Test dla Netanjahu

Jeśli izraelski premier przetrwa obecny kryzys, to przetrwa wszystko.

Czy to koniec Netanjahu? Nie tak prędko. Decyzja policji to jeszcze nie stan oskarżenia. Za premierem Izraela stoją jego własna partia, rząd i koalicja. Mimo wezwań opozycji premier nie zamierza podać się do dymisji. Uważa, że to polowanie na czarownice. Jeden z posłów Likudu mówi o zamachu stanu.

Po dwuletnim śledztwie i wielotygodniowych przepychankach, które szeroko relacjonowały izraelskie media, wczoraj wieczorem policja zarekomendowała oskarżenie Beniamina Netanjahu o przyjmowanie łapówek, oszustwo i nadużywanie zaufania. W tzw. sprawie nr 100 Netanjahu przez dziesięć lat przyjmował od majętnych darczyńców – hollywoodzkiego producenta Arnona Milchana i australijskiego biznesmena Jamesa Packera – prezenty, w tym cygara i szampany, warte ok. miliona szekli (282 tys. dolarów). Według doniesień kluczowym świadkiem w sprawie jest Jair Lapid, dziś w opozycji, w poprzednim rządzie minister finansów. Lapid dowodzi, że premier naciskał na zmiany w prawie podatkowym, tak by mogli na tym skorzystać jego darczyńcy.

Z kolei sprawa nr 2000 dotyczy umowy, jaką Netanjahu miał zawrzeć z Arnonem Mozesem, wydawcą popularnego dziennika „Yediot Aharonot”. W zamian za przychylne teksty Netanjahu działał na rzecz osłabienia głównego konkurenta na rynku, bezpłatnego dziennika „Israel HaYom”, skądinąd przychylnego premierowi.

Sprawy wyglądają poważnie, ale co teraz? Decyzja należy do prokuratora generalnego Awichaja Mandelblita. Co może potrwać. Netanjahu jest przekonany, że Mandelblit odrzuci rekomendacje policji i zarzutów mu nie postawi. Skąd to przekonanie? Mandelblit to człowiek premiera, był sekretarzem jego gabinetu. Jego nominacja na prokuratora generalnego wywołała falę krytyki, obawiano się, że osoba tak mocno związana z szefem rządu może nie zachować niezależności i bezstronności. Ale jako prokurator generalny nie raz dowiódł, że jest inaczej. Ostatnio sprzeciwił się przepisom, które miały zakazywać policji wydawania zaleceń obciążających osoby publiczne. Przepisy w końcu uchwalono, ale zdecydowano, że nie będzie to miało zastosowania do bieżących dochodzeń przeciwko premierowi.

Jedno jest pewne: jeśli prokurator Mandelblit postawi Netanjahu zarzuty, będzie on pierwszym urzędującym premierem w takiej sytuacji – zgodnie z izraelskim prawem nie ma przeszkód, by nadal pełnił swoją funkcję. Jego pozycja będzie jednak słabnąć. Może zdecydować się na wcześniejsze wybory, ale to ryzykowne – mógłby stracić to, co kocha najbardziej, czyli władzę, a przy okazji utorować drogę do sukcesu swojemu największemu oponentowi Jairowi Lapidowi. Ten od dawna ma apetyt na fotel premiera. (Zresztą dziś Netanjahu ogłosił, że przedterminowych wyborów nie planuje).

Ale to niejedyny scenariusz. Netanjahu, który miał już wcześniej problemy z wymiarem sprawiedliwości i wyszedł z nich cało, może liczyć, że teraz będzie tak samo. To w końcu najdłużej urzędujący izraelski premier, z ogromnym doświadczeniem politycznym, wpływami i umiejętnością wychodzenia z opresji. Ktoś taki walczy do końca.