Między wierszami

Jego wiersz porównano do „Mein Kampf”. To tak jakby ktoś Norwida porównał do Hitlera. Mahmud Darwisz nieoczekiwanie na nowo podgrzał atmosferę w Izraelu.

Chciałam napisać tak: my przecieramy oczy ze zdumienia, słysząc wypowiedzi polskich polityków w sprawie zbrodni w Jedwabnem, pogromu kieleckiego… Ale przecież trudno nazwać zdumieniem to, co czujemy, gdy ktoś staje po stronie morderców, by rzekomo bronić honoru Polski i Polaków, jednocześnie fałszując historię. Nie napiszę więc, że te oczy przecieramy ze zdumienia, bo czy naprawdę powinniśmy się tylko dziwić, gdy politycy kłamią, patrząc nam prosto w oczy?

A więc chciałam napisać, że my przecieramy oczy ze zdumienia, słysząc wypowiedzi polskich polityków w sprawie zbrodni w Jedwabnem, pogromu kieleckiego, a w Izraelu przecierają oczy ze zdumienia, słysząc, co izraelscy politycy myślą na temat czołowego palestyńskiego poety Mahmuda Darwisza.

Nie, nie łączę jednych z drugimi, odnotowuję bez zdumienia także, że pod każdą szerokością geograficzną znajdziemy ostre podziały, awantury, niedomówienia… Słowem: absurd.

Było tak: kilka dni temu na antenie radia wojskowego odczytano słynny wiersz Darwisza „Dowód osobisty”, co wywołało gniew i protesty ze strony niektórych polityków. Awigdor Liberman, minister obrony, uznał, że przedstawienie wiersza uderza w misję radia, której celem jest „umacnianie solidarności w społeczeństwie, a nie pogłębianie podziałów, a już na pewno nie obrażanie wrażliwości publicznej”.

Liberman na spotkaniu z szefem radia miał też stwierdzić, że wiersze Darwisza nie mogą być częścią izraelskiej narracji, bo „według tej samej logiki moglibyśmy dodać do izraelskiej narracji Muftiego Al-Husseiniego [wielki mufti Jerozolimy w latach 20. i 30. XX wieku, oskarżany o sprzyjanie Holocaustowi – AZ] albo emitować gloryfikację zasług literackich Mein Kampf”. W sukurs Libermanowi przyszła minister kultury Miri Regev, która przypomniała, że poeta nie jest Izraelczykiem, jego wiersze nie są izraelskie, lecz sprzeczne są z głównymi wartościami izraelskiego społeczeństwa. Wiersze zostały zaklasyfikowane jako niebezpieczne, a radio pouczono, że nie wolno gloryfikować „antyizraelskiej opowieści historycznej”. Jasne?

Przytomnością wykazał się za to prokurator generalny, który przypomniał ministrowi, że nie ma uprawnień, by wtrącać się w program tej stacji.

Nad sprawą można byłoby przejść do porządku dziennego, gdyby nie jej arcyciekawe tło i biografia samego poety.

Mahmud Darwisz ma status, nie przymierzając, palestyńskiego Norwida. Palestyńczycy mówią o nim, że to „poeta palestyńskich ran”, jest uważany za jednego z najważniejszych współczesnych arabskich poetów. Jego życie w pewnym sensie symbolizuje los wielu innych Palestyńczyków. Urodził się w rodzinie farmerów 1942 r. w Barweh w Galilei (matka była analfabetką, jego samego pisać i czytać nauczył dziadek), sześć lat później wieś została zrównana z ziemią, rodzina musiała uciekać (schronili się w Libanie). Niedługo potem wrócili, ale już nie do własnego domu, tylko w okolice Akko. Później Darwisz mieszkał w Hajfie, gdzie był związany z Żydówką – postać ta wielokrotnie pojawiała się w jego wierszach, a na podstawie ich historii powstał film dokumentalny.

Debiutował w wieku 19 lat, później pracował w gazetach należących do izraelskich partii lewicowych (sam należał do izraelskiej partii komunistycznej), przez rok studiował w ZSRR. W 1973 r. wstąpił do OWP, czego skutkiem był zakaz wjazdu na teren Izraela, zmuszony do wyjazdu, pracował w gazetach w Egipcie, Libanie i Paryżu. Do Hajfy wrócił dopiero w drugiej połowie lat 90. (na pogrzeb przyjaciela, ostatecznie pozwolono mu osiedlić się w Ramallah).

Ma na koncie ok. 30 tomików z poezją i prozą, jego prace były tłumaczone na 35 języków, sam jest laureatem wielu prestiżowych nagród literackich. Był zwolennikiem negocjacji z Izraelem, Hamas porównywał do talibów, podziwiał wybitnego izraelskiego poetę Jehudę Amichaja, był ważnym głosem politycznym palestyńskiej elity. Zmarł w 2008 r. w USA, trzy dni po operacji serca. Pogrzeb miał status ceremonii państwowej, uczestniczyły w nim tłumy, przybył również premier Francji.

Kilka lat wcześniej jego wiersze miały wejść do szkolnych podręczników, nie palestyńskich, izraelskich! Na propozycję ówczesnego ministra edukacji nie zgodził się jednak premier Ehud Barak. Sam Darwisz uważał się za członka żydowskiej cywilizacji, podobnie jak greckiej, rzymskiej, perskiej, otomańskiej. „Każda potężna cywilizacja minęła, zostawiając coś za sobą. Jestem synem wszystkich tych ojców, ale należę tylko do jednej matki. Czy to oznacza, że moja matka jest prostytutką? Moja matka jest tą ziemią, która wchłonęła ich wszystkich i była zarówno świadkiem, jak i ofiarą”. Uważał się więc za syna żydowskiej cywilizacji, która istniała w Palestynie, wierzył w pojednanie między Żydami i Palestyńczykami. „Żyd nie będzie wstydzić się, gdy odnajdzie w sobie element Araba, a Arab nie będzie wstydzić się, by stwierdzić, że przyjmuje elementy żydowskie”.

W wieku 22 lat, czyli w 1964 r., opublikował wspomniany, jeden z najgłośniejszych w jego dorobku wiersz „Dowód osobisty”, który zaczyna się (w wolnym tłumaczeniu jakoś tak):

Zanotuj!
Jestem Arabem
A mój numer dowodu osobistego to piętnaście tysięcy
Mam ośmioro dzieci
Dziewiąte urodzi się po lecie
Będziesz zły?

A kończy tak:

Dlatego!
Zanotuj na górze pierwszej strony:
Nie nienawidzę ludzi
Ani też nie wdzieram się
Ale jeśli będę głodny
Ciało uzurpatora będzie moim pokarmem
Strzeż się
Strzeż się
Mojego głodu
I mojego gniewu!

Wiersz jest rodzajem dialogu z izraelskim policjantem, niezwykle szybko stał się bardzo popularny w świecie arabskim, przynosząc sławę samemu Darwiszowi i ściągając na niego kłopoty (na poetę kilkakrotnie nakładano areszt domowy), co też budowało jego kult jako „poety oporu”.

Wiersz, nawet po 50 latach od jego publikacji, wciąż budzi strach.

Mahmoud Darwisz (zdjęcie z prywatnego archiwum)

Mahmoud Darwisz (zdjęcie z prywatnego archiwum)