Izrael ma nowego prezydenta

Izaak Hercog został wybrany przez Kneset jedenastym prezydentem Izraela. To doświadczony polityk, syn byłego przywódcy tego kraju.

Prezydent nie ma w Izraelu dużej władzy, ale jest ważną osobistością na scenie politycznej, zwłaszcza jeśli cieszy się autorytetem, jak kończący kadencję w lipcu Ruwen Riwlin czy jego poprzednik Szymon Peres. Jednym z najważniejszych zadań głowy państwa jest wskazanie kandydata na premiera (nie musi to być lider zwycięskiego ugrupowania), ma też prawo łaski (co ma znaczenie, gdy urzędujący szef rządu jest oskarżany o korupcję i grozi mu więzienie). Stanowiska nie obsadza się w wyborach powszechnych, lecz w głosowaniu w Knesecie. Kadencja jest jedna i trwa siedem lat.

Wybory prezydenta toczyły się w cieniu innych gorących wydarzeń: wojny z Hamasem i układania rządowej koalicji (też już na ostatniej prostej). Izraelskie media nie poświęcały więc tej sprawie wiele uwagi, choć zdarzenie jest ze wszech miar historyczne. I byłoby takie bez względu na rezultat, w szranki stanęli bowiem Hercog i Miriam Perec. Gdyby to Perec zwyciężyła (dostała tylko 27 głosów), byłaby pierwszą kobietą na tym stanowisku. Wybór Hercoga (87 głosów) też jest jednak historyczny, bo pierwszy raz urząd pełni syn byłego prezydenta (Chaim Hercog piastował stanowisko przez dwie kadencje w latach 1983-93). Ameryka ma swoich Bushów, Izrael – Hercogów…

Izaak Hercog (dla przyjaciół Bużi) choćby z tego względu jest zaliczany niejako do arystokracji (chociaż nie jest to może najtrafniejsze określenie), a na pewno elity. Ma świetne wykształcenie, bogate doświadczenie i koneksje. Ważną osobistością był też jego dziadek Izaak HaLevi, były naczelny rabin Irlandii, potem naczelny rabin aszkenazyjski w Mandacie Palestyny i późniejszym Izraelu (1936-53). Izaak od strony ojca ma korzenie irlandzkie, mama urodziła się w Egipcie, z obu stron ma przodków z Europy Środkowo-Wschodniej. Część życia spędził w USA (ojciec był ambasadorem przy ONZ), po powrocie do kraju trafił do wojska, a dokładnie do elitarnej jednostki wywiadu, gdzie dosłużył do stopnia majora. Następnie skończył prawo i pracował w kancelarii ojca. Do polityki wszedł pod koniec lat 90., pracował w gabinecie Ehuda Baraka. Piął się stopniowo po szczeblach kariery (był m.in. ministrem, przez 15 lat deputowanym Knesetu, szefem Partii Pracy i liderem opozycji). W 2015 r. jako kandydat na premiera stanął do rywalizacji z Beniaminem Netanjahu i miał spore szanse na zwycięstwo. Nie wygrał, a jego gwiazda zaczęła przygasać. Politycy byli uważani za dwa przeciwieństwa: Bibi to twardy samiec alfa, Bużi – uchodził za delikatnego, miękkiego i grzecznego (zdarzyła mu się wpadka – w prywatnych wiadomościach nazwał rywalkę z Partii Pracy „suką”, za co przepraszał). Izraelczycy zdecydowali się wtedy na brutala. Wizerunek łagodnego polityka, ale bez ciepła i serdeczności Riwlina, ciągnie się za Hercogiem do dziś.

W 2018 r. został wybrany szefem Agencji Żydowskiej, niosącej pomoc Żydom w diasporze w aliji do Izraela. To ważny etap w jego karierze: zszedł z linii politycznego ostrzału, zaczął budować wizerunek w kraju i na świecie.

Pani Perec też jest bardzo ciekawą postacią. Nie ma może doświadczenia Hercoga, ale bliższy jest jej styl Riwlina, jego dystans do siebie i poczucie humoru. Pochodzi z Maroka, obu synów straciła na froncie (jednego w Libanie, drugiego w wojnie z Gazą). Te tragiczne zdarzenia ją ukształtowały, stała się cenioną edukatorką, rozmawia z żołnierzami, pomaga im w pokonywaniu traum.

Hercoga i Perec dzieli coś więcej. Centrowo-lewicowy Hercog umościł się w okolicach modnego Tel Awiwu, a Perec z rodziną od lat mieszka na Zachodnim Brzegu Jordanu – co w jakiś sposób również określa ją politycznie.