrodzenia. To pewna nowość.
Wytłumaczenie jest dość proste – w Gazie przebywa egipska delegacja, która ma doprowadzić do trwałego zawieszenia broni między Hamasem a Izraelem (w zeszłym tygodniu kryzys eskalował, gdy odpalona z Gazy rakieta uderzyła w dom w centralnym Izraelu). Pewnie też z tego powodu wśród protestujących pojawili się przywódcy Hamasu – Ismail Hanije i Jahja Sinwar. Nie wiemy tego oficjalnie, ale możemy się domyślać, że dostali od Izraelczyków gwarancję bezpieczeństwa (wystarczy mieć w pamięci, w jaki sposób zginął szejk Jasin, duchowy przywódca Hamasu, którego dokładnie 15 lat temu dopadły izraelskie śmigłowce, gdy opuszczał jeden z meczetów w Gazie). Na ten aspekt zwrócili uwagę Ajelet Szaked i Naftali Bennett. „Nie bez powodu Izraelczycy czują się upokorzeni. Sinwar i Hanije świętują zwycięstwo, nie obawiając się, że Izrael ich wyeliminuje. To nie jest sposób na odstraszanie” – oświadczyli ministrowie z rządu Netanjahu.
Ich oświadczenie należy oczywiście czytać przez pryzmat nadchodzących wyborów: politycy są liderami nowej partii Jamin HaHadasz (Nowa Prawica), jastrzębie wypowiedzi mają uwiarygodnić ich w oczach elektoratu. Izraelscy politycy nauczyli się, że kluczem do politycznego zwycięstwa jest zapewnienie obywatelom poczucia bezpieczeństwa. Dlatego choć w pewnym sensie operacja przeciw Hamasowi w Gazie mogła być Netanjahu na rękę (po raz kolejny może zaprezentować się jako prawdziwy i jedyny strongman izraelskiej polityki), to i on musi mieć baczenie na niuanse.
Okazuje się, że większość Izraelczyków nie była usatysfakcjonowana tym, jak Izrael odpowiedział na ataki Hamasu (wyniki ankiety kilka dni temu przedstawiono na antenie wojskowego radia). Ich zdaniem odpowiedź Izraela była za słaba. To komplikuje i tak skomplikowaną sytuację na linii Izrael-Gaza. I pod wielkim znakiem zapytania stawia szanse na jakiekolwiek porozumienie. Bez tego można się spodziewać tylko więcej krwi i cierpienia po obu stronach ogrodzenia.
Komentarze
Po obu stronach ogrodzenia?
A w Syrii mają być prowadzone rozmowy na temat likwidacji obozu uchodźców Rukhban na granicy Jordanii. Gdyby tylko Amerykanie chcieli bo jak na razie to tylko blokują powrót.
Tymczasem w samej Syrii amnestia objęła już 60 tys osób, które unikały służby wojskowej albo i walczyły po drugiej stronie.
Przykre to wszystko bo więzienia Assada są straszne. Tak straszne, że po 9/11 USA zawarły z Assadem umowę i wysyłały tam więźniów na „przesłuchania”. Wtedy to Assad był dobry.
” W Gazie znowu polała się krew…”
Tak brzmi lead Pani wpisu na stronach „P”.
Zapewne w tym leadzie chodzi o wypadek przy pracy Gazy nad strzelaniem rakietami w domy izraelskie, gdzie zginęło osiem osób, w tym dwoje dzieci?
Dobrze, że jadąc wpisem na krwi, nic Pani o tym nie pisze czyjej naprawdę, siedząc zupełnie po jednej stronie moralnego odgrodzenia.
Co jest tyleż jaskrawe, co znamienne.
To Hamas rozpoczal ta zadyme, strzelajac rakiety w strone Izraela, ktore zabily i ranily kilka osob. Dlatego Izraelczycy odpowiedzieli ogniem na demonstracje sily ze strony Palestynczykow.
Wlasnie w ten sposob powstaja fejkniusy. Pisze sie o smierci tylko paletsnskich demonstrantow, pomijajac fakt ostrzelania przez Hamas Tel Avivu rakietami. Posobnie jest na calym swiecie w tej sprawie. Niemiecka ZDF rowniez pominela ten fakt, publikujac fejka.
To z tego powodu na forum ONZ przyjmuje sie najwiecej ustaw potepiajacych polityke Izraela, ktore popieraja rowniez prawie wszystkie kraje Zachodu. Dodac nalezy, ze w ONZ prym wodza panstwa muzulmasnkie , wylacznie z rzadami autorytarnymi i dyktatorskimi, ktore poepiaja Izrael za to, ze broni swej egzystencji. Szczycacy sie ddemokracja i humanitaryzmem Zachod wspiera rezimy, potepiajace Izrael. Nawet sami Niemcy. Coc to im powinno zalezec na wspieraniu panstwa zydwoskiego za Holocaust.
Sprawa bezpieczeństwa w Izraelu, przypomina dokładnie sytuację w Belfaście- swego czasu.
Dwa wzajemnie zwalczające się plemiona,gotowe zabijać wszelkimi metodami przeciwników.
Przy czym, Izrael zabił dotychczas kilkadziesiąt tysięcy, Palestyńczycy zaledwie kilkuset.
Wczesniej czy później, będa musieli siąść do stołu rokowań, na poważnie.
Odsunąwszy najpierw frakcje „wściekłych” w obu ugrupowaniach.
Inaczej będa się wybijać przez najbliższe kilkanaście pokoleń.
A nie ma szans, by państwo rasistowskie tyle czasu przetrwało.
Szantaż moralny holocaustem, też nie może byc ciągnięty w nieskończoność.
Młodzi Amerykanie czy Niemcy, maja to po prostu w d…
Zmiana u władzy w obu krajach, to kwestia czasu i biologii.
Poczucie winy za grzechy pradziadków?
Nie bądźmy smieszni…..
maciejplacek
31 marca o godz. 21:51
Belfast ucywilizował się, bo w pewnym momencie zabrakło przyzwolenia na zabijanie.
Społeczeństwa były zmęczone bezsensowną wojną.
Ostatnie zamachy bombowe nie przynosiły ofiar, dzięki uprzedzaniu o nich, jedynie efekt propagandowy.
Podobnie jest z tymi rakietami Hesbollahu.
Ofiary przypadkowe.
Gorzej z odwetem izraelskim- bombardowania zawsze przynoszą skutki śmiertelne na masową skalę.
Niemcy osiągnęli milczące porozumienie z partyzantką polską, choćby na Zamojszczyźnie.
W wielu regionach, panował milczacy rozejm pomiędzy lokalną żandarmerią niemiecką, a polskimi leśnymi ludźmi.
Hamas i Hesbollah osiągną taki sam układ- w swoim czasie.
Oczywiście, moim zdaniem.
Tyle że nikt nie jest w stanie określić przedziału czasowego.
Ewentualnie, Kissinger ma rację i tego czasu już nie ma……
Dosyć moim zdaniem trafny i do rzeczy artykuł głównie na temat poprzedniego „Końca kalifatu”, ale związany z najnowszym wpisem – Islamski fundamentalizm i ślepota Zachodu. Refleksje po „upadku” Państwa Islamskiego.
Nałożenie kryterium etnicznego na religijne, zawsze tworzy mieszankę wybuchową, skutkującą wybijaniem się nawzajem.
Bez pacyfikacji przez brutalną siłę władzy centralnej, taki konflikt trwa przez stulecia.
Irracjonalne, ale widocznie takie sa mechanizmy psychiki ludzkiej.
Plemienność ma również związek z uprzywilejowaniem ekonomicznym, podziałem wpływów i władzy, dostępem do dóbr i stanowisk.
Wiekszość krajów świata tego problemu nie rozwiązała.
Rządzą klany rodowe, plemiona, związani z jakimś terytorium bądź grupą wyznaniową.
Kissinger i Brzeziński, przy pomocy saudyjskich pieniędzy, wzniecili pożar.
I to raczej w skali globalnej.
Lokalnie, Chiny, czy Rosja, są w stanie zdusić płomienie.
Reszta krajów, szczególnie tych słabiej rozwiniętych, sobie z tym nie poradzi.