Kot żyje

Nie dość, że mieszka w Strefie Gazy, to jeszcze złamała szczękę. W tym miejscu na świecie to wyrok śmierci. Ale do Sonii w końcu uśmiechnęło się szczęście. Tylko do niej.

Sonia to długowłosa, roczna kotka perska, córka Bessie i… Władimira Putina, zapewne oczko w głowie swojej pani, która poruszyła niebo i ziemię, by Sonię ratować, kiedy ta skacząc z trzeciego piętra, złamała sobie szczękę. W Gazie, gdzie brakuje wszystkiego, żeby ratować ludzi, nie ma większych szans, by ocalić zwierzę. Co więcej, pewnie niewielu w ogóle zaprząta sobie tym głowę.

Nie wiem, jak to udało się to Tatianie (lekarka pochodzi z Ukrainy, jest żoną Palestyńczyka z Gazy). Na pewno była bardzo zdeterminowana. Najpierw szukała w Gazie organizacji, która może jej pomóc, ale takiej nie znalazła. Zwróciła się więc do amerykańskiej PETA i do fundacji Brigitte Bardot, które skontaktowały się z izraelską organizacją pomagającą kotom… By Sonia mogła wyjechać na leczenie do Izraela, potrzebowała szeregu pozwoleń (w tym przedstawiciela ministra rolnictwa w Gazie). I to się udało!

Sonia specjalną karetką dla zwierząt została przetransportowana do Izraela. Na filmie widać, jak lekarz czesze i gładzi kotkę po grzebiecie, przemawiając do niej miękko: „Piękna, dobra” – mówi do Sonii, choć ona pewnie nie rozumie po hebrajsku. Najważniejsze, że jest już we właściwych rękach, a ta historia może mieć szczęśliwy finał.

Gorzej z ludźmi. W tym samym czasie, gdy Sonia realizuje swój wygrany na loterii los, w Gazie (według danych tutejszego ministerstwa zdrowia) zmarło troje niemowląt, ponieważ odmówiono im wyjazdu na leczenie do Izraela. W ciągu ostatnich miesięcy umrzeć miało 11 osób, w tym pięcioro dzieci.

Dlaczego? Przez politykę. I w tym przypadku naprawdę nie chodzi o konflikt izraelsko-palestyński, złych Żydów, dobrych Arabów albo odwrotnie. Tu nie chodzi o „tę” politykę. Sprawa jest bardziej skomplikowana.

Żeby uzyskać pozwolenie na wyjazd na leczenie w Izraelu (albo na Zachodnim Brzegu czy za granicą), należy najpierw uzyskać potwierdzenie u władz Autonomii Palestyńskiej, że za takie leczenie zapłaci. Tak się składa, że w tej chwili w Ramallah głowią się i troją, jak wykurzyć Hamas z Gazy – dlatego w ostatnim czasie podjęto kilka konkretnych kroków: obcięto dostawy prądu, pensji oraz liczbę pozwoleń na wyjazd na leczenie. Organizacja Physicians for Human Rights – Israel (PHRI), założona przez izraelską lekarkę i walcząca o zapewnienie prawa do opieki w Izraelu i na terytorium okupowanym, oskarża władze Autonomii o obcięcie pomocy medycznej aż o 90 proc.

W tej chwili na pomoc w Gazie czeka aż 1,6 tys. pacjentów. Według danych PHRI władze Autonomii w maju i czerwcu wydawały zaledwie 10 skierowań dziennie (na 120 wniosków!). W zeszłym roku średnio 2041 miesięcznie. PHRI oskarża władze w Ramallah o obcięcie z 4 mln do zaledwie pół miliona dolarów środków na operacje w samej Gazie (gdzie zresztą też brakuje sprzętu i wykwalifikowanego personelu medycznego).

Władze w Gazie oskarżają z kolei Ramallah, że w ten sposób Abbas chce przejąć kontrolę nad enklawą. W tle spraw kocich i ludzkich – zwykła polityka.