Atak na Gazę: Amira strzela słowem

Poznałam ją w zeszłym roku we Wschodniej Jerozolimie. Zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Opowiadała o swoim życiu w Ramallah, Gazie, izraelskiej cenzurze wojskowej, o codzienności po tamtej stronie muru, która stała się jej domem. Mocno w kontrze wobec polityki izraelskiego rządu. Nieustraszona, pewna siebie, ale też niezwykle sympatyczna, słuchająca, pytająca, ciekawa.

Amira Hass od 25 lat jest dziennikarką izraelskiego dziennika „Ha’Aretz”, drugim pokoleniem Ocalonych. Przez kilka lat mieszkała w Gazie (napisała też świetną książkę, której tytuł można przetłumaczyć jako „Pijąc morze w Gazie: Dni i noce w oblężonym kraju”), potem w Ramallah. Z izraelską władzą miała wielokrotnie na pieńku. A to aresztowano ją za przebywanie na terytorium wroga, a to sądzono, za rzekomo spreparowany tekst o osadnikach w Hebronie.

Amira Hass. Fot. Yossi Gurvitz, Flickr CC by 2.0.

Amira Hass. Fot. Yossi Gurvitz, Flickr CC by 2.0.

Miażdżąco dosadna i celna. Oczywiście z łatą lewicującej dziennikarki (co w Izraelu znaczy mniej więcej, że wspiera Palestyńczyków). Dziś zachwycił mnie jej artykuł w najnowszym numerze „Ha’Aretz” pod wymownym tytułem: „Izrael wykazał powściągliwość przed atakiem na Gazę? Chyba sobie żartujesz”, czyli rzecz o tym, jak izraelskie media „wpajają wypaczoną terminologię, wzmacniającą wysiłki ukazania Izraela jako ofiary”. A potem, jak u Amiry, trzęsienie ziemi. Punkt po punkcie zbija izraelskie slogany, które rozpychają media.

„Gaza jest niepodległym państwem”. Nie jest – pisze Amira. Gaza i Zachodni Brzeg to jednostka terytorialna złożona z dwóch części. Według decyzji społeczności międzynarodowej państwo powinno być ustanowione w obu częściach, które są pod izraelską okupacją, podobnie jak mieszkający tam Palestyńczycy – podkreśla Amira. I dalej o tym, że choć Gaza i Zachodni brzeg mają symboliczny, oddzielny numer kierunkowy (970), to przecież Szin Bet, dzwoniąc do domu w Gazie, który zamierza zbombardować, nie wybiera numeru kierunkowego…

Co więcej, decyzja Szarona o wycofaniu się z Gazy miała na celu jedynie – poprzez inną formę dominacji – odcięcie tej enklawy od Zachodniego Brzegu. W rękach Izraela pozostaje też kontrola nad granicami morskimi, lądowymi i powietrznymi Gazy.

Izrael kontroluje rejestry ludności w Gazie i na Zachodnim Brzegu (każde nowo narodzone dziecko musi być – przypomina Amira – rejestrowane w izraelskim ministerstwie spraw wewnętrznych, by w wieku 16 lat mogło otrzymać dowód osobisty). Informacje na dowodach są wpisane również po hebrajsku. „Czy słyszeliście kiedykolwiek o niepodległym państwie, którego obywatel musi rejestrować się w »sąsiednim« (okupującym i atakującym) kraju – w przeciwnym razie nie będą mieć dokumentów i oficjalnie nie będą istnieć?

Jak to? – już słyszę te głosy. Przecież Izraelczycy wycofali się z Gazy, wyprowadzili swoje wojsko i osadników, zostawili im ziemię, a oni co zrobili? Doprowadzili kraj do ruiny, a jedyne, co potrafią, to odpalać rakiety, które spadają na izraelskie miasta.

„Samoobrona”. Obie strony (zarówno Izrael jak i Hamas) – pisze Amira – walczą w samoobronie. „Jak wiemy, wojna jest kontynuacją polityki innymi środkami. Polityka Izraela jest jasna (nawet jeśli nie dla odbiorców izraelskich mediów): odciąć Gazę nawet bardziej, pokrzyżować plany jakiejkolwiek możliwości palestyńskiego zjednoczenia i odwrócić uwagę od przyspieszenia kolonizacji Zachodniego Brzegu”.

A Hamas? – pyta Amira. Chce wzmocnić swoją pozycję jako ruchu oporu, może myśli, że jest w stanie zmienić strategię palestyńskiego przywództwa wobec izraelskiej okupacji, może chce, by świat (państwa arabskie) obudziły się ze snu… Nie zapominajmy jednak o pocisku zazdrości – czyj jest większy, dłuższy, bardziej imponujący i o większym zasięgu? „Chłopcy bawią się swoimi zabawkami, a my przyzwyczailiśmy się nazywać to polityką”.

Ha! Zuchwała Amira. To nie są żadne zabawki, tylko śmiercionośna broń. Rakiety spadają na izraelskie miasta (gdyby nie Żelazna Kopuła, spadałoby ich więcej), i to nie jest żart czy zabawa. Nie można przecież siedzieć bezczynnie i na to patrzeć. Musimy odpowiedzieć. I odpowiadamy.

„Izrael wykazał powściągliwość”. Amira zastanawia się, skąd zacząć obliczać tę powściągliwość? „Dlaczego nie zacząć od rybaków, do których izraelska marynarka strzelała, raniła, zabijała, chociaż porozumienia z 2012 roku mówiły o rozszerzeniu strefy połowów?”. Albo od rolników czy zbieraczy złomu w pobliżu muru granicznego, którzy nie mają innych dochodów i czasem zostają ranni i zabici przez izraelskich żołnierzy? Albo od rozbiórki palestyńskich domów – podobno ze względów administracyjnych – na Zachodnim Brzegu i w Jerozolimie?

„Nie nazywamy tego powściągliwością, bo to jest przemoc, którą arogancko pomijają izraelskie media?”. Zdaniem Amiry „powściągliwość” to kolejny termin, który wykreśla konteksty i wzmacnia poczucie bycia ofiarą przez czwartą najpotężniejszą siłę militarną na świecie.

Jak to? Przecież izraelski rząd ostrzegał Hamas, czym mogą skończyć się ich zagrywki. Obiecał też, że za śmierć trzech izraelskich chłopców zapłaci Hamas. I płaci. O co więc chodzi?

„Izrael dostarcza wodę, prąd, żywność i lekarstwa to Gazy”. Nie dostarcza – pisze Amira i tłumaczy, że Izrael sprzedaje do Gazy 120 megawatów energii elektrycznej w pełnej cenie, co stanowi najwyżej jedną trzecią potrzeb. Rachunek za prąd odliczany jest od opłat celnych za towary do terytoriów okupowanych, które przepływają przez izraelskie porty. Jedzenie i lekarstwa, które palestyńscy handlowcy kupują w pełnej cenie, wjeżdżają do Gazy przez przejścia graniczne kontrolowane przez Izrael. Amira powołuje się na dane, z których wynika, że w 2012 r. Gaza zakupiła towary warte 380 mln dolarów i jest tym samym rynkiem zbytu dla Izraela.

Jeśli zaś chodzi o wodę, to Izrael wymusił na Gazie autarkiczną gospodarkę, polegającą na tym, że mieszkańcy Gazy muszą zbierać deszczówkę i wody gruntowe. Izrael narzucił kwoty wodne dla Palestyńczyków i nie pozwala wykorzystywać w Gazie wody z Zachodniego Brzegu.

W efekcie w Gazie jest o wiele mniej wody niż potrzeba. Woda morska dostaje się do wód gruntowych, podobnie jak ścieki z rozpadających się rurociągów. Dlatego – jak zauważa Amira – 95 proc. wody nie nadaje się do picia. Izrael sprzedaje zaś do Gazy 5 mln metrów sześciennych wody, co jest kroplą w morzu.

No właśnie. Przy takich okazjach zwykło powtarzać się, że za ciężkie życie Palestyńczyków w Gazie odpowiada wyłącznie Hamas. A skoro ludzie wybrali Hamas…

„Izrael maksymalnie dokładnie określa tylko uzasadnione cele”. Domy niższych i wyższych rangą członków Hamasu zostały zbombardowane – z dziećmi lub bez nich w środku – armia mówi, że to „uzasadnione cele”? Czy jest w Izraelu choćby jeden dom żydowski – pyta Amira – który nie jest schronieniem dla przywódcy, który wspierał plan lub prowadził ofensywę? Albo żołnierza, który nie strzelał lub nie strzeli do Palestyńczyka?

Rzeczywiście. W Izraelu do wojska idzie przecież niemal każdy (Kneset przepchnął nawet ustawę wprowadzającą obowiązkową służbę wojskową dla ortodoksów, którzy do tej pory byli zwolnieni z obowiązkowej służby). Są oczywiście ludzie wybierający służbę zastępczą, ale co do zasady Amira się nie myli – Izraelczyk z karabinem na ramieniu jest chlebem powszednim.

„Hamas używa ludności jako żywych tarczy”. Amira: „Jeśli się nie mylę, ministerstwo obrony mieści się w samym sercu Tel Awiwu, gdzie też znajduje się wojskowy główny „pokój wojenny”. A co z wojskową bazą szkoleniową w Glilot w pobliżu dużego centrum handlowego? A siedziba Szin Bet w Jerozolimie na obrzeżu dzielnicy mieszkalnej? I jak daleko od terenów zabudowanych jest nasza „szwalnia” w Dimonie? Dlaczego to dla nas jest w porządku, ale nie dla nich? Czy tylko dlatego, że nie mają możliwości zbombardowania tych miejsc?”.

Trudno się z tym nie zgodzić.skrin-amira