Ściszonym głosem

Po pierwszym zachłyśnięciu się informacją, że USA zamierza udzielić militarnego wsparcia dla syryjskich rebeliantów, arabskie media spekulują, że Biały Dom zaczyna wycofywać się ze swoich wcześniejszych deklaracji. Kłopot w tym, że media same nakręciły tę spiralę oczekiwań.

Choć z berlińskiej wizyty Baracka Obamy najbardziej przebił się apel do Rosji, by ta pozbyła się części swoich arsenałów nuklearnych, to prezydent USA powiedział (lub powiedział półgębkiem) również kilka znaczących zdań dotyczących Syrii. Podczas wspólnej konferencji prasowej z kanclerz Angelą Merkel, Obama przede wszystkim odmówił ujawnienia jakichkolwiek szczegółów dotyczących wsparcia, jakie USA planują udzielić syryjskim powstańcom.

Może to oznaczać kilka rzeczy: USA nie są jeszcze pewne, jakiego wsparcia udzielić; nie są pewne, czy to dobry pomysł; są pewne, ale ze względów strategicznych i dyplomatycznych wolą o tym głośno nie mówić.

Każdy może to czytać jak chce. Arabskie media znów odczytują to jako próbę wycofania się ze wcześniejszych deklaracji, zwłaszcza po ostrych reakcjach Rosji i Niemiec. Twierdzą nawet, że Obama nie chce, by Asad upadł, dopóki Wolna Armia nie będzie silniejsza niż ugrupowania skrajnie islamskie, przywołują też informacje, że wśród rozważanych przez Zachód scenariuszy jest dokonanie zamachu na Asadzie rękami jego współpracowników, którzy mieliby zachować swoje pozycje po rewolucji.

Tyle, że nastrój ewidentnie siadł. Jeszcze przed spotkaniem G8 w arabskojęzycznej prasie rozpisywano się, że mowa o zakazie lotów, atakach z morza, powietrza, dozbrajaniu, a dni Asada są policzone. Po Berlinie widać, że same media spuszczają z tonu.

Obama w stolicy Niemiec wykluczył przede wszystkim, by Ameryka „poszła na całość i zaangażowała się w nową wojnę”. To, czego chcemy, to zakończyć wojnę – powiedział Obama. Nic nowego. Stany Zjednoczone nie mają ochoty na kolejny front w nie swojej wojnie.

Nie siłą, tylko dyplomacją. Niby państwa G8 są zgodne, że trzeba próbować zakończyć syryjską rzeź sposobami dyplomatycznymi. To świetnie brzmi, tyle że na razie słowa te wypełnia pustka. Trudno mówić o jakimkolwiek dyplomatycznym rozwiązaniu, jeśli Rosja i USA nie mogą dogadać w kluczowej sprawie, czyli co do losu Asada. I raczej się nie dogadają, bo nie ma przestrzeni do kompromisu.