Białe Hełmy nad Aleppo

„Do końca roku wschodnie Aleppo przestanie istnieć” – ostrzegł wczoraj Staffan de Mistura, specjalny wysłannik ONZ do Syrii. Stanie się tak, jeśli nie ustaną walki. Możemy sobie tylko wyobrażać, co stanie się z ludźmi – 275 tys. osobami, w tym ok. 100 tys. dzieci, które we wschodnim Aleppo jeszcze mieszkają.

Ile ta dziewczynka może mieć lat? Osiem? Dziewięć? Dwa kucyki spięte czerwoną gumką, czerwona bluzka, może sukienka? Nie wiem, nie widzę jej nóg, widzimy dziecko tylko od pasa w górę, dziewczynka odpycha się rękami, próbuje wyciągnąć się spod zwału gruzów, ale to się nie udaje, bo jej nogi są uwięzione. Wokół niej kilku mężczyzn, jeden próbuje odrzucać kawałki gruzu, by wydostać dziecko z tej śmiertelnej pułapki. Uspakajają dziewczynkę, próbują ustalić, gdzie ma nogi, jak mają kopać, żeby ją wyciągnąć, proszą, by ludzie się odsunęli, żeby tak nie kurzyli, bo dziewczynka się udusi.

Wygląda to wszystko dramatycznie, a przecież dziewczynka z czerwonymi gumkami we włosach jest jedną z wielu dzieci, niemowląt i dorosłych, którzy każdego dnia we wschodnim Aleppo są przysypywani ścianami domów, w których mieszkają, szpitali polowych, punktów ratunkowych. Reżim znalazł nową metodę na udręczenie jakby nie dość udręczonych ludzi – zrzuca specjalne bomby penetrujące (chociaż nie wiem, czy to fachowa nazwa). Siła rażenia tych bomb jest tak duża, że niszczą budynki do fundamentów, zasypując wszystkich i wszystko, co się w ich wnętrzu znajduje.

Przysypani mogą mówić o dużym szczęściu, jeśli zdążą do nich dotrzeć ONI, ratownicy w charakterystycznych Białych Hełmach z czołówkami na przodzie. Niestety, czasem nie ma komu dotrzeć, bo w pierwszej kolejności bomby spadają na centra ratownicze. Przysypani pod gruzami zostają zupełnie sami.

Fot. White Helmets, Twitter

Fot. White Helmets, Twitter

„Straszna noc” – mówił Abdulkafi al-Hamdo, nauczyciel angielskiego mieszkający we Wschodnim Aleppo. Właśnie tej nocy trzy centra Syryjskiej Obrony Cywilnej, znanej też jako Białe Hełmy, zostały zbombardowane, zniszczono ich karetki, również mieszkańcy przeżyli jedno z najgorszych bombardowań. Działo się to kilka tygodni temu, po załamaniu się iluzorycznego porozumienia między USA a Rosją. Ofensywa wojsk rządowych pospołu z rosyjskimi dopiero się zaczynała. Od tej chwili we wschodnim Aleppo jest tylko gorzej. Naloty, walki trwają cały czas.

Nie dociera tu żadna pomoc z zewnątrz, bo nie ma jak dotrzeć. Wschodnie dzielnice są całkowicie odcięte od świata, szczątkowy personel medyczny i szczątkowe zapasy leków i sprzętu muszą wystarczyć. Na pierwszej linii najważniejszego frontu nie są, jak się powszechnie wydaje, żołnierze lub enigmatyczni „bojownicy”, ale ci, którzy wyciągają rannych spod gruzów, opatrują ich rany, docierają tam, dokąd już nikt nie jest w stanie dotrzeć. Jeśli oczywiście i oni nie zostali przysypani gruzami.

Białe Hełmy, zwykli ludzie, którzy skrzyknęli się, by pomagać tym, którzy tej pomocy najbardziej potrzebują. W całej Syrii w tej chwili jest blisko 3 tys. ochotników tzw. Syryjskiej Obrony Cywilnej, działają w 120 centrach. Przed wojną byli zwykłymi ludźmi, murarzami, krawcami, sklepikarzami, stolarzami, jak lubią podkreślać.

Szefem Białych Hełmów jest Raed Al Saleh. Ma 33 lata, przed wojną był ekspertem do spraw elektroniki. „Pieniądze nie rozwiążą tego kryzysu humanitarnego. Wszystkie pieniądze świata nie uchronią dziecka przed śmiercią, gdy wybucha bomba beczkowa, nie ocalą rodziny ani nie zapobiegną radykalizacji tysięcy młodych ludzi” – mówił przed kilkoma miesiącami, dziękując za przekazane pieniądze na fundusze. I jednocześnie mocno kaleczył sumienia tych, którym wydaje się, że pieniędzmi uratują ludzi. Nie, mówił Raed, ludzie giną od bomb, i dopóki one spadają, ludzie będą ginąć. Ratownicy próbują ocalić jedynie tych, którzy już ucierpieli. Jedyne, co może pomóc, to zaprzestać zabijania – mówił Raed.

Raed Al Saleh w Londynie, luty2016 r. Fot. DFID - UK Department for International Development, Flickr CC by 2.0.

Raed Al Saleh w Londynie, luty2016 r. Fot. DFID – UK Department for International Development, Flickr CC by 2.0.

Kiedy pojawia się nazwisko Saleha, pojawiają się też schody. Wokół niego od kilku miesięcy panuje co najmniej nieświeża atmosfera. Chodzi o pogłoski (pomówienia) o jego związkach lub sprzyjaniu Dżabhat Fatah al-Szam (dawny Front al-Nusra, gałąź syryjskiej Al-Kaidy). W sieci krąży nagranie, oskarżające Białe Hełmy nie tylko o to, że mimo ich twierdzeń są niezależną organizacją niebiorącą pieniędzy od rządów czy korporacji, są finansowane przez rządy. Na tym nagraniu pada również oskarżenie, że niektórzy wolontariusze noszą broń i pomagają przy egzekucjach. Organizacja zaprzeczyła, że ma związki z bojownikami, tłumaczono, że jej wolontariusze byli jedynymi, którzy mogli zabrać ciało zamordowanego człowieka.

W kwietniu tego roku Saleh miał odebrać w Waszyngtonie nagrodę za działalność humanitarną, ale po wylądowaniu w USA cofnięto mu wizę i następnym samolotem odesłano do Stambułu, skąd przyleciał. Jednocześnie USA do tej pory wspomogło Białe Hełmy kwotą 23 mln dolarów… Samo w sobie jest to dość zaskakujące. Co ciekawe, po wylądowaniu w Turcji do Saleha zadzwonił ktoś z United States Agency for International Development (to właśnie organizacja finansuje Białe Hełmy) z przeprosinami. Czy rząd USA finansowałby organizację, którą podejrzewałby o związki z organizacją terrorystyczną? Co więcej, czy robiłyby to rządy innych państw?

Białe Hełmy formalnie istnieją od dwóch lat, powstały dzięki funduszom rządów Wielkiej Brytanii, Holandii, Danii, Niemiec, Japonii i, jak wspomniałam, USA. Jak deklarują, pomagają każdemu, kto pomocy potrzebuje, kierując się zasadą neutralności, bezstronności i człowieczeństwa. Do tej pory uratowali ponad 60 tys. osób, najczęściej gołymi rękami wyciągając ludzi spod gruzów.

Aleppo jest w tej chwili ich najważniejszą misją. Mówi o nich cały świat. Są na ostatniej okładce „Time’a”. Dwa tygodnie temu otrzymali prestiżową nagrodę Right Livelihood Award (zwaną również „alternatywnym Noblem”). Pokojowego Nobla nie dostali, ale to nie oznacza przecież, że ściągną z głów białe hełmy. I to w zasadzie jedyna nadzieja, jaką mogą mieć mieszkańcy wschodniego Aleppo czy inni – w sumie 600 tys. osób uwięzionych w syryjskich oblężonych miastach.syria-cover