Czy Trump przeniesie ambasadę do Jerozolimy?

Przeniesie? To pytanie wraca podczas każdej mojej rozmowy w Izraelu, kiedy pojawia się temat Trumpa.

Pytanie to jest istotne o tyle, że za 10 dni prezydent USA przylatuje do Izraela i panuje tu oczekiwanie, że potwierdzi swoją zapowiedź z kampanii o przeniesieniu ambasady z Tel Awiwu do Jerozolimy. Ostatnio wiceprezydent Mike Pence przyznał, że prezydent „poważnie rozważa” ten ruch, ale na razie to nic nie oznacza. Co ciekawe, Trump musi podjąć jakąś decyzję na dniach – z końcem maja wygasa bowiem podpisane jeszcze przez prezydenta Obamę weto wobec ustawy z 1995 r. uznającej Jerozolimę jako niepodzielną stolicę Izraela i stwierdzającą, że ambasada USA ma znajdować się w tym mieście.

Jerozolima, Fot. ilirjan rrumbullaku, Flickr, CC by 2.0.

Jerozolima, Fot. ilirjan rrumbullaku, Flickr, CC by 2.0.

Kilku ostatnich prezydentów co pół roku przesuwało termin wejścia w życie tego prawa, ale czy Trump pójdzie ich śladem? Na razie z Białego Domu płyną dość ostrożne wypowiedzi. Podczas wspólnej konferencji z premierem Izraela prezydent USA mówił, że „byłby szczęśliwy, gdyby to się stało. Zobaczymy, co się stanie” – co oznacza, że stać może się właściwie wszystko.

Konsekwencje decyzji o przeniesieniu ambasady do Jerozolimy mogą być jednak bardzo poważne. Dla Izraela byłoby to cennym prezentem, bo oznaczałoby, że Ameryka (czytaj: świat) pogodziła się już z tym, że Jerozolima jest niepodzielnym miastem, stolicą Izraela – tylko Izraela. Dla Palestyńczyków jest to nie do przyjęcia – chcą, by stolicą ich przyszłego państwa była Wschodnia Jerozolima, razem ze Starym Miastem, a więc Kopułą na Skale, Meczetem Al-Aksa i… Ścianą Płaczu. Każdy, kto choć raz był w Jerozolimie, wie, co to znaczy. Ściana Płaczu i Wzgórze Świątynne to jak bliźnięta syjamskie, złączone wspólnym sercem, mózgiem i kręgosłupem – nie ma możliwości rozdzielenia.

Można to zrozumieć bardziej, gdy przedarłszy się przez duszne i głośne uliczki suku/szuku, zagłębi się w tunele pod Wzgórzem Świątynnym, dotrze do korzeni Ściany Płaczu i skały, którą Żydzi uważają za początek Wszystkiego, miejsce, w którym Bóg stworzył świat, a także pierwszego człowieka – Adama. Miejsce, w którym Abraham był gotów złożyć w ofierze swego syna, Izaaka, miejsce, w którym powstała Świątynia, miejsce, w którym przechowywano Arkę Przymierza… Miejsce, w którym później powstała druga Świątynia (już bez Arki), która jednak wciąż była domem Boga. Zrozumiałe, dlaczego dla Żydów to miejsce jest tak ważne?

Dla wyznawców islamu Wzgórze ma również olbrzymie znaczenie. To stąd Prorok miał dokonać wniebowstąpienia. Kopuła na Skale ma znajdować się dokładnie w miejscu, skąd Mahomet udał się do nieba. Przez długi czas to Wzgórze Świątynne było punktem odniesienia dla muzułmanów – to w jego kierunku modlili się pięć razy dziennie, dopiero później zmieniono kierunek na Mekkę. Dziś to trzecie pod względem ważności miejsce dla Palestyńczyków na świecie.

Izrael zdobył Jerozolimę Wschodnią podczas wojny sześciodniowej (jej 50. rocznica wypada za kilka tygodni). Od tamtej pory próbuje scalić obie części miasta w jeden organizm, jakby – trzymając się syjamskiej analogii – chciał znów połączyć bliźnięta ze sobą. Dlatego to, co zrobi lub może zrobić Donald Trump, jest bardzo istotne dla obu stron, co więcej – jego decyzja może mieć daleko idące konsekwencje z nową wojną włącznie. – Wojna będzie tego lata. To pewne, bo co dwa lata mamy nową wojnę – mówi znajoma Izraelka. I jest bardzo pewna tego, co mówi.