Za łatwo

Kamil Qandil, wolontariusz Polskiej Akcji Humanitarnej, któremu odmówiono wjazdu na teren Izraela w zeszły poniedziałek wraca do Polski – orzekł izraelski Sąd Najwyższy. Izraelskie służby twierdzą, że stanowi „zagrożenie dla bezpieczeństwa”. Zarzut poważny, ale nikt, z samym oskarżonym do ostatniej chwili nie wiedzieli, na czym to zagrożenie miałoby polegać.

Ma 24 lata, polski paszport, palestyńskie korzenie (dziadkowie od strony ojca). Najpierw, w listopadzie zeszłego roku pojechał na staż do biura PAH w Jerozolimie. W czerwcu tego roku wrócił i pracował przy projekcie remontowania cystern na wodę na Zachodnim Brzegu, w ramach programu Polska Pomoc,  finansowanego przez polski MSZ. W lipcu izraelski MSZ wydał mu wizę pracowniczą z datą ważności do lipca 2014 r. W sierpniu pojechał na kilka dni do Polski, wracał do Izraela w poniedziałek 2 września. Służby graniczne na lotnisku Ben Guriona odmówiły mu wjazdu, ze względu na to, że jest „zagrożenia dla bezpieczeństwa”. Miał wrócić do Polskim najbliższym samolotem, ale uznał, że musi walczyć o swoje dobre imię, wziął adwokata i postanowił stoczyć batalię w sądzie.  Ostatnie dni spędził w Centrum Deportacyjnym przy telawiwskim lotnisku. W pierwszej instancji sąd potrzymał decyzję służb granicznych, chociaż nikt, łącznie z samym zainteresowanym i jego adwokatem nie znali konkretnego zarzutu. Do samej rozprawy w Sądzie Najwyższym, która odbyła się w środę, nadal nikt nie wiedział, o co dokładnie jest oskarżony, dlaczego stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa Izraela. W sprawę zaangażowały się siostry Kamila – Alicja i Magda (obie dziennikarki, jedna pracuje dla PAP, druga dla „Tygodnika Powszechnego”. Magda w „Tygodniku” publikuje dramatyczny list do ministra Sikorskiego, w którym apeluje o działanie: „Ma Pan wszelkie powody, aby przestać milczeć i zwrócić się do władz Izraela o podanie przyczyn wydanej Kamilowi odmowy wjazdu oraz zapewnienie mu jawnego i sprawiedliwego procesu sądowego”.

I jeszcze:
„Jestem z niego dumna, dlatego, że to co dziś robi jest ważne, potrzebne, mądre. Urodzony i wychowany w Polsce na lekturze polskich książek, nie zna arabskiego. Palestyna, z której pochodzą nasi dziadkowie ze strony ojca, uchodźcy z 1948 roku, dziś nie istnieje. Na jej miejscu wyrósł Izrael. Kamil to akceptuje, niczego nie żąda dla siebie, nie chce odzyskiwać ziemi dziadków, jego dom jest w Polsce. Na okupowanych terytoriach palestyńskich chce tylko pomóc, ulżyć tym, którzy mają najtrudniej, zajmuje go niesprawiedliwość i krzywda, nie nacjonalizmy, które nikomu nic dobrego nie przyniosły”.
Polscy dyplomaci w Izraelu zwrócili się do tamtejszego MSZ o wyjaśnienia – ale do czasu rozprawy przed Sądem Najwyższym nie otrzymali żadnej odpowiedzi. Polska konsul była w stałym kontakcie z Kamilem, dowoziła mu drobne przedmioty, o które prosił, umożliwiła kontakt z rodziną, szefową z PAH. Czy zrobili wszystko w ich mocy, by pomóc Kamilowi? Mam nadzieję, że tak. Czy można było zrobić więcej? Nie wiem. Czy ktokolwiek był mu w stanie pomóc, skoro tak naprawdę nikt, poza sądem i służbami nie wiedział, o co dokładnie jest oskarżony? No właśnie. Jak w ogóle można się w takiej sytuacji bronić? No jak?

Zarzut dotyczący byciem zagrożeniem dla bezpieczeństwa jest poważny. Szczególnie w Izraelu, to sprawa wręcz śmiertelnie poważna. Do pewnego stopnia rozumiem, tak jak rozumiem potrzebę każdego kraju, by zapewnić bezpieczeństwo swoim obywatelom. W tym jednak przypadku chciałabym wiedzieć więcej, chcę wiedzieć, by nie musieć domyślać się, co mogło spowodować taką reakcję służb. By nie musieć zastanawiać się, czy ten młody mężczyzna miał kłopoty tylko dlatego, że ma palestyńskie korzenie, czy może chodzi o coś więcej? O co? Nawet jeśli nie ja, to on ma prawo to wiedzieć.
Ma też pełne prawo bronić swojego dobrego imienia, problem w tym, że jego możliwości były dość ograniczone (skoro nie zna zarzutu). Ma też prawo robić to, co uważa za słuszne – w tym przypadku to pomoc dla Beduinów, dla których woda jest podstawą do przeżycia. Bez cystern nie ma wody. Bez wody nie ma życia. Bez tego nie ma tam Beduinów… PAH buduje, remontuje, czyści, udrażnia istniejące czasem od czasów starożytnych cysterny, czyli zbiorniki na deszczówkę. Problemem są te w strefie C, tu PAH tylko remontuje, a nie buduje – bez pozwoleń, wychodząc z założenia, że na same remonty pozwoleń mieć nie musi.

Ale i z tym bywają kłopoty. W zeszłym roku głośno było o wyburzanych przez wojsko remontowanych cysternach, a także skromnych domostw mieszkających w pobliżu Beduinów, w ostatnim czasie ponoć incydentów nie zanotowano. Czy to te działania mogły rozzłościć izraelskie władze?
Wiadomo, że na terenach C (kontrolowanych przez izraelskie wojsko) nie można budować niczego bez pozwolenia. Wzniesienie jakiejkolwiek „budowli”, nawet jeśli to skromny namiot bez prądu czy wody, jest złamaniem zakazu (problem w tym, że jak podnoszą organizacje humanitarne uzyskanie pozwolenia jest długotrwałe i w ponad 90 proc. przypadków kończy się odmową). Nielegalna „budowla”, to w perspektywie nakaz zniszczenia (za co zresztą wystawiany jest im rachunek). Beduini, którzy koczują tu od dziada pradziada żadnych pozwoleń czy nawet dokumentów, że to ich ziemia często nie mają. Takich łatwo przepędzić, łatwo zburzyć im studnię. To wszystko za łatwo.

PS. I jeszcze, z doniesień agencyjnych: Aszer Grunis, prezes sądu tłumaczył swoją decyzję tym, że pojawiły się „nowe informacje dotyczące jego kontaktów [Kamila Qandila] z elementami terrorystycznymi”. Informacje te były nieznane, w chwili przyznawania wizy. Sędzia miał też powiedzieć panowi Kamilowi, że może nie był on świadom swoich czynów.  Za rok znów może starać się o powrót do Izraela.  Kamil Qandil utrzymuje, że jest niewinny.