Na co stać premiera

Premier Benjamin Netanjahu nie pojechał na pogrzeb Nelsona Mandeli, tłumacząc się zbyt wysokimi kosztami wyjazdu na tę uroczystość. 7 milionów szekli to jednak nic, w porównaniu z kosztami wizerunkowymi, jakie w związku z tą decyzją ponosi premier Izraela.

Zarówno izraelska prasa, jak i przedstawiciele społeczności żydowskiej w RPA nie zostawiają suchej nitki na Netanjahu przede wszystkim za powód rezygnacji z wyjazdu. Już słychać głosy, że to utwierdza tylko stereotyp Żyda-sknery, ale i takich że to woda na młyn tych, którzy uważają, że Izrael to państwo, które również oparte jest o apartheid – system, przeciwko któremu walczył Mandela…

Izraelska prasa podlicza już wydatki premiera (ponoć od czasu objęcia przez niego urzędu wzrosły one aż o 80 proc. i w zeszłym roku poszybowały do ponad 900 mln dolarów, wytyka się mu 4,5 tys. szekli, jakie wydano z państwowej kasy za prąd w jego prywatnym mieszkaniu w Jerozolimie czy 312 tys. szekli na dom w Cezarei). Izraelski ekspert ds. bliskowschodnich Neil Lazarus pisze wręcz, że unik premiera z pożegnaniem Mandeli, to kopanie Izraelowi PR-owego grobu. Tego już nie da się zatrzymać, nie ma też jak ciąć wizerunkowych kosztów. Bo, co tu powiedzieć? Niesmak zostaje.

Tę wpadkę można porównać tylko z wpadką premiera Czech Jirziego Rusnoka, co przypadkiem wychwyciły mikrofony parlamentarne podczas rozmowy szefa rządu z ministrem obrony, w którym mówi jasno, że lecieć mu się nie chce, to „daleko jak cholera”, a jeszcze musiałby lecieć rejsowym samolotem. Ewidentnie czeskiemu premierowi lecieć się nie chciało. Ostatecznie Czechy reprezentował szef dyplomacji.

Izrael reprezentowali szef parlamentu Juli Edelstein i pięcioro członków Knesetu. Prezydent Szymon Peres nie mógł pojechać ze względu na stan zdrowia – właśnie przeszedł ciężką grypę. Jak na ironię, w czasie pogrzebu Cyryl Ramaphose, wiceszef rządzącego Narodowego Kongresu Afrykańskiego wśród obecnych stu głów państw i szefów rządu wymienił też nazwiska Netanjahu i prezydenta Peresa. Być albo nie być. Oto jest pytanie.

PS. Polskę reprezentował minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski. Ani premier, ani prezydent nie mogli przybyć na uroczystość (prezydent jest z wizytą na Bliskim Wschodzie, premier nie wytłumaczył swej nieobecności).