Asad wygrywa wojnę w Syrii

Rok po jednym z najkrwawszych ataków z użyciem broni chemicznej w Syrii jesteśmy w tym samym punkcie. Jest nawet gorzej, a do ataków wciąż dochodzi. Czy świat mógłby to zatrzymać?

4 kwietnia zeszłego roku doszło do potwornego ataku z użyciem sarinu w Chan Szejchun w prowincji Idlib, w wyniku którego w męczarniach zmarły co najmniej 83 osoby. W ostatnią sobotę pod Damaszkiem prawdopodobnie znów użyto niedozwolonej broni, tym razem chloru, tak wynika z relacji świadków. Syria i Rosja twierdzą, że to prowokacja, a nagrania zostały sfabrykowane. Zachód nie ma wątpliwości, że za atakiem stoi reżim syryjski, który w ten sposób próbuje wykurzyć ze Wschodniej Ghuty ostatnich rebeliantów. Najlepiej, by niezależne śledztwo przeprowadziła międzynarodowa komisja, tylko czy ktokolwiek ją tam wpuści?

Wszyscy przecież pamiętamy, że kiedy w sierpniu 2013 roku w Damaszku przebywał zespół, który miał badać przypadki użycia broni chemicznej w Syrii, szybko doszło do ataku we Wschodniej Ghucie, gdzie zginęły setki osób (do dziś nie wiadomo, ile dokładnie). Jak widać, obecność zespołu i raporty nie powstrzymały tych, którzy wykorzystują tę broń w warunkach wojennych. Tak jak de facto nic nie powstrzymało Asada ani jego popleczników, by nie używali broni kasetowej, nie atakowali szkół, szpitali i innych miejsc, gdzie jest więcej niż pewne, że celem są cywile. Celem ataku w Dumie był szpital polowy.

Według Human Right Watch od początku wojny w Syrii doszło do 85 ataków z użyciem broni chemicznej. Za większością stoją siły rządowe. Działo się to również wtedy, gdy Syria (teoretycznie?) pozbyła się swoich arsenałów. Czerwone linie co rusz są przekraczane. Dlaczego?

Widać, że na Asadzie nie robią większego wrażenia zapowiedzi ostrych reakcji, bo żadna z dotychczasowych nie zabolała go na tyle, by wstrzymał się przed kolejnym użyciem broni chemicznej.

Zachód próbuje wywrzeć na USA jakąś długofalową odpowiedź, ale czy Trump, który zamierza wycofać amerykańskie siły z Syrii jak najszybciej, jest gotowy na tak zdecydowane kroki? Na razie zza oceanu płyną sygnały, że wejście w bezpośredni kontakt z siłami rosyjskimi nie leży w interesie USA. Skutki takiej konfrontacji mogą być bolesne dla wszystkich stron i zdaje się, że nikt na to nie ma ochoty.

Rada Bezpieczeństwa nie podejmie przecież żadnych kroków przeciwko Damaszkowi bez zgody Rosji, a tej nie ma i nie będzie. Trudno oczekiwać jakiejkolwiek reakcji ze strony ONZ.

Mam jednak poczucie, że wciąż kręcimy się w kółko. Bezsilność świata jest przykra i dojmująca. W ten sposób Asad wygrywa tę wojnę. Bez względu na cenę. Jak już wielokrotnie pisaliśmy, krew w Syrii jest bardzo tania. Coraz tańsza.