Bez wielkich słów

Jak pisać o Nim bez wielkich słów, kiedy sam był Wielkim Człowiekiem?

Kiedy trzy lata temu w Jerozolimie hucznie obchodził swoje 90. urodziny, na imprezie stawił się pierwszy garnitur światowych przywódców. Ci, którzy nie mogli przyjechać osobiście, nagrali swoje życzenia (Obama, Putin, Merkel). Wśród 5 tys. gości były też gwiazdy hollywoodzkie (Barbara Streisand, Robert de Niro, Sharone Stone), nobliści i rzecz jasna izraelskie elity.

Mistrz ceremonii Tony Blair rzucił na wstępie: – My mamy naszą królową, wy macie Szymona. Bill Clinton porównywał go do Einsteina, który stworzył „połączoną teorię znaczenia, polityki, technologii, psychologii i społeczeństwa. On sam tryskał humorem, śmiał się od ucha do ucha, siedział między Clintonem a Netanjahu.

Kiedy zaś wspomniana królowa w tym roku obchodziła swoje 90. urodziny, w życzeniach do niej stwierdził, że „życie zaczyna się po 90”. Mówił to ktoś, kto w swoim życiu zdążył już być premierem, prezydentem, z tuzin razy ministrem, a także odebrać Pokojową Nagrodę Nobla… Jakby teraz, w wieku 93 lat, postanowił sobie w końcu pożyć.

Zaledwie dwa lata wcześniej zakończył kadencję jako prezydent Izraela, zresztą z urzędem żegnał się spektakularnie i w swoim stylu „najfajniejszego prezydenta” – wypuszczając filmik wideo, na którym nagrano, jak „szuka nowej pracy”. Siedząc przy swoim biurku, pakuje rzeczy osobiste (figurkę Ben Guriona zabiera, podręcznik „Prezydentura dla bałwanów” postanawia oddać) i zastanawia się, jak będzie wyglądać jego „życie po byciu”. W pośredniaku okazuje się jednak, że jego doświadczenie zawodowe nie imponuje.

„Dobrze doiłem krowy” – mówi podczas rozmowy w pośredniaku. „Dziś wszystko jest zautomatyzowane” – mówi urzędniczka. „Byłem dobrym pasterzem, nie zginęła mi nigdy żadna owca”. „Dziś wszyscy są wegetarianami” – słyszy. „Pracowałem na poczcie” – „Dziś wszystko jest w e-mailu”. „Zbudowałem RAFAEL”. „Czy to jakaś restauracja w Tel-Awiwie?” – pyta urzędniczka i słysząc, że to system obrony przeciwrakietowej, kwituje prostym: „A więc żadnego doświadczenia zawodowego”.

Pracując na stacji benzynowej, mówi do jednego ze zirytowanych kierowców: „Jedź w pokoju. To jedyna opcja”. Jako ochroniarz (w urzędzie?) pyta wchodzącego, czy ma broń, i tłumaczy, że „nanotechnologia to przyszłość”. Jako kasjer w sklepie próbuje opowiadać klientce o „ofertach specjalnych”, serwując jej opowieść o Entebee [podczas operacji odbicia samolotu z izraelskimi zakładnikami zginął brat Netanjahu, Joni – Peres jako minister obrony nadzorował akcję – AZ]. Jako komik Szimi P. próbuje opowiadać o „fabryce tekstyliów na Negewie”, o której każdy myśli, że to „coś innego”. – Czy jest tu ktoś z Dimony? – pyta znudzoną publiczność… „Pokój” – to przesłanie całego klipu.

Życzenia królowej składał kilka miesięcy temu. Od tamtej chwili minęła symboliczna epoka, zamknął się rozdział ojców założycieli państwa Izrael. Skończył się też czas wielkich marzycieli o pokoju. Chociaż, powiedzmy sobie jednak szczerze, Peres nie urodził się z gałązką oliwną w  ręce.

Przez lata uważany był za jastrzębia izraelskiej polityki, który odegrał również bardzo ważną rolę w budowie izraelskiego potencjału nuklearnego (Izrael oficjalnie do niego się nie przyznał). „W zasadzie nie widział różnicy między bronią konwencjonalną a nuklearną. Twierdził, że różnica jest jedynie semantyczna” – pisał o Nim Tom Segev.

To było oczywiście, zanim wszystko się zmieniło i poprzestawiało. O tej przemianie Peresa (ale także Rabina) pisał inny znakomity izraelski dziennikarz Ari Shavit, twierdząc, że tym, co go zmieniło, był świat. Peres – pisze Shavit – podróżował do wielu krajów, słuchał, obserwował i zdawał sobie sprawę, że nie chce, aby Izrael stawał się nową Republiką Południowej Afryki. I że obaj, Peres i Rabin, choć różnymi drogami, doszli do tego samego – że konflikt musi się z kończyć. „Z przewidywalnych, buńczucznych jastrzębi, jakimi byli wcześniej, zmienili się w pełne wahań gołąbki pokoju” – pisze Shavit.

Poznałam Go osobiście kilka lat temu, zrobiłam krótki wywiad, miał dla mnie naprawdę chwilę. To było wiosną w Jerozolimie, w ogrodzie przy jego biurze dojrzewały owoce granatu. Zapamiętałam Go jako ciepłego, serdecznego człowieka, przypominającego mi mojego własnego dziadka, nienagannie ogolonego, spokojnego i zabawnego. Takiego, przy którym kompletnie można zapomnieć, że sam tworzył historię, że sam był historią. Takiego, przy którym zapomina się, że był następnym pokoleniem po Ben Gurionie (i w ogóle o samym Ben Gurionie, przy którym zdobywał pierwsze polityczne szlify). Takiego, przy którym nie myśli się o Wiszniewie, z którego pochodził, o sztetlu, o jego ukochanym Zejde, dziadku Cwi Melzterze, który jako jeden z ostatnich z miasteczka zginął w płomieniach drewnianej synagogi… Nie widzi się 11-letniego chłopca, który wsiada do pociągu do Erec Izrael.

11-letni Szymon pisał kiedyś, że nigdy nie zapomni słów, którymi pożegnał go dziadek na peronie: „Dziecko, pamiętaj nade wszystko: zawsze bądź Żydem”. Jego życie w pewnym sensie powiela los wielu Żydów, był jednym z olim, kibucnikiem, jednym z wielu, ale niemieszczącym się w schemacie „nowego człowieka”, jakiego potrzebował powstający Izrael. Segev zauważa, że Peresowi z trudem przychodziło upodobnienie się do Izraelczyków, bo w przeciwieństwie do stereotypowego „nowego człowieka” Izraela zachował pewną „polskość”, należał też do pokolenia, które czuło winę i wstyd z powodu eksterminacji Żydów. Zagłada siedziała w nim głęboko. Operacja Entebee według Segeva była w pewnym sensie motorem jego działań.

Sam Peres, kiedy myślał o pokoleniu pionierów, założycieli państwa, uważał, że naród żydowski jest narodem walczącym. „Największym wkładem Żydów do historii jest niezadowolenie! Jesteśmy urodzonymi malkontentami. Wierzymy, że wszystko da się zmienić na lepsze. Żydzi reprezentują w świecie permanentną rewolucję. Choć jesteśmy niewielkim narodem, niesiemy sztandary” – pisał w książce o Ben Gurionie. Peres naturalnie wierzył w to głęboko, pewnie nigdy nie zapomniał słów swojego dziadka, nigdy nie przestał być Żydem, dla którego najważniejszą sprawą jest Tikun Olam (naprawa świata).

Myśląc wyłącznie o tym, co dalej będzie z Palestyńczykami i Żydami, nie wiem, jak można teraz cokolwiek naprawić. Umarł ten, który nosił wszystkie klucze.

Miało nie być wielkich słów, proszę o wybaczenie.

ברוך דיין האמת