Izraelska armia odnalazła w Gazie ciała trojga zakładników
Wszystkie ofiary zostały zaatakowane 7 października na festiwalu Supernova w Re’im.
17 maja izraelska armia potwierdziła, że w jednym z tuneli znalazła ciała trojga zakładników: 22-letniej Shani Louk, 28-letniej Amit Buskili i 57-letniego Icchaka Gelerntera. Czy udałoby się ich uratować, gdyby zawarto umowę z Hamasem albo żołnierze wcześniej tam dotarli? Tego nie wiemy. W najgorszej sytuacja była Shani. Z początku jej rodzice sądzili, że została wzięta do niewoli (ostatni kontakt miała z nią matka Ricarda, której feralnego poranka Shani powiedziała, że próbuje znaleźć kryjówkę). Niepokój budziło jednak nagranie propagandowe Hamasu, które w dniu ataku obiegło media na świecie, przedstawiające częściowo rozebraną Shani w dziwnej pozycji na pace samochodu, którym paradowano po ulicach Gazy. Dziewczyna nie dawała oznak życia. Rodzina chwytała się każdej nadziei. Shani w związku z niemieckim pochodzeniem ojca miała podwójne obywatelstwo, rodzina próbowała więc szukać pomocy w Berlinie. Kilka tygodni później organizacja ZAKA, zajmująca się identyfikacją ofiar, ujawniła, że przy drodze prowadzącej do miejsca festiwalu odnaleziono fragment czaszki Shani, sugerując, że nie miała szans na przeżycie.
Inaczej było w przypadku Amit. Dziewczyna uciekła w okolice kibucu Mefalsim i, jak tłumaczyła w rozmowie z wujkiem, próbowała ukryć się za samochodami. Ostatnie, co od niej usłyszał, to „Nie, nie, nie” i już słabszym głosem: „Kocham was”. I strzały. Później telefon był wyłączony. Reszty możemy się domyślać. Podobnie nie wiadomo, jakie były losy Icchaka, który z przyjaciółmi dotarł na festiwal dwie godziny przed atakiem. Armia zlokalizowała jego telefon w Gazie, co było wskazówką, że mógł być wzięty na zakładnika. Według izraelskich mediów cała trójka tamtego dnia uciekła w okolice kibucu Mefalsim. Byłam tam niedawno, co mniej więcej daje mi wyobrażenie o tym, jak to mogło wyglądać. Kibuc położony jest niemal przy drodze; po drugiej stronie, w okolicy miejsca pamięci słynnej operacji Czarna Strzała, rozlokował się „sztab” zamachowców, ok. 200 ludzi pod bronią. Przez cały dzień próbowali wedrzeć się do kibucu, na szczęście zadziałała ochrona i odcięła prąd, uniemożliwiając otwarcie bramy. Mefalsim uratowało też to, że na szabat (i wypadające tego dnia święto Simchat Tora) przyjechało kilkunastu odbywających służbę młodych ludzi. Do kibucu wdarło się kilku zamachowców, na szczęście nikt nie ucierpiał. Jak opowiadał mi jeden z mieszkańców, 7 października wieczorem, gdy jego rodzina próbowała samochodem uciekać z kibucu (co było błędem, bo w okolicy wciąż operowały uzbrojone grupy), tuż przy bramie zobaczyli kilka ciał, a kilkadziesiąt kolejnych na drodze do Sderot zaledwie 2,5 km dalej.
7 października rano, po zabawie nieopodal Re’im, gdzie ustawiono trzy sceny, pole namiotowe i bar, pojawili się zamachowcy w samochodach i na motorach. Z relacji świadków i nagrań wiemy, że próbowali zabić jak najwięcej osób (w festiwalu uczestniczyło ok. 3,5 tys. głównie młodych ludzi), na miejscu zamordowano 364. Miejsce, gdzie odbywał się festiwal życia, dziś jest tragicznym punktem na mapie. Tam i przy całej drodze wzdłuż granicy, gdzie rozrzucone są zaatakowane 7 października kibuce, stoją banery, tablice, znicze, miejsca pamięci po tych, których już nie ma.
Ojciec Shani na wieść o śmierci córki powiedział: „Udręczona dusza wie, że gdzieś w Gazie jest dziura w sercu. Dziś otrzymaliśmy ostateczną odpowiedź”.
Z kolei premier Beniamin Netanjahu złożył publiczne kondolencje rodzinom i zapewnił, że wszyscy zakładnicy „żywi lub martwi” powrócą do domu. Pogratulował też wojsku. Mało to pocieszające, kiedy powszechnie wiadomo, że z każdą chwilą maleją szanse na odzyskanie ludzi żywych. Rozmowy utknęły i na razie nie widać, by coś miało się w tej sprawie zmienić. Jak się okazało, kilka tygodni temu, by wywrzeć presję na Hamasie, Katar nakazał jego przywódcom wyjazd (udali się na „konsultacje” do Turcji), ale choć negocjacje się załamały, pozwolono im wrócić.
Każdy dzień wojny to więcej rozlanej krwi. Najgorsze, że nie widać jej końca: ani militarnego, ani politycznego. Tymczasem Gaza zamienia się w morze ruin, ludzie są przepędzani z miejsca na miejsce, a na „absolutne zwycięstwo”, zapowiadane przez Netanjahu, się nie zanosi.