Izrael ratuje Białe Hełmy

Operacja rozpoczęła się ok. godz. 21 w sobotę i trwała do niedzielnego poranka. Izrael uratował ponad 400 osób związanych z Syryjską Obroną Cywilną.

Nie znamy zbyt wielu szczegółów tej operacji, ale trochę wiemy. Izrael podjął próbę uratowania setek osób (plan zakładał 800) z Białych Hełmów na prośbę USA, Kanady i krajów europejskich. Operacja rozpoczęła się w syryjskiej przygranicznej Kunajtirze na Wzgórzach Golan, gdzie schronili się wolontariusze wraz z rodzinami. Izraelscy żołnierze otworzyli bramy, uciekinierów umieszczono w autobusach i z obstawą odwieziono do Jordanii, gdzie zostaną jakiś czas. Do końca października mają ich przyjąć Kanada, Wielka Brytania i Niemcy (Kanada przyjmie 50 wolontariuszy z rodzinami, w sumie ok. 250 osób, Niemcy ośmiu – w sumie 50 osób).

Kunajtira to miasto wyniszczone wojnami. Syryjczycy przez lata kłuli nią, by dowieść brutalności Izraela. Miasto przez ostatnich kilkadziesiąt lat przechodziło z rąk do rąk. Teraz ten sam „straszny” Izrael pomaga wydostać ludzi, którzy znaleźli się na czarnej liście władz w Damaszku. Wymowne.

Izrael nie pierwszy raz pomaga Syryjczykom, choć pierwszy raz w taki sposób. Do tej pory pomagał rzeczowo, wysyłając jedzenie, leki, sprzęt medyczny i przyjmując na leczenie ok. 600 syryjskich dzieci z ich opiekunkami. Teraz to coś więcej. Izrael pomógł wydostać ludzi, których reżim od lat oskarżał o wspieranie rebeliantów, a cały świat zachodni uważał za bohaterów, którzy uratowali co najmniej 100 tys. ludzi, wyciągając ich często gołymi rękami spod ziemi. Najgłośniej zrobiło się o nich za sprawą Aleppo i kilku filmów dokumentalnych, pokazujących Białe Hełmy w akcji. Organizację wymieniano jako kandydata do Pokojowej Nagrody Nobla. Jeden z filmów otrzymał Oscara i nagrodę Right Livelihood Award, uważaną za alternatywnego Nobla.

Izrael zasłużył na słowa uznania. W tej sprawie nie można było dłużej czekać, bo rebelianci zostali wyparci niemal z całego południa. Inna droga ich ucieczki z Syrii nie była możliwa – reżim odzyskał kontrolę nad granicą z Jordanią. Mogli się ewakuować tylko przez Wzgórza Golan.

Nie była to oczywiście operacja samego Izraela, który starał się zachować w tej sytuacji neutralnie. Wszystko zostało najpierw wynegocjowane na szczycie NATO w Brukseli (wielkim orędownikiem pomocy Białym Hełmom był premier Kanady Justin Trudeau). Na pewno nie odbyło się to bez wiedzy Rosji (nie zapominajmy, że zaledwie tydzień temu Donald Trump spotkał się z Władimirem Putinem). Ale to tylko fragment większej układanki. Jak doniósł „Spectator”, to właśnie w Helsinkach Trump z Putinem przy udziale Izraela mieli porozumieć się w sprawie Syrii. Ustalili między innymi, że Baszar Asad zostanie na stanowisku, Rosja przejmie protektorat nad krajem, a Syria zapewni bezpieczeństwo Izraelowi. Co więcej, Izrael ma się zgodzić na kontrolowanie przez Moskwę Syrii, jeśli wpierany przez Iran Hezbollah zostanie wycofany do Libanu (w zamian za rekompensatę – 50 mld dol., które Rosja zainwestuje w irański program energetyczny). Jeśli zaś chodzi o Stany Zjednoczone, to Donald Trump porzucił rebeliantów południowo-zachodniej Syrii, „mimo że jeszcze niedawno USA były gotowe pójść na wojnę z Asadem”. Tyle John R. Bradley w „Spectatorze”.

Wszystko niby dobrze się składa, Izrael zabezpieczył granice, Rosja dostała Syrię, a Iran pieniądze. W tej układance zabrakło jednak jednego elementu: sojuszników Ameryki na północy Syrii, czyli Kurdów. Jeśli Trump ich także opuści, skutki mogą się okazać boleśniejsze. Kurdowie już zapowiedzieli, że sami nie dadzą rady zwalczać niedobitków ISIS w Dolinie Eufratu, a Ameryka straci dla nich wszelką wiarygodność jako sojusznik do walki z dżihadem.