Umarł król, niech żyje król. Hamas ma nowego szefa

Nie jest to wielkie zaskoczenie. Co prawda nominacja Jahja Sinwara formalnie go umacnia, ale niesie też szereg problemów praktycznych.

Pięć dni temu w Teheranie, w przypisywanym Izraelowi ataku, zginął dotychczasowy szef tej organizacji Ismail Hanije. Ale wpływy Sinwara w Hamasie od dawna były ogromne, wielu jego członków i zwolenników uznawało go za „prawdziwego” przywódcę, bo zaprawionego w boju. Owszem, Hanije miał zasługi, był uważany za prawowitego premiera Palestyny (Hamas nie uznał obalenia go). W praktyce i społecznym odbiorze to dwie skrajne postacie: pan w garniturze kontra pan w mundurze, który 7 października rzucił Izrael na kolana. Hanije bywał na salonach (oczywiście zaprzyjaźnionych reżimów), uprawiał politykę.

Wybór Sinwara, choć w pewnym sensie logiczny, w praktyce może okazać się trudny. To on trzyma teraz w ręku wszystkie klucze Hamasu: jest szefem politycznego skrzydła organizacji, ale i filii w Strefie Gazy, po śmierci Mohammeda Deifa zapewne odpowiada też za skrzydło militarne w Gazie (Hamas nie potwierdził śmierci Deifa ani nie wskazał ewentualnego następcy). Jest więc partnerem dla Izraela w ewentualnych rozmowach pokojowych, a przynajmniej do niego należy ostatnie słowo. I o ile do Hanijego w każdej chwili dało się zadzwonić, o tyle z Sinwarem to niemożliwe. Zakładając, że nadal ukrywa się w Gazie (były pogłoski, że uciekł tunelami do Egiptu), kontakt z nim zapewne jest utrudniony. Głównym powodem, dlaczego Deif tak skutecznie umykał izraelskim siłom specjalnym, było odcięcie od jakichkolwiek kanałów komunikacyjnych. Można się domyślać, że Sinwar stosuje podobne zabezpieczenia.

Bez wątpienia Deif i Sinwar znaleźli się na celowniku Izraela po 7 października. Nie ma powodu, żeby Izrael odstąpił od próby zabicia nowego przywódcy, co jednocześnie stawia pod znakiem zapytania jakiekolwiek rozwiązania dyplomatyczne – jednym z warunków musiałyby być gwarancje dla Sinwara. W tym sensie decyzja Hamasu związuje Izraelowi ręce (Netanjahu trudno będzie się zgodzić na porozumienie, w ramach którego Sinwar mógłby utrzymać władzę w Gazie albo ją opuścić).

To komplikuje wszelkie próby osiągnięcia (w tej chwili dość iluzorycznego) porozumienia zarówno Hamasowi, jak i Izraelowi. Ale wojna trwa i w jej logice mieści się to, że Izrael będzie szukał sposobu, żeby zabić Sinwara. Jeśli tak się stanie i Netanjahu uzna, że nastąpiło to we właściwym czasie, być może stałoby się pretekstem do zakończenia wojny i ogłoszenia „totalnego zwycięstwa”, obiecywanego Izraelczykom od pierwszych dni. Problem w tym, że wojna trwa już dziesięć miesięcy i na razie końca nie widać. Prawdopodobnie co najmniej do wyborów prezydenckich w USA to się nie zmieni.