Mohammed nie pamięta, kiedy ostatnio jadł chleb

Ciężarówki ONZ z pomocą w końcu dotarły do trzech umierających z głodu syryjskich miejscowości: Madaja, Kafrajja i Fu’ah. Po raz kolejny trudno zrozumieć, dlaczego pomoc do tych ludzi dociera tak późno.

Pierwsze relacje są wstrząsające, czytam je na Twitterze, także na kontach ONZ. „Mohammed nie pamięta, kiedy ostatnio jadł chleb. Kiedyś grałem w piłkę, ale teraz nie mam siły”. UNHCR: „Wolontariusze rozładowują ciężarówki. Tłumy głodnych dzieci. Ściskające za serce…”.


40-tys. Madaja była odcięta przez Hezbollah i armię syryjską od świata od października (blokada znajdujących się w prowincji Edlib Kafraji i Fu’ah, gdzie mieszka ok. 20 tys. osób trwała od grudnia). Miasteczko leży zaledwie pół godziny drogi samochodem od Damaszku, 10 kilometrów od granicy z Libanem. Kiedy w Madai zjedzono wszystko, co było do zjedzenia, ludzie zaczęli gotować zupę na liściach z drzew, jedli trawę, ofiarą padły koty. Jeśli jakiekolwiek jedzenie można było kupić, to ceny były astronomiczne: kilogram ryżu za równowartość 200 dolarów lub więcej.

W mediach społecznościowych można znaleźć wstrząsające zdjęcia wychudzonych dzieci, z przykuwającymi uwagę wielkimi oczami na zabiedzonych twarzach, skóra i kości, podobnie zdjęcia wycieńczonych dorosłych. Ilu ludzi umarło tu z głodu – nie wiadomo, tylko w ostatnich dniach, kiedy miasteczko wiedziało już, że pomoc nadejdzie, zmarło 10 osób. Od 1 grudnia zmarło tu 28 osób, w tym sześcioro dzieci poniżej pierwszego roku życia.

Syryjski rząd zgodził się w końcu na wjazd do miasta ciężarówek z pomocą humanitarną – dopiero wtedy, kiedy wstrząsające zdjęcia dzieci były już wszędzie. Gdyby było cicho, ludzie ci pewnie umarliby dalej z głodu, po cichu. Skoro ciężarówki wjechały tam dziś, mogły też wjechać dwa miesiące temu.

Madaja po Jarmuku staje się kolejnym miastem symbolem wojennego głodu. Choć nie musiała się nim stać. Pomoc humanitarna dociera do zaledwie 10 proc. potrzebujących w Syrii. Według szacunków ONZ wszystkich potrzebujących jest 4,5 mln osób. Za chwilę będzie głośno o kolejnej Madai, bo jest zima i w związku z tym jeszcze trudniej o pożywienie. Będzie więc głośno od Deraja, Deir ez-Zor, Zabadani, choć mogłoby nie być. Wystarczyłoby, gdyby kontrolujące dane tereny siły pozwalały wjechać ciężarówkom z pomocą wcześniej (są w Syrii miejsca, gdzie to zwolennicy Asada przymierają głodem w oblężonych miejscowościach).

W przypadku Madai, Kafraji i Fu’ah nie pozwoliły, wolały tygodniami i miesiącami bronić się, że to wielka manipulacja, że zdjęcia pochodzą z innych miejsc na świecie, a jedzenie przechwytują znajdujące się tu grupy rebeliantów. To ostatnie do pewnego stopnia może być prawdą. Często zdarzało się, że na żywności, wodzie, lekach łapy kładły uzbrojone grupy, a do cywilów docierała ich znikoma ilość lub zupełnie nic.

Blokada miasta odcina je od wszelkich dostaw, tyle że ci, którzy noszą karabin, łatwiej i szybciej znajdą pożywienie niż rodzina z piątką dzieci. Wiedzą to zarówno oblegający, jak i uzbrojeni oblężeni, bez wahania tocząc swój wyścig szaleńców o osiągnięcie kolejnego strategicznego celu. Gotowi na wszystko, nawet na to, by zagłodzić całe miasto.