W oczekiwaniu na odwet Izraela
Kiedy Izrael odpowie Iranowi? Jak? Na razie Izraelowi udało się odwrócić narrację.
Nie są to łatwe noce, kiedy co chwila trzeba sprawdzać, czy Bliski Wschód zalewają rzęsiste deszcze, czy może spadają rakiety. Odwet jest kwestią czasu. Oczywiście można przyjąć optymistyczny scenariusz, że Zachód, a przede wszystkim USA skutecznie naciskają, by odpowiedź była ograniczona i nie niosła ryzyka reakcji Teheranu. Iran od razu zastrzegł, że choć swój atak uważa za jednorazowy i zamykający sprawę, to zostawia sobie możliwość odwetu w odwecie… Na razie zawrócił jeden z okrętów, który u wybrzeży Jemenu wspierał bojówki w sobotnim ataku.
Nocne czuwanie nie jest całkiem pozbawione sensu – według ustaleń amerykańskiej telewizji ABC News Izrael był dwukrotnie gotów uderzyć i w ostatniej chwili plany odwołał. Czy wpływ na to miały intensywne rozmowy na szczytach? Niewykluczone. Widać, że zarówno USA, jak i UE przymierzają się do ogłoszenia sankcji na Iran, które mają ugodzić w jego program rakietowy. W wymiarze międzynarodowym, dyplomatycznym Izrael niewątpliwie zyskał; szereg państw (i słusznie!) poczuło się w obowiązku potwierdzić swoje poparcie. W kilka dni odwróciła się narracja – były pytania o zbrodnie wojenne w Gazie po zabiciu pracowników World Central Kitchen, oskarżenia o utrudnianie dostaw pomocy humanitarnej, żądania dymisji Netanjahu i rozpisania wyborów. Jest lawina wsparcia, zapewnienie o współpracy i grzanie się w blasku niewątpliwego sukcesu, jakim było zestrzelenie niemal wszystkich dronów i rakiet odpalonych przez Iran.
Według ABC News do odwetu nie dojdzie co najmniej do zakończenia święta Paschy (22-30 kwietnia), ale – jak miał zastrzec jeden z amerykańskich wysokich urzędników – to zawsze może się zmienić. Słowem: można spać spokojnie niemal do majówki, chyba że jednak nie można, bo przecież wszystko może się zmienić. Mało to pocieszające.
Jedna z katarskich gazet powołujących się na egipskie źródła twierdzi, że Izrael odpuścił potężny atak w zamian za zielone światło od USA na rozpoczęcie operacji w Rafah, która wydaje się coraz bardziej nieuchronną pułapką. Z jednej strony Izraelowi trudno byłoby dziś wycofać się z tych planów, skoro twierdzi, że wciąż są tam obecne cztery uzbrojone bataliony wroga, w tym przywódcy Hamasu. Ofensywa będzie jednak kosztowna wizerunkowo; narracje znowu mogą się odwrócić. Nietrudno przewidzieć skutki: zapewnienie bezpiecznego schronienia dla ponad miliona osób wydaje się nierealne. Sceny z Gazy, Chan Junis może przebić jeszcze większa ludzka tragedia. Izrael może wygrać taktycznie, ale przegrać strategicznie.
Ciekawe ustalenia poczynił „New York Times” – jak twierdzi, Izrael szykował się do ataku na Damaszek od dwóch miesięcy, a zgodę gabinet wojny wydał 22 marca, czyli dziesięć dni przed nim. Amerykanie mieli zostać poinformowani w ostatniej chwili, a Izrael był ponoć zaskoczony tak zdecydowaną reakcją Iranu. Według gazety Izrael przekalkulował; sądził, że Teheran za zabicie kolejnego generała odpowie z pomocą pośredników z Libanu, Jemenu czy Syrii. Jeśli to prawda, źle świadczyłoby to o izraelskich służbach wywiadowczych. Odżywają złe wspomnienia z 7 października, który też okazał się skutkiem niedoszacowania możliwości przeciwnika. Za lekceważenie wroga płaci się ogromną cenę.