Kto się nie boi uchodźców

Ręce i makijaż opadają z szelestem, gdy co rusz ktoś tu i ówdzie błyśnie formą w sprawie uchodźców. Trochę zazdrość, trochę żal, ale ostatecznie trochę też nadzieja.

Czołowa obrończyni chrześcijańskiej cywilizacji w jednym z najlepszych swoich wywiadów mówi, że „jak przyjdzie czas, to muzułmanie będą zabijać Polaków”. Meczet w Warszawie? Można się spodziewać, powiada obrończyni, że miasto ma być podbite. Islam? To „demoniczna religia”, która „promuje nienawiść” – wszystko na jednym oddechu, lekko, jakby pani zamawiała poranne latte bez pianki. Żal, że inny człowiek tyle się musi nająkać i napocić, zanim pół zdania wydusi, a na koniec wyjdzie mu coś nie po polsku jakoś, niegramatycznie i w ogóle od rzeczy.

Można się załamać, zwłaszcza że oratorów najwyższej klasy jest u nas pod dostatkiem. W niedawnej sejmowej debacie Bardzo Ważny Polityk straszył nas, czym grozi przyjęcie uchodźców, i wyliczał, co dzieje się we Włoszech („kościoły traktowane jak toalety”), w Szwecji („uczennicom nie bardzo już dzisiaj wolno chodzić w krótkich strojach, bo to też się nie podoba”, istnieją obawy przed wywieszeniem szwedzkiej flagi w szkołach „dlatego, że na tej fladze jest krzyż”), we Francji i Wielkiej Brytanii („patrole, które pilnują przestrzegania szariatu”). Czy chcecie, żeby to pojawiło się także w Polsce? – pyta dramatycznie Bardzo Ważny Polityk, a wyznawcy kręcą głowami, oczywiście nie chcemy! Nie dopuścimy! Nie wpuścimy! Oczywiście, pomożemy, bo Bardzo Ważny Polityk mówi nam, że pomagać trzeba, ale „bezpieczną metodą, czyli finansową”. Wszelkie inne metody, jak się domyślamy, bezpieczne nie są. Aż strach choćby pomyśleć, jakie to inne mogą być metody, skoro są zupełnie niebezpieczne.

Takie przykłady można mnożyć, bo formę tych czy tamtych pewnie sami Państwo obserwujecie dookoła co chwila. Doping przedwyborczy podbija stawkę.

Ja jednak chciałabym opowiedzieć Wam o zwyczajnej pani, która niesie nadzieję, że nie wszyscy myślą tak jak obrończyni albo jak Bardzo Ważny Polityk.

Kilka dni temu byłam na spotkaniu poświęconym promocji książki o Libanie (zresztą z autorem niedawno rozmawiałam, a książkę recenzowałam). Na spotkaniu, niezwykle zresztą ciekawym, na widowni siedziała też pewna starsza pani, nawet nie zwróciłam na nią uwagi, zanim nie poderwała się z krzesła i nie zabrała głosu. Dla mnie ten głos był silniejszy i ważniejszy niż wszystkie pięści w stół bijące, niż wszystkie nożyce się z tego stołu odzywające, niż wszystkie panie obrończynie i panowie Bardzo Ważni Politycy wraz z korowodem wypełniaczy list wyborczych.

Wspomniana starsza pani, kiedy dyskusja zeszła na uchodźców, wstała i opowiedziała swoją historię z uchodźcami. Nie przytoczę dosłownie, ponieważ tego nie nagrywałam ani nie zanotowałam, ale oddam sens.

Jakiś czas temu pani zauważyła, że obok niej na osiedlu pojawiła się rodzina czeczeńska. Dokładnie nie wiedziała, gdzie ta rodzina mieszka, zapytała więc sąsiada, by ten wskazał dokładny adres. Gdy już było ustalone, gdzie mieszkają, udała się z wizytą, polskim zwyczajem nie idąc z pustymi rękami, tylko drobiazgi dla dzieci niosąc. Wedle relacji pani czeczeńska mama okazała się niezwykle kulturalną osobą (pani kilkakrotnie podkreśliła, że życzyłaby sobie, by więcej takich kulturalnych osób spotykać). Starsza pani została podjęta herbatą i ciasteczkami, nawiązała też pewną relację z rodziną. Syn czeczeńskiej mamy zwierzył jej się, że ma do szkoły tylko jeden długopis, więc na urodziny kolejny dostał od starszej pani w prezencie. Pani teraz zachodzi w głowę, rozpytuje, jak pomóc rodzinie, jak pracę znaleźć.

Pani mówiła lekko, na jednym oddechu niemalże. Patrzyłam na nią jak zaczarowana. Niezwykła zwykła starsza pani, ze Śródmieścia bodajże. Zadała sobie tyle trudu, by poznać tych Obcych za ścianą i w miarę swoich skromnych możliwości pomóc im poczuć się mniej obco w obcym dla nich kraju.

Jestem przekonana, że gdyby w miejsce tej czeczeńskiej rodziny zamieszkała obok starszej pani rodzina syryjska czy afgańska, wobec niej ta wspaniała kobieta zachowałaby się podobnie.

Pomyślałam, że jeśli takich osób jest więcej, to nie wszystko stracone. Że można inaczej. Że może być zupełnie inaczej niż wieszczą wszystkie obrończynie i wszyscy Bardzo Ważni Politycy. Niezwykle pokrzepiająca wizja – mimo świetnej formy tych czy tamtych.