Głośna cisza w Hebronie

Jeśli ktoś nie do końca rozumie, na czym polega konflikt między Izraelem i Palestyną, powinien wybrać się do Hebronu.

W poniedziałek agencje światowe obiegła sensacyjna wiadomość, że izraelskie wojsko zgodzi się na otwarcie 70 sklepów, zamkniętych przed 15 laty przy ulicy Sahla w Hebronie – to jedna z ulic prowadzących w okolice meczetu Ibrahima i Groty Patriarchów.

Sklepy zamknięto w czasie drugiej intifady, podobnie jak jedną z głównych ulic okalających stare miasto, czyli Szuhadę. Sklepiki, warsztaty i mieszkania nad nimi – opustoszały. W sumie zamknięto pół tysiąca takich punktów. Tysiące Palestyńczyków musiało się wynieść gdzieś indziej.

Idąc ulicą Sahla lub Szuhadą, trudno uwierzyć, że Hebron to jedno z największych miast na Zachodnim Brzegu, gdzie mieści się uniwersytet i kwitnie przemysł. Mijając kolejne zamknięte na głucho domy i sklepiki, zrujnowane stragany, które kiedyś były miejskim targiem, trudno oprzeć się wrażeniu, że to może nie jest prawdziwe miasto, ale scenografia filmowa, którą ktoś zapomniał uprzątnąć. Panuje tu kompletna cisza. Miasto duchów.

Doroczna demonstracja palestyńska, podczas której Palestyńczycy domagają się ponownego otwarcia ulicy Szuhada. Fot. Juliane Kravik, Flickr CC by SA

Doroczna demonstracja palestyńska, podczas której Palestyńczycy domagają się ponownego otwarcia ulicy Szuhada. Fot. Juliane Kravik, Flickr CC by SA

Ulica Szuhada, miasto ciszy. Fot.  Trocaire, Flickr CC by 2.0.

Ulica Szuhada, miasto ciszy. Fot.
Trocaire, Flickr CC by 2.0.

Zasieki w Hebronie, Fot. Dieter Zirnig, Flickr CC by 2.0.

Zasieki w Hebronie, Fot.
Dieter Zirnig, Flickr CC by 2.0.

To jednak nie jest scenografia filmowa. Nawet jeśli akurat ich nie widać, to oni tam są. Kilkuset osadników, chronionych przez kilka tysięcy izraelskich żołnierzy, mieszka na kilku osiedlach. 700 osób otoczonych przez 300 tys. palestyńskich mieszkańców. Część osadników mieszka na osiedlu Avraham Avinu, przyklejonym do dawnego targowiska, wżynającym się w kasbę. Znienawidzeni i nienawidzący. Przekonani, że to miejsce należy do nich.

Przecież zaledwie kilkaset metrów dalej jest grób praojca Abrahama i jego żony Sary. To przecież tu „zaczął się świat”, bo tę ziemię obiecał im Bóg, więc to jest ich ziemia, tu chcą żyć i nie zamierzają nigdzie się wynosić. Owładnięci misją wyrwania ziemi, która „im się należy”. Uważają, że to tu Kain zabił Abla, to tu Bóg wysłał Adama po wygnaniu z raju, to tu pochowani są Adam i Ewa… Prócz oczywiście Praojców, uważanych za proroków również przez muzułmanów i chrześcijan.

Każdy chciałby więc mieć kawałek Hebronu dla siebie. Ale przecież czyjeś to było „najpierwsze” i czyjeś to jest „najmojsze”. Wiara w „najpierwszość” i w „najmojszość” owładnęła umysły tych kilkuset osób. Tkwią w tym zabójczym klinczu i z niego nie zrezygnują, bo musieliby przecież wyrzec się swej wiary.

Ostrą granicę między ich domami a palestyńskimi sąsiadami wyznaczają druty kolczaste i gęste siatki, które mają chronić Palestyńczyków przed tym, co może im spaść na głowę: śmieciami, kamieniami, zdarzały się też niebezpieczne płyny. Palestyńczycy odpowiadają własnymi kamieniami, koktajlami Mołotowa. Ofiarą agresji padają też okoliczne drzewa oliwne, co chwila słychać, że kolejne spalono lub wyrwano z korzeniami. Przemoc jest częścią tego miejsca.

Jednak jeszcze po tej stronie kasby, idąc w górę ulicą Szuhada, patrząc na ropiejące od rdzy zamknięte witryny sklepików, opuszczone domy, można pomyśleć, że to właśnie jest ten Hebron. Pusty, martwy, dziwny. Jeszcze dziwniejsze jest to, co dalej, za posterunkiem izraelskiej policji granicznej.

Przejście na palestyńską stronę jest jak wkroczenie do innego świata. Koniec ciszy. Świat ciszy od świata dźwięku dzieli kilkanaście kroków. Po tej stronie świata trąbią samochody, jeżdżą taksówki, dziecko płacze na ulicy, wszędzie porozstawiane stragany z owocami, warzywami. Miasto atakuje wszystkie zmysły: jest głośno, gwarno, duszno od zapachów ulatujących z mijanych knajpek. W wąziutkich kamiennych tunelach kasby panuje przyjemny chłód. Gdyby nie te koszmarne siatki rozpięte nad głowami co krok, byłoby całkiem przyjemnie i zwyczajnie – jak na aleppijskim m’dine czy jerozolimskim suku.

Miasto, gdzie kończy się cisza. Fot. Karen, Flickr CC by 2.0.

Miasto, gdzie kończy się cisza. Fot. Karen, Flickr CC by 2.0.

Siatki na starym mieście Fot. Michael Rose, Flickr CC by 2.0. Michael Rose

Siatki na starym mieście Fot. Michael Rose, Flickr CC by 2.0.
Michael Rose

Ale Hebron to przecież nie jest zwykłe miasto. Za chwile wąskie tunele kasby się kończą i znów pojawi się posterunek policji oddzielający żywe miasto od miasta ciszy. Tu przebiega jeden z głównych frontów konfliktu. Tu w ciągu niespełna 100 lat rozlało się wiele krwi. W 1929 r. doszło do okrutnego pogromu Żydów. Z arabskich rąk zginęło 67 osób, w tym kobiety i dzieci. Wiele ofiar zadźgano nożami.

To krwawe zdarzenie ma też jaśniejszą stronę: ponad 200 Żydów znalazło jednak schronienie w arabskich domach. Ostatecznie ocalałych ewakuowano do Jerozolimy. Kilkadziesiąt rodzin wróciło jeszcze do Hebronu na kilka lat, ale po 1936 r. została tu tylko jedna żydowska rodzina Ezra. Byli w Hebronie do 1947 r. Wielki powrót Żydów nastąpił po wojnie sześciodniowej. Wówczas w podupadłym miejskim hoteliku w wigilię święta Pesach zameldowało się 88 osób. Gotówkę za pokoje wyłożył rabin Lewinger. Kilka dni później rabin oświadczył, że zamierzają zostać w mieście na dobre.

Ostatecznie ponad 100 osób przeniosło się do bazy wojskowej w Kiryat Arba. 10 lat później, nocą 1979 r., 10 kobiet i 40 dzieci udało się do budynku Beit Hadassa, w którym przed pogromem w 1979 r. mieścił się szpital. Wśród nich była żona i dzieci rabina Lewingera. Izraelski rząd Begina, choć niechętny powstaniu żydowskiego osiedla w centrum Hebronu, w końcu dał zielone światło na powstanie tu żydowskiej społeczności. W latach 80. żydowscy osadnicy wprowadzili się do kilku punktów w mieście, ich obecność stała się faktem.

W 1994 r. doszło do kolejnej masakry. Tym razem to żydowski osadnik w mundurze izraelskiej armii, lekarz pogotowia Baruch Goldstein, pociągnął za spust M-16 w meczecie Ibrahima, zabijając podczas piątkowych modłów 29 osób i raniąc ponad 100. Sam zamachowiec został skatowany na śmierć przez tych, którzy wtedy byli w meczecie. W mieście wybuchły zamieszki, znów polała się krew, ofiarami padli zarówno Palestyńczycy, jak i Żydzi.

Rząd Icchaka Rabina nie ugiął się jednak pod naciskami i nie zdecydował na wycofanie 400 osadników z Hebronu. Dziś przy osiedlu Kiryat Arba znajduje się grób Goldsteina. Na małej polance-skwerku stoi tylko ten jeden skromny grób, więc sprawia wrażenie, jakby to był pomnik. Co roku czci się kolejną rocznicę jego śmierci. Na nagrobku kłuje w oczy napis: (w wolnym tłumaczeniu) „Tu spoczywa święty, dr Baruch Kappel Goldstein, błogosławiona niech będzie pamięć sprawiedliwego i świętego człowieka, niech Pan pomści jego krew. Poświęcił swą duszę dla narodu żydowskiego, jego Torę i jego ziemię. Jego ręce są niewinne, a jego serce czyste. Zamordowany czczący Pana 14 dnia miesiąca adar, w Purim roku 5754”.

Kiedy się stoi w tym miejscu, przed oczami rozpościera się doskonały widok na Hebron.

W 1997 r. podzielono miasto na część H1 (18 km kw. pod kontrolą palestyńską) i H2 (4,3 km kw. pod kontrolą izraelską, gdzie prócz kilkuset osadników mieszka 35 tys. Palestyńczyków). Druga intifada jeszcze bardziej zaostrzyła sytuację po obu stronach. Zamknięto sklepy. Część miasta pogrążyła się w ciszy.

Hebron stawał się powoli bastionem Hamasu na Zachodnim Brzegu, dziś mieszka tu wielu jego sympatyków. To tu co chwila likwidowane są jego kolejne komórki szykujące się do zamachów terrorystycznych, to z tych okolic pochodzili porywacze trzech żydowskich nastolatków, porwanych i zamordowanych niespełna rok temu, co doprowadziło do kolejnej izraelskiej interwencji w Gazie.

A teraz na ulicę Sahla ma wrócić życie, czyli hałas, zapachy, ludzie. Pytanie, czy już na dobre?