Zakazane głosy o wojnie

5 czerwca 1967 r. rozpoczęła się wojna sześciodniowa. W ciągu sześciu dni izraelska armia wygrała wszystko, co było do wygrania: zajęła Strefę Gazy, Półwysep Synaj, Wzgórza Golan, Wschodnią Jerozolimę, Zachodni Brzeg.

Izrael trzykrotnie powiększył swoje terytorium. Pokazał, jak wygrywać wojny. Gorzej, jeśli chodzi o wygrywanie pokoju.

Wojna sześciodniowa w pamięci historycznej Izraelczyków jest wielkim triumfem, pokonaniem Goliata przez Dawida, dziełem na miarę boskiego stworzenia świata, któremu również wystarczyło sześć dni, by dokonać dzieła. Ta wojna to jeden w ważniejszych punktów izraelskiej historii, ogromny powód do dumy, bo w zaledwie sześć dni Izrael przekonał wszystkich sąsiadów dookoła, że nie warto z nim zadzierać. Odarł z godności Egipt, Syrię, Jordanię, rzucając je na kolana… Żołnierze Cahalu stali się bohaterami, dumą narodu.

Nikt nie dzielił włosa na czworo, nikt nie pytał o szczegóły. Upojenie zwycięstwem wyłączało jakiekolwiek skrupuły. Zresztą o jakich skrupułach ma być mowa, skoro przed wojną w Izraelu panowało przekonanie, że kraje ościenne dążą do jego likwidacji, kolejnego Holokaustu. W tej wojnie nie chodziło więc tylko o zwycięstwo, ale i o przetrwanie. Izrael dowiódł, że potrafi zwyciężać wojny i nie pozwoli, by ktokolwiek mu zagroził.

Tyle historia. Może nawet nie byłoby specjalnej okazji, by o niej wspominać, przecież rocznica też nieokrągła. Postanowiłam jednak przypomnieć Państwu o tej wojnie, ponieważ do dziś jestem pod silnym wrażeniem filmu dokumentalnego, który również i Państwu gorąco polecam. Chodzi o film „Zakazane głosy”, uderzający w mit wojny sześciodniowej.

Tuż po zakończeniu wojny grupa Amos Oz i dziennikarz Avraham Szapira jeździli od kibucu do kibucu, nagrywając na gorąco głosy wracających z walki żołnierzy. Cenzura wojskowa zatrzymała 70 proc. relacji, ale dziś można usłyszeć już wszystkie „zakazane” wcześniej głosy (30 proc. relacji trafiło wcześniej do wydanej przez Szapirę książki „Siódmy dzień: Żołnierze mówią o wojnie sześciodniowej”).


Z relacji wyłania się przejmujący obraz – często rozterek moralnych żołnierzy, ale często po prostu suchej relacji z pola walki. Żołnierze mówią wprost, że mają poczucie, że dokonywali mordów, zabijając cywilów lub nieuzbrojonych żołnierzy arabskich armii. Któryś z nich opowiada o ewakuacji jednej z arabskich wiosek: starszy mężczyzna, wyglądający na takiego, który nigdy wcześniej nie opuszczał tego miejsca, wrócił do swojego domu po rzeczy, zapakował je w koc i zapłakał.

Jeszcze inny o arabskich żołnierzach mówi: „Było mi ich żal, ale kiedy patrzyłem na tych biednych facetów, zastanawiałem się, jakby oni nas traktowali? To nie są istoty ludzkie”. Innemu żołnierzowi uciekające z Jerycha rodziny palestyńskie skojarzyły się z Holokaustem, okupacja izraelska Zachodniego Brzegu kojarzyła się z okupacją Europy przez Hitlera… Opowiadają o brzydkiej twarzy wojny, takiej, o którą zwycięzcy właściwie się nie pyta.

Jak można pytać, skoro ta sama armia zajęła Wschodnią Jerozolimę, otworzyła drogę do Ściany Płaczu? Nie ma przecież świętszych kamieni… W filmie pojawia się i ten wątek (matka jednego z poległych żołnierzy mówi, że Jerozolima nie jest warta nawet paznokcia jego syna), plus szereg wątpliwości, czy kamienie są ważniejsze od ludzi, od śmierci żołnierzy. Plus dylematy, że armia nie podbiła armii, lecz przepędziła z domów zwykłych mieszkańców. Trochę gorzkie to zwycięstwo.

Wojna sześciodniowa. Ówczesny minister obrony Mosze Dajan, szef sztabu Icchak Rabin, gen Rehavam Zeevi i gen. Narkis we Wschodniej Jerozolimie.  ILAN BRUNER, GPO, 07/06/1967, Wikipedia, CC by SA.

Wojna sześciodniowa. Ówczesny minister obrony Mosze Dajan, szef sztabu Icchak Rabin, gen Rehavam Zeevi i gen. Narkis we Wschodniej Jerozolimie.
ILAN BRUNER, GPO, 07/06/1967, Wikipedia, CC by SA.

Oglądając film, miałam poczucie, że słyszę dokładnie to, co myśleli ci żołnierze wtedy, zaraz w pierwszych dniach po wojnie. Jeszcze nie zdążyli sobie niczego przefiltrować, mówili „na surowo”, tak jak było. Dlatego ten film wydaje mi się tak ważny. Nie jest opowieścią po latach, przypomnieniem historii, jest czystą historią.

W filmie zastosowano ciekawy zabieg – dawni żołnierze dziś są właściwie niemymi świadkami tamtej historii. Wielu z nich dziś nadal wierzy, choć coraz mniej, w szanse na pokój. Jeden mówi wręcz, że z biegiem lat stał się bardziej prawicowy.

Ani tamta wojna, ani tym bardziej wojna Jom Kipur, nie przyniosły pokoju. Nikomu. Trudno więc mówić o zwycięstwie. I jeszcze trudniej się z niego cieszyć.

Oczywiście, kilkaset tysięcy dzisiejszych osadników nie będzie ronić łez, mówię raczej o ludziach takich jak Amos Oz, David Grossman, Avraham B. Jehoszua i trochę innych lewicowych zapaleńców, którzy wciąż wierzą w magiczne słowo na „p”.

Tyle że większość Izraelczyków chyba już coraz mniej w nie wierzy, patrząc choćby na wyniki ostatnich wyborów. Widać przecież, że dziś można mieć pewność, że Izrael potrafi wygrać jeszcze niejedną wojnę. I prawie pewność, że nie będzie z tego ani jednego pokoju.