Rok po wybuchu w Bejrucie. Winnych brak

Czy winni tej tragedii zostaną kiedykolwiek pociągnięci do odpowiedzialności?

4 sierpnia 2020 r. bejruckim portem wstrząsnął wybuch. Jego siła odpowiadała wartości 3,3-4,5 magnitudy trzęsienia ziemi. Nad miastem zawisła olbrzymia chmura pyłu, na ulicach pojawili się ranni…

Okazało się, że w jednym ze zniszczonych magazynów na terenie portu od sześciu lat składowana jest saletra amonowa – w sumie ponad 2,7 tys. ton. Był to ładunek ze statku Rhosus płynącego z Gruzji do Mozambiku pod mołdawską banderą – jednostka zawinęła do Bejrutu, by wziąć kolejny ładunek, ale utknęła ze względu na swój stan techniczny i problemy z opłatami. Saletrę złożono w magazynie nr 12 – pewnie był blisko, nikt specjalnie się nie przejął, czy to odpowiednie miejsce. A materiału było sporo, skoro był składowany w jednotonowych workach. Feralnego dnia pracowali tu robotnicy, odpowiedzialni za konserwację magazynu.

Wybuch doprowadził do śmierci 218 osób, 7 tys. zostało rannych, wartość zniszczeń szacuje się na 5 mld dol. Zniszczonych zostało ponad 70 tys. mieszkań i domów – przeszło 300 tys. ludzi zostało bez dachu nad głową, wielu straciło pracę i źródła utrzymania. W kraju, w którym już wcześniej sytuacja wymykała się spod kontroli – z powodu pandemii i pogłębiającego się kryzysu – wybuch był olbrzymim ciosem. Po roku widać, że Liban nie uporał się ani z tą tragedią, ani z jej przyczynami. Źle to wróży na przyszłość.

Przede wszystkim nie wszczęto międzynarodowego śledztwa, które mogłoby niezależnie wyjaśnić wszystkie okoliczności. Co więcej, organizacja Human Rights Watch w swoim 127-stronicowym raporcie oskarżyła władze Libanu o zaniechania i blokadę lokalnego śledztwa. Jej zdaniem wiele instytucji zignorowało zagrożenie i umyło ręce. Wszyscy wiedzieli, nikt nic nie zrobił: ministerstwo prac publicznych i transportu, ministerstwo finansów, armia, nawet prezydent, który o saletrze w porcie miał się dowiedzieć na dwa tygodnie wcześniej. HRW cytuje ówczesnego premiera Hassana Diaba, który twierdził, że nie wiedział o ładunku do czasu wybuchu. Zapytany, dlaczego nie przeczytał raportu służb bezpieczeństwa, stwierdził, że „nie przebrnął przez 30 stron”. Tymczasem, jak wskazuje HRW, raport liczył… trzy strony plus sześć stron załączników.

Zdaniem HRW władze naruszyły prawo do życia w rozumieniu prawa międzynarodowego, a ze względu na kryzys prawny i polityczny zapewne unikną odpowiedzialności. Śledztwo w tej sprawie – dodaje – powinna podjąć Rada Praw Człowieka ONZ, a winnych należy objąć sankcjami międzynarodowymi. „Dowody wskazują, że niektórzy urzędnicy państwowi byli świadomi śmierci, jaką może spowodować obecność azotanu amonu w porcie, ale milcząco akceptowali to ryzyko” – podkreśla HRW.

Nie są to jedyne oskarżenia pod adresem libańskich władz. Istotne okoliczności uwzględnia raport FBI z października 2020 r., wskazujący, że wybuchły 552 tony saletry, czyli znacznie mniej niż owe 2,7 tys. Nie wyjaśniono, skąd różnica i co się stało z resztą tego silnie zapalnego i wybuchowego materiału. Przecież nie wyparowała? Pod uwagę brany jest oczywiście scenariusz, że materiał skradziono.

„Dowody w przytłaczający sposób wskazują, że eksplozja w porcie w Bejrucie w sierpniu 2020 r. była spowodowana działaniami i zaniechaniami wyższych urzędników libańskich, którzy nie ujawnili zagrożenia, jakie stwarzał azotan amonu, świadomie przechowywali materiał w niebezpiecznych warunkach i nie chronili ludzi” – stwierdziła Lama Fakih, dyrektor ds. kryzysów i konfliktów w Human Rights Watch. „Rok później blizny pozostają wyryte w mieście, a ocaleni i rodziny ofiar wciąż czekają na odpowiedzi”.