Twarz ofiary

Stop-klata: na chodniku leżą dwie młode kobiety. Trzymają się za ręce. Jedna z nich wygląda jakby spała – prawą rękę zarzuciła za głowę, ma zamknięte oczy. Jest ubrana w granatowe dżinsy i kolorową bluzkę, niby-maziaje, ale można rozpoznać każdy kolor na jej T-shircie.

Druga ma beżowe spodnie i jasną bluzkę z odkrytymi ramionami. Obok leży jej torebka w kolorowe pasy z dużą klapą z przodu. Wolną prawą rękę trzyma na brzuchu, prawą dłonią ściska dłoń leżącej obok. Głowy obu dziewcząt spoczywają na krawężniku, co może wyglądać jak mimowolna poduszka. Tylko butów nie widać, coś przesłania tę część zdjęcia. Żadne „coś”, tylko czyjeś nogi, z których jedna przygniata kolorową torbę z klapą. Chodnik przykrywają też zielone liście, tak zielone, że trudno się nie domyślić, że same nie spadły z drzewa.

To, rzecz jasna, nie jest zwykłe zdjęcie dwóch młodych kobiet leżących na chodniku. Dziewczyny są zakrwawione. Jedna wyraźnie jest ranna w nogę. Ręka drugiej jest cała we krwi. Ślady krwi można dostrzec na jej twarzy. Mam małe pytanie: dlaczego można w ogóle dostrzec jej twarz?

Zdjęcie ilustruje materiał informacyjny o poniedziałkowym zamachu na południu Turcji, w którym zginęły co najmniej 32 osoby, a ok. 100 zostało rannych. Z informacji dowiadujemy się, że tuż po zamachu w Suruç jeden z będących na miejscu fotografów będących na miejscu robił zdjęcia ofiar wybuchu, w tym dwóch kobiet. Jedna, ranna w nogę i klatkę piersiową, trzymała za rękę nieprzytomną koleżankę, jak się okazuje Çağlę Seven, młodą kurdyjską lekarkę. Z jej ciała lekarze wyciągnęli ponad 100 odłamków bomby. Obie kobiety przeżyły – informuje medium, powołując się na turecki dziennik „Hürryiet Daily News”.

Wchodzę na stronę „HDN”, odszukuję stosowny tekst. Wszystko się zgadza. Cytowany przez gazetę lekarz mówi, że kiedy Seven dotarła do szpitala jej serce nie biło, a zanim odłączono ją od respiratora, przetoczono jej 14 jednostek krwi. W tekście wypowiada się też koleżanka dziewczyny – mówi, że Çağla jest pełna altruistycznych odczuć wobec potrzebujących, a do Suruç pojechała jako wolontariuszka. Jeszcze fragment o rodzicach (ojciec jest pracownikiem stoczni, matka gospodynią domową), zainteresowaniach (brała lekcje gry na skrzypcach) i sukcesach (zdobyła najlepszy wynik na egzaminie umożliwiającym jej wstęp na specjalizację pediatryczną). Piękna opowieść o dziewczynie pełnej woli życia i walki o nie, cudze i własne.

Tekst w gazecie opatruje zdjęcie, które już widziałam, ale wszystko jest na nim inne. Twarze zamazane, wyostrzone tylko splecione dłonie dwóch kobiet. Bo o ten gest chodzi. Tylko o ten, można pewnie jeszcze bardziej wykadrować to zdjęcie, by były widoczne na nim tylko dłonie. Nic więcej nie potrzeba, a może i to za dużo?

To naprawdę przykre, kiedy media stają się bezwolnym narzędziem w rękach Państwa Islamskiego, pozwalając, byśmy dokładnie obejrzeli każdą przelaną kroplę krwi. Dzięki takim zdjęciom terroryści z ISIS mają bezpłatną reklamę i sławę. Rzesze chętnych pakują manatki, żeby do nich dołączyć. Nie pomagajmy im w tym, nie dzielmy się zdjęciami, na których widać szczątki ofiar zamachów, wisielców, zrzucanych z dachów nieszczęśników, ciał z obciętymi głowami. Wszędzie ich pełno, można natknąć się na nie przypadkiem albo łatwo wyszukać w internecie.

Jeśli przesyłamy je dalej, stajemy się pomocnikami Państwa Islamskiego i innych organizacji terrorystycznych. Coraz więcej osób to na szczęście rozumie – w przypadku zamachu w Turcji sieć obiegła seria zdjęć ofiar zamachu, ale nie w roli ofiar, lecz roześmianych, młodych ludzi.

Naprawdę nie wiem, czym kierował się polski portal, publikując tę stop-klatkę.