Ścigany, ale nieuchwytny. Co nazistowski zbrodniarz robił w Syrii?

Jest „prawie pewne”, że Alois Brunner – prawa ręka Adolfa Eichmanna, odpowiedzialny za deportację ponad 128 tys. Żydów do obozów śmierci z Austrii, Francji, Grecji i Słowacji, otwierający listę najbardziej poszukiwanych zbrodniarzy nazistowskich – zmarł przed czterema laty w Damaszku. Informację tę podało Centrum im. Szymona Wiesenthala, od lat tropiące ostatnich żyjących zbrodniarzy hitlerowskich na świecie.

Ponoć zostało ich przy życiu jakieś 2 proc. Ilu dokładnie? Nie wiemy. Top-lista to zaledwie 10 nazwisk, w 2014 r. tylko ośmiu zbrodniarzy z tej listy, zdaniem Centrum Wiesenthala, jeszcze żyło. Od lat Centrum prowadzi nie tylko pościg za zbrodniarzami, ale też wyścig z czasem.

Wspomniany Brunner, jak wielu podobnych do niego, po prostu przepadł. Ciekawe, że tuż pod nosem Amerykanów pracował dla nich tuż po zakończeniu drugiej wojny światowej jako kierowca. Od dekonspiracji uchroniły go ponoć trzy rzeczy: fałszywa tożsamość, zbieżność nazwiska z innym członkiem SS Antonem Brunnerem, straconym później za zbrodnie wojenne, oraz brak typowego dla SS tatuażu z grupą krwi.

Wystarczyło, by w 1954 r. wyjechać z Niemiec Zachodnich do Egiptu, a stamtąd do Syrii, gdzie miał pracować z czasem jako doradca Hafeza Asada i Muchabarat, ponoć jako specjalista od właściwych technik tortur. Ponoć przez lata żył pod opieką służb w Damaszku jako Georg Fischer, a od czasu do czasu nagabywany przez dziennikarzy miał mówić, że nie odczuwa wyrzutów sumienia za to, co robił podczas wojny, że jedyne, czego żałuje, to to, że nie doprowadził do śmierci więcej Żydów, innym razem, że o obozach śmierci dowiedział się ponoć po wojnie.

Poszukiwany przez Francuzów (zresztą skazany przez nich zaocznie na karę śmierci), Niemców i Austriaków, a także przez Interpol, wiódł ponoć spokojne życie w stolicy Syrii. Izraelski Mosad ponoć dwukrotnie chciał go zabić, wysyłając mu wybuchowe przesyłki. Brunner miał stracić kilka palców lewej ręki i oko, ale przeżył. Brzmi co najmniej jak scenariusz sensacyjnego filmu, nawet jeśli w połowie ta historia jest wymyślona.

Mnie w tym wszystkim najbardziej bulwersuje to, że przez tyle lat zbrodniarze żyli sobie praktycznie na całym świecie i władze przymykały oko na ich zbrodniczą przeszłość. Pytanie, ilu jeszcze korzysta z podobnej ochrony?

Inna rzecz to świadomość przeciętnych Syryjczyków o drugiej wojnie światowej. Absolwenci syryjskich szkół państwowych i prywatnych mówili mi, że problem Holokaustu w szkolnych podręcznikach i na lekcjach historii praktycznie nie istnieje. Druga wojna światowa jest zaledwie epizodem, dotyczącym głównie Europy, a im nic do tego. No, może pamięcią – w geście solidarności z Palestyńczykami – o nakba, czyli katastrofie, jaką było powstanie Izraela.

Ich spojrzenie na drugą wojnę światową jest wyrywkowe, lokalne, pozbawione ciężaru milionów ofiar wojny, obozów zagłady, Holokaustu. Dla nas ta niewiedza jest niewyobrażalna, oni nawet nie odczuwają jej braku. To może przynajmniej w przypadku Syrii tłumaczyć, jak to możliwe, by Brunner vel Fischer mógł mieszkać tu przez ponad 50 lat. Bez skruchy, bez wyrzutów sumienia, bez niewygodnych pytań.